• Dziś /0°
  • Jutro /8°
Wiadomości

Miasto chciało dobrze, tylko mieszkańcy narzekają...

12 lipca 2019, 09:16, czytelnik
Miasto jak zwykle zakpiło ze zwykłych mieszkańców. Zignorowali osoby które inwestycja dotknie bezpośrednio zarówno w czasie planowania jak i teraz już po fakcie. Razem z sąsiadami mieszkamy w kamienicy której podwórko zostało "upublicznione". W 2018 r. pojawiła się informacja o remoncie podwórka. Każdy się ucieszył ponieważ wiązało się to z położeniem warstwy utwardzonej na ziemi (w naszym przypadku kostka brukowa) lub kratki zagęszczającej (druga połowa podwórka).

Oczywiście kratka zagęszczająca zbyt długo nie przetrwała i po pierwszych deszczach okazało się (o jakie zaskoczenie!), że auta jadące po trawie ten trawnik zryją. Chyba geniusza nie potrzeba by być tego świadom, ale cóż osoba planująca przestrzeń publiczną się nie popisała. Nie pierwszy raz. Wtedy MNP (miłościwie nam panujący) uznali, że konieczne jest wysypanie trawnika kamyczkami. Powiedzmy, że problem rozwiązany.

Ale podwórko to koszta. Aj koszta koszta. Jak by tutaj zrobić podwórko ale jakoś na tym zarobić... Fajnie by było kupić głosy! "Ale mieszkańców jest raptem kilkuset. Za mało jak na taką inwestycję. Zbudujemy przestrzeń publiczną!" pomyśleli MNP. Jak pomyśleli tak zrobili.

Będę szczery, Gorzów do miast kulturalnych nie należy. Szczególnie w centrum łatwo jest spotkać kolekcjonera telefonów czy testera lakieru samochodowego. Dlatego ja oraz praktycznie każdy z okolicy gdy tylko mógł, wolał postawić auto na podwórku z dala od ciekawskich oczu nieproszonych gości. Obecnie najpierw szuka się miejsca na ulicy, a gdy już się go nie znajdzie to ze smutkiem wymalowanym na twarzy zjeżdża się na podwórko licząc na łut szczęścia i wejście następnego poranka do niezniszczonego auta. Dlaczego sytuacja tak wygląda? Otóż wraz z remontem nawierzchni w ramach walki o głosy, włączono nasze podwórko w szlak rowerowy idący przez centrum (niedaleko hotelu Gracja, tyły Liceum Ekonomicznego, nasze podwórko i dalej w siną dal). Ale ścieżka rowerowa nie była by kompletna bez atrakcji. Dodano dlatego ławeczki i plac zabaw dla dzieci. Jak na ten moment istna sielanka!

Jak by tu kupić jeszcze trochę głosów... Fajnie by było zbudować altanki! No genialny pomysł, wszyscy koneserzy tanich trunków się ucieszyli na te wieści. Ale ich radość trwała krótko. Szybko zostali przegonieni przez wandali, chamstwo i pospólstwo pod szyldem "nastolatkowie". Tak, żuli u nas nie ma. Trochę szkoda, bo na początku gdy jeszcze nie byli przegonieni to widok może nie był zachęcający ale kultura była. Butelki były w śmietniku a i "dzień dobry" się usłyszało. O gdybyśmy tylko my naiwni mieszkańcy byli świadomi, że do tego zatęsknimy. Jest dużo gorzej. Jest młodzież która zachowuje się jak bydło. Niszczy mienie, bije butelki, dewastuje okolice, śmieci, wkłada butelki w nadkola samochodów a nawet dla zabawy te auta rysuje czy kopie! Dla większego komfortu imprezowiczów lampa na podwórku skierowana jest jedynie w przeciwnym kierunku. Altanę spowija mrok. Przecież światło mogłoby naszą śmietankę towarzyską spłoszyć. Ktoś by powiedział "przecież można zadzwonić na policję". Można, i robimy to. Policja w ciągu miesiąca jest częściej niż kiedyś w ciągu roku. I co? I nic. Nic się nie zmienia. Szczerze współczuję Pani sprzątającej codziennie ten syf! Przy samej altance jest śmietnik. Dosłownie 1 metr od ławki na której się siedzi. Lepiej rozwalić śmieci wszędzie dookoła! Zrobiłem jedynie kilka zdjęć ponieważ nie ma sensu więcej skoro niemal codziennie jest to samo. Oczywiście jeśli przyjdzie się około 9-10 rano jest czysto i schludnie (bije pokłony przed Panią sprzątającą) ale wychodząc do pracy wcześniej trzeba uważać na szkło i sprawdzać nadkola.

Oczywiście problem nie dotyczy tylko mieszkańców kamienic. Miasto ma również w poważaniu (by nie napisać dosadniej) małe dzieci. Do podwórka przylega przedszkole na podwórku którego również lądują butelki i inny syf.

"Przecież miejsca wyjścia są potrzebne!" ktoś mógłby krzyknąć. Oczywiście. Ale spójrzmy na "kwadrat". Nie został stworzony z czyjegoś podwórka. Nie zabrano przestrzeni prywatnej mieszkańcom. Ludzie tam nie parkowali samochodów. Teraz dochodzi do tego, że wieczorem nie wynoszę śmieci by nie dostać w zęby. Jeśli koniecznie muszę to biorę gaz pieprzowy ze sobą i sznuruję buty na wypadek sprintu do klatki. Chyba nie tak powinna wyglądać rzeczywistość w centrum miasta wojewódzkiego w XXI wieku. Wstyd!

Czy coś można z tym zrobić? Administracja i miasto nabiera wody w usta albo jedynie zdawkowo "nie da się". Przecież bez problemu można postawić płot oddzielający strefę publiczną od podwórka. Można zamontować bramę wjazdową na podwórko oraz zamknąć "szczalnie"... och przepraszam "przejście". Oczywiście ADM powie, że przejścia nie można zamknąć ponieważ jest to droga pożarowa... Na jakim świecie oni żyją? Dla kogo? Każdy korzysta z klatki schodowej. Mieszkańcy korzystają sporadycznie ponieważ tam zazwyczaj śmierdzi moczem i jest wykorzystywane głównie przez imprezowiczów. Straż pożarna to nie są nieporadni chłopacy. Jak będę musieli wejść to dadzą radę razem z drzwiami na klatkę.

Jeszcze jeden drobiazg. Na podwórku stoi porzucony samochód. Pobite szyby, zniszczone koła. I co? Nic nie można z nim zrobić ponieważ „mają związane ręce”. Auto pojawiło się jednej nocy i od tamtej pory stanowi problem dla mieszkańców i zagrożenie dla dzieci które zrobiły sobie w nim miejsce zabaw.

Fotoreportaż



Podziel się

Komentarze


Zobacz także

Imprezy


Pozostałe wiadomości