Artur Radziński o ustawie deregulacyjnej

Z jednej strony trudno nie zgodzić się z tezą, że jeżeli absolwent prawa po trzyletniej aplikacji ma odbywać jeszcze dwuletni staż, to takie staże być może powinny być zlikwidowane.

Obawiam się jednak, że w przypadku wielu zawodów podlegających deregulacji, a ma być ich w sumie ok. 200, na rynek pracy wejdzie wiele osób nie posiadających wystarczających kwalifikacji do wykonywania danego zawodu. Trudno mi wyobrazić sobie np. deregulację w zawodzie notariusza, który własnym majątkiem odpowiada za błędy popełnione przez siebie w akcie notarialnym. Zresztą dostęp do tego zawodu, jak i wielu innych, jest już od kilku lat znacznie łatwiejszy.

Podobnie jest z zawodem pośrednika nieruchomości. Dotychczas dostęp do tego zawodu wymagał ukończenia studiów wyższych oraz podyplomowych., a sama procedura przyznawania licencji od kilku lat ma charakter bardzo otwarty . Dlatego obawiam się, że przesadnie uchylony dostęp do wielu zawodów może wiązać się z bylejakością.

Trudno mi wyobrazić sobie taką sytuację, aby komuś, kto handlował np. używanymi ubraniami i otworzył biuro pośrednictwa w obrocie nieruchomościami powierzyć pieniądze przy zakupie nieruchomości czy też zlecić sprzedaż majątku nieraz całego życia. Zawód ten, jak wiele innych planowanych przez ministra do tzw. deregulacji, wymaga wysokich kwalifikacji w zakresie wiedzy z ekonomii, prawa, geodezji, budownictwa oraz etyki i psychologii.

Dlatego nie wierzę, aby komuś, kto chce sprzedaż lub kupić nieruchomość nie zależało na tym, aby być obsłużonym przez specjalistę z prawdziwego zdarzenia.

Podsumowując, władza powinna zatem ułatwiać dostęp do zawodów, ale nie metodą na „chybił trafił”.

Artur Radziński
pośrednik nieruchomości i doradca inwestycyjny