- Dlaczego Krzysztof Świtalski musiał odejść ze stanowiska dyrektora Filharmonii Gorzowskiej? Złamał kontrakt, który miał podpisany z miastem. Chodzi o dwa główne zapisy umowy. Po pierwsze, prof. Monika Wolińska, która wygrała w listopadzie konkurs na dyrygenta orkiestry do tej pory nie została zatrudniona na umowę o pracę, a takie były uzgodnienia. Po drugie, mając dyrygenta wybranego w konkursie nie było potrzeby, żeby dyrektor, który zarządza instytucją musiał prowadzić koncerty. - To trochę tak jakby dyrektor teatru występował w prawie każdym spektaklu. Dokładnie. W programie artystycznym, który przedstawiła filharmonia w ciągu miesiąca dwukrotnie dyrygował sam dyrektor, a to budziło niesmak.
- Wiemy, że w umowie dyrektora był zapis, który pozwalał mu na dyrygowanie orkiestrą, ale tylko w sytuacjach nadzwyczajnych i za zgodą wydziału kultury. Czy dyrektor informował wydział kultury, że będzie dyrygował jakiekolwiek koncerty? Trudno mówić o przypadkach, bo dyrektor Świtalski po prostu zaplanował w grafiku, że to on będzie dyrygował orkiestrą. W styczniu założył, że w kolejnych miesiącach będzie prowadził po dwa koncerty w miesiącu. Trudno więc mówić tu o sytuacji wyjątkowej. Nie widzimy uzasadnienia dla takiego postępowania.
- Czy to co się mówi na mieście, a więc związki dyrektora Świtalskiego z politykami PO rzutowały na decyzję o odwołaniu? Każdy ma prawo do swoich poglądów politycznych, dyrektor filharmonii również. Kwestia jego przynależności partyjnej nie miała tutaj żadnego znaczenia. - Może zamiast od razu odwoływać dyrektora, warto było z nim wcześniej porozmawiać? Wielokrotnie rozmawiałam z dyrektorem Świtalskim i zwracałam uwagę na te dwie sprawy, za które we wtorek został odwołany ze swojej funkcji.
- Jaka była jego reakcja? Zawsze znajdował jakieś uzasadnienie dla przyjętych przez siebie rozwiązań. Właściwie to zawsze miał takie samo wytłumaczenie. Twierdził, że tak jest taniej. Rozumiem, że zależało mu, żeby prowadzić filharmonię jak najtaniej i trzeba jasno powiedzieć, że poczynił duże oszczędności. Pozyskał zewnętrzne pieniądze na działalność artystyczną, zamknął na ?zero? ubiegły rok. Nie można mu odmówić zasług, a wiele działań, które rozpoczął warto kontynuować. - Odwołanego dyrektora zastąpi tymczasowo Małgorzata Pera, która do tej pory kierowała Biurem Promocji Miasta. Dlaczego akurat ten urzędnik? Jest z młodego pokolenia, ma rozeznanie w gorzowskiej kulturze, zna potrzeby mieszkańców, potrafi sprawnie komunikować. Jako dyrektor biura promocji miasta współpracowała z różnymi środowiskami, nie tylko kulturalnymi, ale też biznesowymi czy sportowymi. - Z jakim zadaniem Małgorzata Pera przychodzi do filharmonii? Do momentu wyłonienia nowego dyrektora w konkursie, ma zapewnić stabilne funkcjonowanie filharmonii.
- Można powiedzieć, że małe tornado przeszło w ostatnim czasie po gorzowskich instytucjach kulturalnych. Zmiany w FG, ale też w Miejskim Centrum Kultury. Czy rezygnacja Doroty Janczewskiej (niedawno ustąpiła z funkcji szefa MCK - przyp. red.) była wymuszona? Myślę, że pani Janczewska dojrzała do tej decyzji. Czuła się zniechęcona do pracy licznymi konfliktami z personelem. Do tego zabrakło jej energii, która pchałby instytucję do przodu. To było dla niej duże obciążenie.
- Czy po artykułach, które pojawiły się w prasie na temat nieprawidłowości w MCK rozmawiała z nią pani? Byliśmy w stałym kontakcie. Wspólnie z Ewą Pawlak, dyrektor wydziału kultury starałyśmy się ją wspierać. - Konflikt z pracownikami to poważny zarzut. Jedną z przyczyn takiego złego klimatu w MCK jest fakt, że baza, w której Ci ludzie pracują jest delikatnie mówiąc niedostateczna. Ostatnia kontrola przeprowadzona przez straż pożarną wykryła wiele nieprawidłowości, które nowa dyrekcja MCK musi naprawić do końca marca. Głównie chodzi o konieczność wymiany instalacji elektrycznej, która jest wadliwa. Problemem są też schody, które prowadzą do sali ćwiczeń, a które nie spełniają standardów budowlanych. Niestety w budżecie miasta nie ma pieniędzy na kapitalny remont centrum. Uważam, że to też było przyczyną niezadowolenia załogi.
- Jak pani nazwie zachowanie dyrektor Janczewskiej, która zamykała się na klucz w swoim gabinecie przed pracownikami. Dziecinada? Trudno mi to potwierdzić jak było naprawdę, bo nie byłam świadkiem. Z rozmów, które przeprowadziłam z ówczesną dyrektor wynika, że nie było to zamykanie się na klucz dla samego izolowania od personelu. Raczej był to czas na rozwiązywanie spraw pracowniczych. - Pani Janczewska została jednak w Urzędzie Miasta. Tak, wróciła do wydziału kultury, w którym pracowała zanim została szefem MCK. Była urlopowana na czas dyrektorowania centrum kultury.
- Jej następczyni Sylwia Beech, przychodzi do MCK żeby...? Chodzi o odbudowanie dobrego wizerunku MCK. Zresztą zależy nam, żeby w centrum kultury została skoncentrowana działalność kulturalna, a MCK miał swoich odbiorców tak jak teatr i filharmonia. Liczę, że nowa szefowa doprowadzi do pełnego potencjału MCK.
- Skąd pomysł, żeby w przyszłym kompleksie edukacyjnym po byłym szpitalu umieścić oprócz szkół technicznych - kierunki artystyczne? Oszczędności? Nie, tutaj nie chodzi o oszczędności. Zależy nam, żeby to był właśnie kompleks, nawet zróżnicowany w swojej ofercie. W pierwszym zamyśle przy ul. Warszawskiej chcieliśmy stworzyć Centrum Edukacji Zawodowej, w domyśle przenieść tam technikum elektryczne i mechaniczne. W związku z tym, że od ubiegłego roku obowiązuje nowa klasyfikacja zawodów, patrzymy szerzej na całą sprawę, bo chcemy kompleksowo zagospodarować ten teren. Zależy nam na stworzeniu bazy kształcenia zawodowego, choćby dlatego, że PWSZ rozwija się w kierunkach inżynierskich. Warto już na poziomie szkół ponadgimnazjalnych stworzyć solidne podwaliny pod kształcenie wyższe.
- W takim razie miasto definitywnie rezygnuje z budowy szkół artystycznych wokół filharmonii? Jeśli będzie to na tyle ekonomiczne i innowacyjne, że uda nam się pozyskać pieniądze z Unii Europejskiej to ta koncepcja wejdzie w życie. Miasto wyda w tym roku 200 tys. zł na stworzenie koncepcji centrum edukacji przy ul. Warszawskiej. Pod koniec roku będziemy mieć gotową wizualizację jak to wszystko ma wyglądać. Wtedy od razu zabieramy się do pracy, bo na powstanie szkół w budynkach dawnego szpitala mamy już niecałe pięć lat, a nie chcemy przecież stracić tego terenu.
- Wiemy już ile zapłacimy za adaptację budynków przy ul. Warszawskiej na potrzeby gorzowskiej edukacji? Luźne szacunki mówią, o kwocie ok. 40 mln zł i to wraz z miejscem dla szkół artystycznych. Miasto na pewno będzie starać się o pieniądze unijne z nowego rozdania na ten cel.