• Dziś /2°
  • Jutro /1°
Wiadomości

Miał nakaz eksmisji i nie chciał oddać domu

2 maja 2015, 12:02, red
Starannie porozkładał kanistry z benzyną. Podpalił najpierw mieszkanie, później zszedł do garażu. Świadkowie mówią, że gdy wbiegli do garażu jeszcze żył. Obok płonął samochód i kolejne kanistry benzyny.

O wydarzeniu, do którego doszło w piątkowe popołudnie w jednym z budynków przy ulicy Osiedlowej pisaliśmy szerzej w artykułach: Wybuch gazu na Zakanalu. Pali się dom oraz 60-latek podpalił dom i powiesił się w garażu. Na chwilę obecną policjanci, jak i prokuratorzy nie mogą zbyt wiele powiedzieć.

- W tej chwili jest prowadzone śledztwo pod nadzorem prokuratora. Bardzo ważne będą też wyniki raportów biegłego z zakresu pożarnictwa oraz grupy dochodzeniowo-śledczej. Po weekendzie będziemy przesłuchiwać sąsiadów i potencjalnych świadków. Sprawa jest cały czas w toku – mówi Marcin Maludy z zespołu prasowego lubuskiej policji.

Dużo natomiast mówią sąsiedzi – świadkowie całego zajścia, którzy ratowali samobójcę, oraz wezwali do pomocy specjalistyczne służby. - Zobaczyliśmy, że coś się pali. Mąż pobiegł zobaczyć, co się dzieje. Gdy dostał się do garażu, on jeszcze żył. Obok płonącego już samochodu stały kanistry z benzyną. Było tam bardzo niebezpiecznie – tłumaczy inna sąsiadka.

Od samego rana na ulicę Osiedlową przyjeżdżają pielgrzymki. Ludzie kilkukrotnie przejeżdżają swoimi samochodami, niektórzy zatrzymują się i oglądają pozostałości po okazałym budynku. Wiele osób też przychodzi pieszo i na bieżąco komentuje wydarzenia, które miały miejsce w życiu Zygfryda W. i które to miały pchnąć go do tak desperackiego kroku.

Oczywiście wersji wydarzeń jest tak dużo, ile jest ludzi. W jednym wszyscy są zgodni. Mężczyzna ten spalił cały dom, aby nie oddać nic swojej rodzinie, z która był skłócony. Zygfryd W. miał trójkę dzieci, rozwiódł się z żoną. Według sąsiadów, mężczyzna ostatni rok spędził w więzieniu. - Miał nakaz eksmisji i wygrażał się wielokrotnie, że jego żona tego domu nigdy nie dostanie – mówi jedna z sąsiadek.

60-latek zaplanował wszystko ze starannością. Chciał mieć pewność, że dom spłonie. Na wyższych kondygnacjach poustawiane były kanistry z benzyną. To miało zagwarantować, że z domu nie zostanie nic. Hubert Harasimowicz, lubuski Komendant Wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej mówił w wywiadzie dla portalu gorzowianin.com, że podczas akcji gaśniczej doszło do trzech kolejnych wybuchów. - Pożar był bardzo trudny do opanowania. Na miejscu pracowało aż 19 jednostek straży – tłumaczy Harasimowicz.

Fotoreportaż



Podziel się

Komentarze

Zobacz nową kamerę na żywo z Gorzowa

Imprezy


Pozostałe wiadomości