• Dziś /-3°
  • Jutro /-2°
Wiadomości

Trytytka, tektura i królewski orszak – czyli Sylwester po gorzowsku

1 stycznia 2025, 16:44, Robert Trębowicz
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? Szeptał między sobą lud gorzowski, który sylwestrowej nocy zebrał się w cieniu katedralnej wieży. Podmuchy lodowatego wiatru nadwyrężały trytytki podtrzymujące ostatkiem sił tekturowy wystrój miasta. Wszyscy nasłuchiwali wybicia północy z wieży zegarowej w …Kłodawie. Mimo prób przekonania kościelnych hierarchów, by ubytki w zegarze uzupełnić po taniości na AliExpress, na katedralny zegar od lat liczyć nie można.

Krótko przed północą mieszkańcy Gorzowa, jak również Gorzowa Wielkopolskiego, dojrzeli królewski orszak, który podążał ku centrum od strony Chwalęcic, zwanych gorzowską Rublowką. Powiadają, że jaka metropolia taka dzielnica luksusu. Zielonogórzanie mają swoją Île-de-Racula. Mimo wszystko ulica Chrobrego podobnie jak paryska Avenue des Champs-Élysées rozbłysła blaskiem lokalnych osobistości. 

Orszak otwierała Królowa Krystyna. Odkąd w lokalnej polityce imię Elżbieta stało się lekko passe, to niekwestionowana władczyni północnych rubieży lubuskiego, niosąca kaganek elektryfikacji. Powiadają, że bez jej zgody nawet mucha nie śmie kichnąć w dworcowej poczekalni. Przychylne oko królowej jest na wagę złota, a jej dobre słowo ma moc większą niż siedem życzeń kota Rademenesa.

Tuż za nią Lexus’ową karocą podążał złoty mecenas, któremu towarzyszyła Anna Przewodnicząca Lubuska. Zgodnie z najnowszymi światowymi trendami, transmisję on-line z wjazdu zacnego rodu gorzowianie mogli podziwiać bezpośrednio na TikTok'u. W gorzowskim zaścianku powiało wielkim światem z nutą luksusowego glamour. Nie od dziś wiadomo, że Anna Przewodnicząca Lubuska wyznacza nowe trendy, wnosząc powiew świeżości na salony.

Na czele orszaku można było podziwiać również Surowego Przewodniczącego, o spojrzeniu tak przenikliwym jak rezonans magnetyczny. Powiadają, że to lord kanclerz Królowej Krystyny, ale będąc na zesłaniu nie wszystkie subtelności dostrzegam z odległych rubieży lubuskiej galaktyki. 

Surowy Przewodniczący to persona ważna. Szerokie kontakty w świecie biznesowo-towarzyskim tuż przed Wigilią poszerzył o…Świętego Mikołaja, pokazując ludzką twarz w ujmującej rozmowie. Powiadają nawet, że numer telefonu wybierał kopytkiem Renifer Rudolf, chwilę przed tym jak zbiegł z katedralnymi wskazówkami do Budapesztu. Gdybym tylko wiedział, że ma takie kontakty, sam poprosiłbym przewodniczącego o wstawiennictwo u Mikołaja, bo posucha ostatnio.

Czas mijał. Kolejne persony wjeżdżały karocami na Stary Rynek. Nie sposób wymienić wszystkich. Ulice były pełne dyliżansów z tablicami VIP. Pierwszego, drugiego oraz minionego sortu. Gorzowianie wypatrywali miłościwie panującego Deszczowego Jacka, który najwyraźniej się spóźniał. Dobrze poinformowani wiedzieli jednak, że pojechał wozem strażackim ugasić pożar w gorzowskiej „Stali”, co tłumaczyło spóźnienie. Jackową sikawkę podtrzymywali Gumowy Jacek oraz Maciej z Buszu, pilnując kątem oka, by gasić celnie, nie roniąc żadnej kropelki. Nad poufnością akcji pieczę trzymała Plażowa Sylwia, która jak Rejtan własną piersią blokowała drogę wścibskim dziennikarzom. Równocześnie przyjmowano zakłady, czy wystarczy uprzednio zakupionego środka gaśniczego (za 2,5 miliona), czy będzie kolejna zrzutka do strażackiego hełmu.

W uznaniu za sprawną obsługę sikawki, Gumowego Jacka namaszczono na miejskiego protektora w żużlowej stajni, która zaczęła przypominać Stajnie Augiasza. Trochę obornika do przerzucenia będzie. Radości jednak nie było końca. Szampan nie wytrzymał w lodówce do sylwestrowej nocy. Druciki nad korkiem w Sowietskoje Igristoje poluzowano tuż po pamiętnej sesji budżetowej, zwaną sesją cudów.  

Kto wie, może to sam Cygarowy don Władysław rzucił na radnych skuteczne żużlowe zaklęcie? Tego nie wiedzą nawet gorzowskie kruki o piórach tak ciemnych jak czerń BMW.

Krótko przed kolegialnym przemówieniem najzacniejszych rajców, od strony Zawarcia dobiegły odgłosy nadjeżdżającego pociągu. Akustycznie przypominały strzały defibrylatora podpiętego do umierającego silnika. To lubuski imperator Marcin Wielki z wrodzoną gracją zmierzał ku miejskim bramom na pokładzie najnowszego lubuskiego szynobusu.

Na czas przejazdu pojazd otrzymał specjalny status Lubuskie Force One, a siedzenia pokrowce z himalajskiego kaszmiru. Czerwony aksamitny dywan oczekiwał w gotowości na peronie czwartym, ale podróż przeciągała się niemiłosiernie. Pojazd, jak dziki mustang,  stawał dęba przed każdą stacją na przynajmniej pół godziny. Serwisanci producenta wyrwali z rozpaczy ostatnie włosy z głowy, by usunąć całą listę usterek fabrycznych. Widząc, co się dzieje, Królowa Krystyna wskoczyła na konia, by pognać z odsieczą Marcinowi Wielkiemu, ratując sytuację, jak na inżyniera przystało. Koniec końców przywiozła gościa konno. Pojazd ostatecznie wyzionął ducha gdzieś przy kurczakowych polach koło Deszczna.

Gdy już wszyscy notable dotarli pod katedralne mury, rozpoczęła się zabawa do białego rana. Muzyczny duet Waldemar & Sławomir skocznie przygrywał ludowi zielonogórskie hity, w rytm których podrygiwała nawet Królowa Krystyna. Zajadano warciańskie śledzie, popijając domowym destylatem z zacnej renety landsberskiej. Dodatkowo zielonogórski gość przywiózł w darze dwie butelki zacnego lubuskiego wina Chateau de Podgórna. Postanowiono jednak przeznaczyć trunki na licytacje wspierającą upadający klub żużlowy. Na paliwo do motorków jak znalazł. Próbowano także lokalnych ostryg z Kłodawki, co okazało się niezbyt fortunne. Interweniować osobiście musiał Surowy Przewodniczący, przywołując ratunkowy dyliżans dla smakoszy, a degustacja skończyła się szpitalną lewatywą.

Tylko gorzowska czarownica znad swojej studni złowieszczo zerkała na zgromadzonych, myśląc jaki numer wykręcić mieszkańcom w Nowym Roku 2025. 

Robert Trębowicz


Podziel się

Komentarze

Zobacz nową kamerę na żywo z Gorzowa

Zobacz także

Imprezy


Pozostałe wiadomości