Wiadomości

Bachalski: Mogę wygrać wybory

2 marca 2013, 15:14
Jacek Bachalski (fot. Bartosz Zakrzewski)
Rozmowa z Jackiem Bachalskim, przedsiębiorcą i liderem stowarzyszenia „Tylko Gorzów”

- Szpital wojewódzki w Gorzowie będzie spółką – tak zdecydowali radni sejmiku. To dobry pomysł?
To jest zastępczy pomysł na prawdziwy problem, jakim jest zarządzenie szpitalem i racjonalizowanie kosztów jego funkcjonowania. Nie sądzę, żeby sama zmiana w spółkę przyniosła automatycznie jakieś efekty jak choćby redukcję kosztów czy polepszenie leczenia.

- Są jakieś pozytywy tej zmiany?
Tak, jeden zasadniczy pozytyw to oparcie odpowiedzialności zarządu takiego szpitala o kodeks handlowy. Jeśli zarząd działa na szkodę spółki, to może być pociągnięty nawet do odpowiedzialności karnej. To jest przesłanka, która pozwala wierzyć, że lecznica będzie lepiej zarządzana. Jednak trzeba przede wszystkim „odpolitycznić” szpital. Jeśli jego właścicielem będzie nadal samorząd województwa, to nie mam takich nadziei.

- W takim razie szpital powinien być w ogóle prywatny?
Powinien mieć inwestora branżowego, który zna się na tej dziedzinie. Nie sądzę, żeby politycy, którzy w szpitalu szukają tylko dobrej pracy i dobrej płacy gwarantowali uzdrowienie szpitala. Jak ktoś się na tym nie zna nie powinien się za to brać.

- Zarząd województwa nie zna się na spółkach?

Nie zna się na spółkach ani na zarządzaniu szpitalem.

- Skoro się nie zna to jak przekonał radnych, żeby zagłosowali za przekształceniem lecznicy w spółkę?
Spółka to nie jest droga w złym kierunku, ale to jest nie wystarczające. Kluczem jest analiza i restrukturyzacja kosztów, optymalizacja zatrudnienia, kontrakty z lekarzami czy z NFZ.

- Myśli pan, że po zmianie w spółkę w szpitalu zmieni się coś na lepsze?
Jeśli szpital nadal będzie w rękach polityków, a marszałek województwa jest przecież politykiem, to istnieje ryzyko utrzymania niezdrowej struktury kosztów. Bo politycy będą tam nadal szukali pracy dla swoich znajomych czy członków partii. Drugorzędne będzie dla nich jak na koniec roku będzie wyglądać wynik finansowy szpitala. Spółka to jest nieśmiały krok, który nie daje gwarancji, że coś zmieni.

- Pan ma wiele różnych spółek, zarząd województwa wybrał dla szpitala formułę spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Na rynku jest przecież wiele innych form prowadzenia działalności gospodarczej. Czy spółka z o.o. to najlepszy wybór z możliwych?
Gdybym to ja decydował, to wybrałbym spółkę akcyjną, bo ta forma jest podana większej kontroli społecznej. Spółka akcyjna musi pokazywać więcej parametrów ekonomicznych, musi „spowiadać” się w sądach poprzez sprawozdania finansowe, a poza tym łatwiej jest zainwestować np. inwestorowi branżowemu w taki szpital, który działa jako spółka akcyjna.

- Zarząd województwa poszedł więc na łatwiznę?
Może zarząd znalazł argumenty, dla których wygrała akurat koncepcja spółki z o.o.

- Jednym z argumentów, które przesądził o przekształceniu jest możliwość uzyskania przez nasz szpital dotacji z Ministerstwa Zdrowia. Marszałek Elżbieta Polak liczy na 150 mln zł pomocy dla naszej placówki. Pan w to wierzy?
Karty na stół,  proszę pokazać w takim razie jakiekolwiek gwarancje? Spółka nie może zacząć swojej działalności z takim „garbem”. Nawet jeśli dostaniemy 150 mln zł, to nie rozwiążemy problemu. Dotacja, którą możemy otrzymać może pokryć tylko zobowiązania wobec Skarbu Państwa, a nie wobec prywatnych wierzycieli. Firmom, którym szpital zalega pieniądze będzie łatwiej je odzyskać od spółki. Możemy sobie wyobrazić, że taki szpital zostanie zlicytowany. Można go przecież doprowadzić do bankructwa - np. nie spłacając długów.

- Publiczne zakłady opieki zdrowotnej nie mogą ogłaszać upadłości. Co innego spółki, które w określonych przypadkach muszą wręcz złożyć do sądu wniosek o upadłość. Boi się pan takiego scenariusza?

Boję się jako obywatel i jako potencjalny pacjent.

- Na ile jest realny taki scenariusz?
Nie jest wykluczony. Jesteśmy co raz bardziej państwem prawa, w którym wyroki sądów są nie do przewidzenia.

- Za przekształceniem szpitala głosowali tylko radni PO i PSL. Na forach internetowych nie brakuje głosów, że radni z Gorzowa „nie mają jaj”, bo głosują tak jak karze im Zielona Góra. Dostrzega pan coś takiego?

Podpisuje się pod tym. Politycy Platformy Obywatelskiej z Gorzowa nie mają odwagi cywilnej. Tu nie ma liderów! Zabrakło z ich strony stanowczych działań. Choćby zmuszenia zarządu województwa do pokazania scenariusza działania spółki w detalach. Powinniśmy wiedzieć co się stanie ze szpitalem za trzy miesiąc, za rok czy za półtora. Radni podjęli ryzyko na rachunek mieszkańców.

- Padły też argumenty, że to jest jedyna możliwa droga.
Są przecież alternatywy! Trzeba zrobić nowy szpital, tak jak zaproponował prezydent Tadeusz Jędrzejczak. Nie możemy być zdani tylko na szpital, którego mózg jest w Zielonej Górze. Musimy zatroszczyć się o coś, co będzie nowoczesne, względnie tanie w obsłudze, ale przede wszystkim nasze, gorzowskie.

- Pan jako jedyny zdeklarowany kandydat na prezydenta Gorzowa w swoim programie wyborczym umieściłby na pierwszym miejscu budowę szpitala?
Nie wiem czy na pierwszym miejscu, ale na pewno na jednym z ważniejszym.

- Co jest w Gorzowie najważniejsze?

Codziennie myślę jak naprawić Gorzów i poprawić standard życia. Kluczem są wysokie pensje ludzi, a dzisiaj ludzie nie mają pieniędzy. Nie mamy dużych i nowoczesnych zakładów pracy, bo mamy płytki rynek pracy i niedopasowany system kształcenia. Nie ma współpracy między pracodawcami a szkołami średnimi i wyższymi.

- Czemu chce pan być prezydent i w czym byłby pan lepszy od Tadeusza Jędrzejczaka?
Nie wiem czy byłbym lepszy. Chcę kandydować, bo uważam, że predestynuje mnie do tego moje doświadczenie, wykształcenie i siła witalna. Uważam, że mam Know-how na Gorzów.

- Jak pan ocenia swoich potencjalnych rywali?

Jeśli wybory prezydenckie nie będą konkursem piękności i zakładając, że w wyborach nie będzie startował prezydent Jędrzejczak, to wierzę, że mogę je wygrać. W Gorzowie wszyscy się znają, wiadomo, kto co w życiu osiągnął i kto jakie ma możliwości. Jeżeli ktoś nie miał w życiu do czynienia z budżetem większym niż budżet budowy własnego domu rodzinnego, to trudno, żebym chciał komuś takiemu powierzyć budżet Gorzowa na poziomie 500 mln zł.

- Będzie pan znowu stosował „czarny PR” podczas kampanii wyborczej tak jak w 2006 roku? Wtedy doprowadziło to pana do porażki w wyborach.

Odrobiłem lekcję i wyciągnąłem wnioski. Nie będę już tego stosował, bo w moim przypadku to się po prostu nie sprawdziło. Będę się lepiej czuł mówiąc o pozytywach, nawet swojej konkurencji.

- Załóżmy, że wygrywa pan wybory prezydenckie w Gorzowie i w Poznaniu, z którym jest pan związany biznesowo. Musi pan jednak wybrać, którym miastem wolałby pan rządzić?
W Poznaniu startowałem w wyborach prezydenckich, ale potraktowałem to jako sparing. Nie mogłem sobie odmówić pojedynku z Ryszardem Grobelnym. Muszę się przyznać, że nie startowałem wtedy w wyborach w Gorzowie na prośbę Waldemara Szadnego, który nie chciał bym robił konkurencję Krystynie Sibińskiej. Jednak wiedziałem, że obu tych miastach wybory wygrają dotychczasowi prezydenci. Nigdy się nie odżegnywałem od związków z Poznaniem, ale Gorzów jest moim rodzinnym miastem, tu spędzam większość mojego czasu. Wybrałbym Gorzów.

Rozmawiał Łukasz Chwiłka


Podziel się

Komentarze

Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości