Hity i kity po gorzowsku. Wartownia. Kukułcze jajo?

Brucem Wszechmogącym, niestety – a może na szczęście – nie jestem. Nie jestem w stanie pomóc nieszczęśnikom mieszkającym w pobliżu. Jak prezydent postanowił, tak zapewne będzie. Nie pomogą procesje błagalne zdesperowanych mieszkańców do Deszczna. W Deszcznie Wartowni nie słychać. Problemu nie ma.

Wartownia niewątpliwie ubogaci wizualnie zielone bulwary nad Wartą. Metalowe płoty z postrzępioną czarną szmatą, wygradzające pół chodnika. Przypominające zapachy Prowansji plastikowe kibelki ToiToi. Kontenery z demobilu. Klimat gwarantowany. Nie mogę doczekać się lata.

Wartownia niewątpliwie jest gorzowianom potrzebna. Zwłaszcza młodzieży, która w wakacyjne wieczory szuka rozrywki bardziej aktywnej niż obsesyjne scrollowanie TikToka w trybie cyfrowych zombie. Od czasu do czasu trzeba poszaleć, poskakać w dzikich pląsach czy też przepłukać gardło schłodzonym napojem. Niekoniecznie bezalkoholowym.

Szkoda, że nikt w ratuszu nie wpadł na pomysł, by przygotować profesjonalne miejsce do imprez plenerowych. Przyjazne, estetyczne. Ze stałą infrastrukturą. Wyciszone ekranami akustycznymi. Dodać fajne murale z klimatem. Mogłoby służyć młodzieży nie tylko kilka wakacyjnych tygodni, ale również wiosną lub jesienią.

Jeśli miasto stać na nieustanne pompowanie milionów w konający żużel, zróbmy coś fajnego dla młodych. Wał Okrężny, być może nawet okolice mostu kolejowego – temat otwarty. Wyciszone oraz dobrze zaprojektowane, nie zaś wyglądające jak objazdowa składnica odpadów wszelakich, miałoby szansę zyskać przychylność mieszkańców.

Tak jest od lat. Zamiast zaprojektować Wartownię raz a dobrze, co roku mamy kukułcze jajo do podrzucenia. Raz, dwa, trzy… w tym roku Wartownię pod oknem masz… Ty. Mieszkańcom ulicy Fabrycznej oraz Towarowej z serca współczuję.