Wiadomości

Jan Kaczanowski: Ja prezydentem?

24 marca 2013, 12:33
Jan Kaczanowski (fot. Bartosz Zakrzewski)
- Gorzów potrzebuje świeżości - uważa Jan Kaczanowski (SLD), wiceprzewodniczący Rady Miasta w Gorzowie, który w wywiadzie zastanawia się czy wziąć udział w kolejnych wyborach na prezydenta miasta. - Czy wystartuję? Trudno dzisiaj odpowiedzieć. Nie myślałem o tym. Być może zabrzmi to nieskromnie ale wiem, że byłbym dobrym gospodarzem miasta - dodaje Kaczanowski.
- Chce być pan prezydentem Gorzowa? Wiem, że pańscy wyborcy często zaczepiają pana na ulicy i też o to pytają.
Jak na razie mamy prezydenta. Nie ukrywam, że z różnych środowisk docierają do mnie takie sygnały. Często spotykam się z głosami, że powinienem wystartować w wyborach prezydenckich. Przyjemnie jest coś takiego usłyszeć, tym bardziej, że po pewnej przerwie wróciłem do polityki. Widać, że wyborcy mają o mnie dobre zdanie. Czy wystartuję? Trudno dzisiaj odpowiedzieć, nie myślałem o tym, być może zabrzmi to nieskromnie ale wiem, że byłbym dobrym gospodarzem miasta. Czy nie sądzi pan, że Gorzów potrzebuje świeżości?
Bo ja tak uważam od dłuższego czasu.

- Miałby pan szansę wygrać wybory?
W ogóle nie zawracam sobie tym głowy. Nawet gdybym miał wystartować, to Sojusz Lewicy Demokratycznej do którego należę ma swoje określone procedury i ta decyzja, nie zależy tylko ode mnie. W najbliższym czasie rozpoczniemy dyskusję wewnątrz partii w sprawie kolejnych wyborów samorządowych, w tym prezydenckich. Mamy dwa scenariusze: wybierzemy swojego kandydata z SLD albo kogoś poprzemy. Ta decyzja jest jeszcze przed nami.

- Na tę chwilę, SLD jest skłonne wystawić swojego kandydata czy raczej poprze kogoś?
Powtarzam, jedno i drugie rozwiązanie jest możliwe. Za wcześnie, żeby o tym mówić, bo wybory dopiero w 2014 r. ale dyskusje rozpoczniemy niebawem.

- Jeśli lewica zdecyduje się na swojego człowieka, to koniecznie powinien mieć legitymację partyjną?
Niekoniecznie, choć dobrze by było. To nie jest warunek zasadniczy. Mi marzy się, żeby miasto w najbliższych latach było rządzone przez pokolenie czterdziestolatków. Ci starsi powinni już dać sobie spokój z politykom, dać szanse młodszym, a najlepiej byłoby połączyć młodość z doświadczeniem.

- To trochę nijak ma się do wieku prezydenta czy jego zastępców - oczywiście nic im nie ujmując, bo dojrzałość i wiek to też doświadczenie, które za tym stoi - ale jak ocenia pan kierowanie miastem przez ekipę Tadeusza Jędrzejczaka?
Tę ocenę pozostawiam mieszkańcom, ale wiem że stać ich na więcej.

- Pan też jest przecież mieszkańcem.
Zamiast oceniać prezydenta, podam tylko jeden przykład  podejścia do spraw miasta. Niedawno zwróciłem się z interpelacją, żeby uruchomić przynajmniej dwa połączenia autobusowe z osiedla Staszica na cmentarz. To przede wszystkim ukłon w stronę starszych mieszkańców Gorzowa. Usłyszałem tylko, że miasta na to nie stać. To pytam się, czy rządzący mają być dla siebie czy dla mieszkańców?

- Dlaczego nie chce pan odpowiedzieć wprost? Przecież nie pytam czy lubi pan prezydenta tylko jak ocenia jego pracę.
Prywatnie bardzo lubię pana prezydenta, ale gdyby wsłuchał się w opinie mieszkańców jego decyzje w wielu tematach byłyby o wiele lepsze.

- Z tego wynika, że prezydent Jędrzejczak jest głuchy na głos gorzowian.
Częściowo ma problem ze słuchem, ale głuchy absolutnie nie jest. Mówiłem o prozaicznej sprawie jak zwiększenie kursowania autobusów, ale przykładów obojętności jest więcej. Choćby kluby osiedlowe, które działają w naszym mieście, czyli: Zodiak, Jedynka i Pogodna Jesień. To miejsca, w których starsi ludzie mogą spędzić swój wolny czas. Alternatywa dla przesiadywania w domu przed telewizorem. Warunki, które są w klubie Pogodna Jesień to katastrofa, więc zaproponowałem, żeby przenieść tę instytucję na ul. Drzymały, bo tam akurat są wolne pomieszczenia. I co? Nie można, bo miasto nie ma  projektu. Kiedy zgłosili się chętni, którzy zadeklarowali, że zrobią projekt za darmo, to usłyszałem, że miasta na to nie stać, żeby wyremontować lokal. Przykładów jest więcej, chociażby propozycja włączenia Jazz Clubu „Pod Filarami” do Filharmonii. To kompletny absurd, nie mówiąc już o fatalnym stanie technicznym, niektórych obiektów oświatowych czy też złego stanu dróg, chodników itp. oraz pustych lokali użytkowych nie tylko w centrum naszego miasta. Chociaż w ostatnich kilkunastu latach powstało też wiele miejsc, z których prezydent może być dumny. To choćby Słowianka, trasa średnicowa, most Staromiejski czy bulwar nad Wartą. Nie wszystko co robi prezydent jest złe. Staram się być obiektywny.

- Czy kandydaci na prezydenta Gorzowa, o których dzisiaj słyszymy (Jacek Bachalski, Krystyna Sibińska, Władysław Komarnicki, Elżbieta Rafalska - przyp. red.), to ludzie, którzy gwarantują rozwój miasta?

Nie wiem czy zapewnią rozwój, ale poszukiwałbym czegoś nowego, świeżego. Jeśli ktoś już startował kilka razy w wyborach na prezydenta Gorzowa i nie wyszło, to na jego miejscu zastanowiłbym się czy jeszcze warto to robić, chociaż zabronić nie można. To samo, jeśli ktoś jest posłem w Sejmie. Wyborcy przecież głosowali na niego z myślą, że zrobi coś dobrego w Parlamencie, a nie będzie korzystał z każdej okazji i startował w wyborach, które akurat są.

- Czyli to nie fair wobec wyborców?
Myślę, że tak.

- Platforma Obywatelska ma dzisiaj monopol na władzę: prezydent, premier, większość w Sejmie, a lokalnie rządzi w Sejmiku woj. lubuskiego. Jednak nigdy polityk PO nie wygrał wyborów prezydenckich w Gorzowie. Z czego wynika ta niemoc PO, która ma przecież apetyt, żeby rządzić miastem?
To, że Platforma chciała i chce rządzić Gorzowem wiadomo nie od dziś. Moja recepta jest prosta. Powinni wziąć pod uwagę nie tylko jednego kandydata, ale to już jest ich problem.

- Tylko tyle? Może powinni napisać lepszy program albo inaczej prowadzić kampanię wyborczą?
Myślę, że program są w stanie napisać, ale to nie wszystko. Do tego trzeba jeszcze dobrego kandydata. Jeśli mówimy o monopolu władzy, to trzeba jasno powiedzieć, że dzisiaj to Platforma ponosi pełną odpowiedzialność m.in. za losy szpitala w Gorzowie.

- Wywołał pan temat służby zdrowia i gorzowskiej lecznicy. Już przesądzone jest, że szpital przy ul. Dekerta będzie spółką, która może dostać nawet 150 mln zł rządowej pomocy na spłatę długów. Jednak lewica od początku jest przeciwna „uspółkowieniu” szpitala. Dlaczego?
Bo to jest absurdalny pomysł. Szpitalom w innych miastach, które dokonały przekształceń grozi dzisiaj upadłość. Byt naszej placówki zależy od decyzji Ministerstwa Zdrowia i tego czy dostaniemy wspomniane 150 mln zł pomocy. Zewsząd słychać głosy, że tych pieniędzy będzie znacznie mniej. Szkoda, że Platforma Obywatelska nie dotrzymała słowa z kampanii wyborczej i nie utworzyła sieci szpitali, bo to mogłoby być naprawdę dobre rozwiązanie. Przy takim wariancie mielibyśmy w naszym województwie dwa szpitale: w Gorzowie i Zielonej Górze, za które bezpośrednio odpowiadało by państwo, a pozostałe mniejsze byłyby zarządzane przez marszałka lub powiaty. Tak jak błędem była likwidacja szpitala przy ulicy Warszawskiej, gdzie z powodzeniem mogło go przyjąć miasto na prawach powiatu i mielibyśmy wspaniałą placówkę zdrowia dla naszych mieszkańców.

- Ma pan jakieś obawy, które bezpośrednio są związane z przekształceniem szpitala w spółkę?
Przede wszystkim zatrważające jest to, rzekomo przygotowywane są decyzje, które zmierzają do zmniejszenia płac dla zatrudnionego już personelu w szpitalu. Zastanawiam się, gdzie są związki zawodowe, gdzie jest Solidarność.

- Związki to jedno, ale dług szpitala nie pojawił się wczoraj. Ludzie lewicy też zarządzali tą lecznicą.
Z całą stanowczością trzeba powiedzieć, że wszystkie opcje polityczne mają na sumieniu, że gorzowski szpital funkcjonuje tak jak teraz. Głosy o obcinaniu płac pracownikom to niebezpieczny sygnał, na który związki zawodowe nie w pełni reagują.

- Może „poukładały się” z władzami województwa albo są po prostu nieudolne?
Myślę, że coś w tym jest. To nie są zarzuty, to są fakty a czy nieudolne to za mocno powiedziane.

- Dzisiaj związki zawodowe nie stoją po stronie pracowników, tylko dbają o własny interes?
Niech oceni to personel szpitala, w którym są zatrudnieni.

- Na koniec dwa słowa o kulturze, bo we wtorek swoje stanowisko stracił Krzysztof Świtalski, który szefował Filharmonii Gorzowskiej. Odwołał go prezydent. Jak pan ocenia jego decyzję?
To nie są moje kompetencje tylko prezydenta. Nie znam treści kontraktu z byłym już dyrektorem filharmonii. Jeśli nawet docierały do prezydenta informacje, że dyrektor wykonuje swoje obowiązki niezgodnie z zapisami kontraktu (za to został odwołany dyr. Świtalski - przyp. red.) to na miejscu prezydenta zarządziłbym najpierw kontrolę, tym bardziej, że w Urzędzie Miasta działa wydział audytu. Po wynikach takiej kontroli, prezydent powinien odbyć z dyrektorem męską rozmowę, bo jak dla mnie ta decyzja została podjęta trochę pod wpływem impulsu.

- Oprócz złamania kontraktu pojawiały się też głosy, że dyrektor poleciał ze stanowiska bo sprzyjał gorzowskiej Platformie Obywatelskiej.
Nie wiem czy dyrektor filharmonii sprzyja PO, SLD czy innym partiom, ale jeśli ktoś miałby zostać odwołany, bo idzie na kawę z politykiem to jest to absurd. Kolejne zamieszenie kadrowe wokół filharmonii nie służy tej instytucji. Zupełnie po ludzku współczuje Świtalskiemu, bo wiem, że zadomowił się w Gorzowie wraz z rodziną i widać, że wiązał swoje plany z naszym miastem. Sam byłem szefem w różnych instytucjach i gdybym za każdym razem zwalniał pracowników, za pojedyncze uchybienia to nie miałbym czasu na nic innego. Wiem z doświadczenia, że rozmowa bardziej pomaga niż zapisy w umowach.

Rozmawiał: Łukasz Chwiłka

Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości