Burmistrz zostaje

(fot. Bartosz Zakrzewski)

Mieszkańcy mogli oddać swój głos w 11 komisjach wyborczych na terenie gminy, w tym siedmiu miejskich. Uprawnionych do głosowania było ponad 10 tys. mieszkańców gminy. Aby odwołać Tomasza Watrosa potrzebne były 2594 głosy, czyli 60 procent liczby mieszkańców, którzy poszli do urn w grudniu 2010 r. (wtedy głosowały 4323 osoby).

W niedzielę 1 kwietnia w lokalach wyborczych w Skwierzynie i okolicach pojawiło się jednak nieporównywalnie mniej uprawnionych do głosowania. W sumie w referendum udział wzięło jedynie 1317 osób (9 głosów było nieważnych). Za odwołaniem burmistrza Watrosa było 1237 mieszkańców. Przeciwko odwołaniu głosowało 71 osób.

Niska, 13-procentowa frekwencja sprawiła, że referendum okazało się nieważne.

Jak wyniki referendum komentuje burmistrz Tomasz Watros? - Z jednej strony otrzymałem kredyt zaufania na kolejne 2,5 roku rządów, z drugiej - czuję respekt dla tysiąc osób, które były za odwołaniem mnie. Mam teraz czas, aby tych nieprzekonanych przekonać - mówi burmistrz Skwierzyny.

I zaznacza: - Ostatnie kilka miesięcy to był ciężki czas nie tylko dla mnie, ale również dla pracowników urzędu.

Przeciwnicy burmistrza i wnioskodawcy referendum chcieli odwołać Watrosa m.in. za to, że - ich zdaniem - w czasie urzędowania nowego burmistrza wzrosły koszty funkcjonowania urzędu, a Watros miał brać kolejne kredyty na spłatę uprzednio zaciąganych zobowiązań.

- Miałem ten komfort, że od dnia, kiedy zostałem burmistrzem, wiedziałem, że przeciwnicy będą chcieli mnie odwołać w referendum. Miałem dość czasu, aby się przygotować - uśmiecha się Watros.

Podkreśla: - Dopiero teraz będzie widać efekty naszej pracy, bo przecież procedury trwają, od zaplanowania inwestycji i napisania wniosku o fundusze pomocowe do uzyskania wsparcia długa droga.

I za przykład podaje inwestycję współfinansowaną z programu schetynówek. W poniedziałek na modernizowanej za 1,6 mln zł ul. Leśnej wbito pierwszą łopatę.

Kamil Siałkowski