• Dziś /-1°
  • Jutro /-1°
Wiadomości

Mecz w Wągrowcu okiem kibiców

21 lutego 2011, 20:07
fot. Katarzyna Popławska
Czyli przeżyjmy to jeszcze raz. Tym razem z perspektywy fanów GSPR Gorzów. - Jesteśmy zbudowani postawą naszych „walczaków”. W świat poszedł wynik, ale dla nas jesteście moralnymi zwycięzcami tego pojedynku - piszą w liście do redakcji Katarzyna i Krzysztof Popławscy.

Do Wągrowca na mecz wybraliśmy się po raz pierwszy. Zawsze ciekawiły nas różnego typu opinie dotyczące meczów rozgrywanych w tym pięknie położonym miasteczku.

Postanowiliśmy wesprzeć naszych zawodników, mimo wielu komentarzy, że nasze szanse na pozytywny wynik są mizerne. Wszak Nielba to solidna ekipa, ze znanymi nazwiskami w składzie, "otrzaskanymi" na ligowych parkietach zawodnikami. Dodatkowo atut własnej hali i żywiołowo reagującej publiczności nie powinny pozostawić złudzeń. Dobrze, że tym tokiem rozumowania nie poszli gorzowscy szczypiorniści i od pierwszych minut zagrali bez kompleksów!

Pierwsze wrażenia z Wągrowca były bardzo pozytywne. Pięknie usytuowany Ośrodek Sportu i Rekreacji, ze znakomitą bazą treningową. Na początek naszą uwagę przykuła cena biletów w kwocie umożliwiającej wstęp na mecz kadry Wenty oraz brak opcji ulgowej. Fakt ten nieco zadziwia, zważywszy, że społeczność z regionu dawnego woj. poznańskiego do rozrzutnych nie należy. Pierwsze wejście na halę wywarło pozytywne wrażenia. Trybuny po obu stronach i niesamowita bliskość boiska pozwalała wierzyć w możliwość dobrej obserwacji zawodów. Niestety, mimo wejścia na halę blisko godzinę przed meczem, usiedliśmy zupełnie na uboczu z powodu numeracji miejsc na biletach. Jak się później okazało, miało to swoje dobre strony, gdyż w tym akurat miejscu siedzieli starsi kibice i rodziny z dziećmi. Pozwoliło to nam oglądać zawody bez większej krępacji, choć nie afiszowaliśmy się zbytnio z tym, komu kibicujemy - pouczeni wcześniej przez osoby, które gościły już w Wągrowcu. Wspieraliśmy więc zawodników jedynie mentalnie, choć wielu z nich wiedziało o naszej obecności i nie zawiedli naszych oczekiwań, co do ich postawy.


Przebieg spotkania był bardzo wyrównany. Już pierwsze minuty pokazały, że nasi zawodnicy nie przyjechali, by ten mecz po prostu odegrać. Wielka mobilizacja, ambicja, chęć do gry sprawiły, że ekipa z Wągrowca zaczęła mocno się zastanawiać nad swoim - z założenia - łatwym zwycięstwem w tym meczu.

Wśród gospodarzy pełni swoich możliwości nie pokazał aspirujący do gry w kadrze - Dawid Przysiek, z dobrej strony pokazali się: rozgrywający Łukasz Gierak oraz wychowanek gorzowskiej piłki ręcznej - Andrzej Wasilek, choć i oni nie ustrzegli się błędów. Kompletnie bezradni byli bramkarze miejscowej drużyny. Piłki, które odbił zaznajomiony z ubiegłorocznymi występami w Lidze Mistrzów - Marek Kubiszewski - można policzyć na palcach jednej ręki. Częściej jednak był wręcz bezradny, a nawet ośmieszany przez gorzowskich piłkarzy, co wywoływało wielką dezaprobatę na trybunach dla jego poczynań. Na chwilę uwagi zasługuje lewoskrzydłowy - Przemysław Krajewski. Umiejętności czysto sportowych nie można mu odmówić, rozegrał z naszą drużyną dobre spotkanie, jednak jego gra bez piłki zasługuje na sporą krytykę. Jest to zawodnik, który braki w wyszkoleniu nadrabia prowokowaniem rywala, ciągłą dyskusją i krytyką sędziów. Kary dwuminutowe, które uzyskał w spotkaniu nie były dziełem przypadku - za typowo niesportowe zagrania. Gdyby sędziowie byli bardziej skrupulatni względem jego zachowań, to już w pierwszej połowie zakończyłby swą przygodę w tym meczu. Ciągniecie za koszulkę, a szczególnie za rękę i szyderczy uśmiech po faulu na rywalu biegnącym do kontry - to ogólne podsumowanie gry tego zawodnika.

Nasza ekipa to tradycyjnie kapitalna "reżyserka" w osobie Filipa Kliszczyka, który swoją grą, ale także doświadczeniem, umiejętnością znalezienia się w sytuacji, a także pomocą dla młodszych zawodników zasługuje na wielkie słowa uznania. Wspaniałe zawody rozegrał Mateusz Przybylski. Jeśli ten zawodnik będzie nadal rozwijał się w dobrym kierunku, może zrobić sporą karierę. Tzw. "swoje" zagrali: Robert Fogler, Tomasz Jagła Mateusz Krzyżanowski oraz bezbłędnie na kole Arek Bosy, otrzymujący znakomite podania od rozgrywających. Dobrym rozwiązaniem wydaje się być ustawienie Bartka Starzyńskiego, jako lekko wysuniętego środkowego obrońcy. Na słowa pochwały zasługują też nasi skrzydłowi, jeśli tylko grają bez kompleksów i zaufaniem do własnych umiejętności. Słowa te szczególnie tyczą się Darka Śramkiewicza, który solidnie "wypunktował” Marka Kubiszewskiego.

Osobny akapit należy się Łukaszowi Wasilkowi. Popularny "Diabeł" dzięki swoim dobrym interwencjom, szczególnie w drugiej połowie, pozwolił nam na odrobienie strat. A zapewne mało kto wie, że podczas rozgrzewki został niemalże znokautowany po niefortunnym, oczywiście niecelowym, rzucie kolegi. W okolicach 50. minuty wybronił potężny rzut oraz dwie jego dobitki! Dokonał tego w tak cyrkowy sposób, że uzyskał gromkie brawa od publiczności. To był moment zwrotny w meczu. Łukasz podciął tą interwencją nieco skrzydła Nielbistom. Od tej chwili podopieczni Gienadija Kamielina zaczęli rozgrywać piłkę dłużej. Nie reagowali na to sędziowie, nie zasygnalizowali ani razu gry pasywnej Nielby, podczas gdy natychmiastowo unosili w górę dłonie, gdy tylko z trybun krzyknięto "sędzia czas!", gdy piłkę rozgrywali gorzowianie. Kolejna sporna kwestia w pracy sędziów to odgwizdywane faule w ataku naszym zawodnikom. Przyznać trzeba, że "żółto - czarni" znakomicie ustawiali się w obronie i prowokowali do tego typu zagrań, lecz sędziowie w dalszej części gry jakby zaufali ich okrzykom i skrupulatnie "czyścili" wiele ofensywnych akcji gorzowian. Przewrotnie, gospodarze popełniali wiele tych samych błędów. Być może goście reagowali zbyt cichym okrzykiem... Sędziowie nie wytrzymali presji w 59. minucie, kiedy to gorzowianie byli przy piłce, a kwestia wyniku nadal była sprawą otwartą. Odgwizdali błąd Arka Bosego. Sędzia otrzymał od nas gromkie, ironiczne, brawa na stojąco. W tym momencie arbiter zadecydował o wyniku meczu. Siedzieliśmy trzy metry od całej sytuacji i do tej chwili zastanawiamy się, na czym ten błąd polegał. Jesteśmy zwykłymi kibicami i być może nie znamy się na piłce ręcznej. Z pewnością zna się Przemysław Krajewski, uśmiechający się pod nosem po tej sytuacji i przez całą następną minutę.

Podsumowując, tekst ten, napisany jakby w glorii chwały naszych zawodników, niezaznajomionemu z wynikiem kibicowi, mógłby wskazywać, że to goście wyszli z tarczą z tego pojedynku. My, kibice, zbudowani postawą naszych "walczaków", tak właśnie to odbieramy. W świat poszedł wynik, ale dla nas jesteście moralnymi zwycięzcami tego pojedynku. Skład, którego większość zawodników pierwszy raz „zasmakowała ekstraklasy” był o krok od sprawienia sensacji na trudnym, gorącym terenie u mocnego przeciwnika.

Jeszcze słowo o publice. W miejscu, w którym siedzieliśmy, jak już zostało to wspomniane, nie było źle, ale już nieopodal przyznanie się co do pochodzenia byłoby rzeczą niesamowicie nierozsądną. Inna kwestia to usytuowanie tzw. młyna, w którym jak powszechnie wiadomo, grzeczne dzieci nie zasiadają. W Wągrowcu ten sektor umiejscowiony jest tuż przy zejściu do szatni, w taki sposób, że kibice mają zawodników dosłownie na wyciągnięcie ręki. Szczególnie przekonał się o tym Mateusz Przybylski, który swoją grą napsuł sporo krwi "tym najwierniejszym", a także Arek Bosy. Jedyne, czego możemy pozazdrościć kibicom Nielby, to szeroka oferta gadżetów klubowych. Mamy jednak nadzieję, że u nas to śpiew niedalekiej przyszłości, po całkowitym ustabilizowaniu struktur organizacyjnych Stowarzyszenia.

Zatem walczymy dalej. Mimo porażki, był to najlepszy mecz gorzowian w tej rundzie i właśnie styl napawa nadzieją, że choćby miejsce premiowane grą w barażu wciąż jest w naszym zasięgu.
Nie macie nic do stracenia, nie poddawajcie się!

Katarzyna i Krzysztof Popławscy


Podziel się

Komentarze

Zobacz także

Imprezy


Pozostałe wiadomości