• Dziś /0°
  • Jutro /2°
Wiadomości

W Gorzowie ruszył proces rodziców zmarłego noworodka. „Nie tak wyobrażałam sobie macierzyństwo"

19 listopada 2024, 15:00, Marcin Kluwak
fot. Marcin Kluwak
Przed Sądem Okręgowym w Gorzowie ruszył proces rodziców noworodka, który zmarł w szpitalu. Nikola G. potrząsała 22-dniowym Mateuszkiem, podrzucała i zatykała usta dziecku, doprowadzając do śmiertelnych obrażeń. Z kolei Oskar G. był świadkiem tych wydarzeń, ale nie udzielił pomocy synkowi. Matce grozi nawet dożywocie, natomiast ojcu dziecka do 5 lat więzienia.

Dramat 22-dniowego Matuszka rozegrał się w marcu 2024 roku. Chłopczyk we wtorek 26 marca trafił w stanie krytycznym do szpitala w Gorzowie, a następnie został przetransportowany do szpitala w Poznaniu, gdzie kilka dni później zmarł. Zarzuty w tej sprawie usłyszeli rodzice noworodka - 24-letnia Nikola G. oraz i 25-letni Oskar G. Wyniki sekcji zwłok Mateuszka były wstrząsające. Obrażenia czaszkowo-mózgowe doprowadziły do zgonu noworodka, okazało się, że dziecko miało krwiaka na dnie oka.

Matka zmarłego noworodka cały czas przebywa w areszcie. Z kolei Oskar G. opuścił areszt i odpowiada z wolnej stopy. Prokurator zastosował wobec niego środki wolnościowe w postaci dozoru policji i zakazu opuszczania kraju.

Obrońcy oskarżonych chcieli wyłączyć jawność z uwagi na hejt

We wtorek 19 listopada w Sądzie Okręgowym w Gorzowie ruszył proces Nikoli G. i Oskara G. Obrońcy oskarżonych wnioskowali o wyłączenie jawności rozprawy, argumentując, że medialne relacje mogą zakłócić spokój publiczny, naruszyć interes prywatny małoletniego pokrzywdzonego oraz potęgować hejt wobec Nikoli G. i Oskara G. - Informacje, które media rozpowszechniają, powoduje hejt i niepokój publiczny. Drastyczne okoliczności sprawy nie powinny być ujawniane opinii publicznej - podkreślała obrończyni Oskara G.

Prokurator Dorota Kędra-Kosmowska sprzeciwiła się temu, twierdząc, że brak jest podstaw do wyłączenia jawności, a argumenty obrońców dotyczą wyłącznie interesu oskarżonych. Sędzia Kamil Jarocki oddalił wniosek, uznając, że nie ma przesłanek do prowadzenia rozprawy za zamkniętymi drzwiami.

Ruszył proces rodziców skatowanego noworodka z Gorzowa.

- Oskarżam Nikolę G. o to, że w okresie od 9 do 26 marca 2024 roku znęcała się fizycznie nad synem Mateuszem G. w ten sposób, że potrząsała jego ciałem, podrzucała, zasłaniała usta, uderzała w głowę, powodując w ten sposób średnie obrażenia ciała w postaci złamania trzonu lewej kości ramiennej i wylewy krwawe do siatkówki obu gałek ocznych oraz ciężkie obrażenia ciała w postaci krwiaka podtwardówkowego powikłanego obrzękiem i śmiercią mózgu, które stanowiły ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, przy czym obrażenia śródczaszkowe skutkowały śmiercią noworodka, co oskarżona powinna i mogła przewidzieć - mówiła prokurator Dorota Kędra-Kosmowska  z Prokuratury Okręgowej w Gorzowie.

Druga część aktu oskarżenia, odczytywana przez prokuratora, dotyczyła ojca dziecka. 

- Oskarżam Oskara G. o to, że okresie pomiędzy 9 a 25 marca 2024 roku będąc osobą, na której z mocy ustawy ciążył obowiązek opieki nad synem Mateuszem G., naraził noworodka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w ten sposób, że będąc kilkukrotnie świadkiem potrząsania dzieckiem, podrzucania nim, zakrywania ust przez matkę Nikolę G. nie udzielił mu pomocy poprzez powstrzymanie jej od takich zachowań – odczytywała w akcie oskarżenia prokurator Dorota Kędra-Kosmowska.

Matce noworodka grozi 25 lat więzienia lub dożywocie, natomiast ojcu dziecka do 5 lat więzienia.

Matka nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że noworodek wypadł jej z rąk

Nikola G., matka noworodka, nie przyznaje się do winy, odmówiła składania wyjaśnień. Podczas rozprawy łamiącym się głosem i ze złami w oczach mówiła, że żałuje tego co się stało i że nie jest w stanie odpowiadać na pytania. Sędzia odczytał wcześniejsze zeznania kobiety.

- Nie przyznaję się do wszystkiego. Nie głodziłam synka i nie biłam go. Przyznaję się jedynie, że nim potrząsałam. 25 marca trzymałam go na rękach, kiedy przygotowywałam mleko, robiłam to jedną ręką. Zaczął się prężyć i upadł mi na podłogę w sypialni, gdzie są panele. Nie wiem, jak to się stało, że mi upadł. Podniosłam go i zaczęłam bujać, jak się uspokoił, to nakarmiłam i położyłam spać. Jak płakał, to starałam się go uspokoić, tylko jeden raz mi upadł. Dwa razy zdarzyło mi się zakryć mu usta, kiedy płakał. Kiedy syn mi upadł, nikomu o tym nie powiedziałam, bałam się. W szpitalu też o tym nie powiedziałam, bo bałam się, że powiedzą, że jestem złą matką – odczytywał zeznania oskarżonej Nikoli G. sędzia Kamil Jarocki.

Ojciec dziecka nie przyznaje się winy. "Żona podrzucała synkiem i byłem tym przerażony".

Również Oskar G. nie przyznał się do winy. - Bardzo mi przykro z tej całej sytuacji. Nie tak miało wyglądać nasze życie małżeńskie. Po śmierci syna przeżyłem traumę, do tej pory ją mam. Często go odwiedzam na cmentarzu, staram się jakoś z tym żyć. To wszystko, już dalej nie mogę mówić - mówił łamiącym głosem oskarżony Oskar G. Następnie sędzia odczytał wcześniejsze zeznania mężczyzny. 

- Syn płakał, jak był głodny. Czasem płakał nawet jak się najadł, ale dalej płakał. Czasem żona podrzucała syna, żeby go uspokoić. Ja się nawet przeraziłem, jak to zobaczyłem. Powiedziałem jej, żeby tak nie robiła, bo bałem się, że może upaść. Ona powiedziała, że nic się nie stanie. Widziałem jeden raz, że zakryła mu usta, jak płakał, ale nie zareagowałem na to. Dziecko było planowane i kochane. Nie przyszło mi do głowy, żeby żona mogła zrobić krzywdę naszemu synowi - odczytywał zeznania oskarżonego Oskara G. sędzia Kamil Jarocki.

Szokujące zeznania świadków. „Nie tak miało wyglądać macierzyństwo, miało być jak w mediach społecznościowych".

Pierwszym ze świadków była policjantka, która zajmowała się konwojowaniem Nikoli G. - W pewnym momencie pani G. powiedziała, że nie wie, jak to wszystko się stało, że nie chciała zrobić synowi krzywdy. W trakcie osadzania zatrzymana powiedziała, że dziecko jej nie upadło - zeznawała funkcjonariuszka. Następnym świadkiem była funkcjonariuszka policji z wydziału dochodzeniowo-śledczego, która rozmawiała z Nikolą G.

- W trakcie rozmowy pani G. długo negowała, że miała udział w sprawstwie. Mówiła, że nic się nie wydarzyło w domu, jeżeli chodzi o upadek, stosowanie przemocy. Po godzinie otworzyła się, powiedziała, że nikomu nie powiedziała tego, że dziecko upadło. Tłumaczyła, że trzymała dziecko w jednej ręce i to dziecko miało jej wypaść. Ta wersja była dla mnie niewiarygodna, ponieważ mam trójkę dzieci, żadne z moich dzieci nigdy nie trafiło do szpitala, a zdarzało im się zlecieć z kanapy. Niewiarygodne było dla mnie, żeby takie obrażenia wynikały tylko i wyłącznie z upadku. Poprosiłam więc raz jeszcze panią G., żeby mi opowiedziała o tym, co poprzedzało ten upadek i ten dzień. Z tego, co usłyszałam, to dziecko miało płakać od soboty, w niedzielę ona już sobie z tym płaczem nie radziła. Zapytałam panią G. w jaki sposób uspokajała i w jaki sposób reagowała. Usłyszałam, że zdarzało jej się zatykać ręką dziecku twarz, że było to kilkukrotnie, usłyszałam też, że było podrzucane. Pytałam, czy zdarzyło jej się trząść tym dzieckiem, co potwierdziła. W szpitalu pani G. również negowała, żeby cokolwiek się wydarzyło. Zapytałam, dlaczego nie powiedziała lekarzom, ze dziecko jej upadło. Oświadczyła, że miała świadomość, że jej to dziecko zabiorą i że skończy na policji. Na koniec powiedziała coś, co mną wstrząsnęło i będę to pamiętała do końca życia, że nie tak wyobrażała sobie macierzyństwo. Zapytałam więc jak. Nikola odpowiedziała, że tak jak w mediach społecznościowych – zeznawała policjantka.

Jeden z biegłych przyznał, że obrażenia nie mogły powstać w wyniku upadku dziecka, ponieważ byłoby widać wówczas obrażenia zewnętrzne. - Literatura mówi jasno, że zespół dziecka potrząsanego można zwykle zdiagnozować z pewnością w przypadku występowania rozległego krwotoku siatkówkowego w połączeniu z krwotokiem śródczaszkowym lub innymi obrażeniami mózgu u niemowlęcia - podkreślał biegły.


Podziel się

Komentarze


Imprezy


Pozostałe wiadomości