Jarosław Marciniak, gorzowski animator społeczny i ojciec 14-letniej uczennicy gimnazjum nr 3 w Gorzowie wystosował do prezydenta miasta list, w którym apeluje o zmianę podejścia miasta do polityki zapobiegania uzależnieniom wśród młodzieży
Jarosław Marciniak to animator społeczny działający w Gorzowie od 20 lat. Przez długi okres pomagał rodzinom dotkniętym uzależnieniem, później zaangażował się w działalność Gorzowskiego Stowarzyszenia Studentów „GieSS” i Fabryki Aktywności Młodych.
- Gdy dziewięć lat temu zaprzestałem aktywnie działać w ruchu trzeźwościowym i swoją pracę społeczną ukierunkowałem na aktywizację młodzieży i dzieci, problem narkotyków dotykał 17-18-latków. Inicjacja i eksperymentowanie najczęściej występowało w wieku 16-17 lat. Z przerażeniem stwierdzam, że po dziewięciu latach, w których miasto zrealizowało dziewięć miejskich programów profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych za kwotę ok. 18 mln zł, dilerzy narkotyków przekroczyli granicę, która nigdy nie powinna być przekroczona, sprzedając bezkarnie narkotyki naszym dzieciom. Inicjacja następuje teraz w wieku 12-13 lat, a 14-15-latkowie stają się stałymi klientami tych dilerów - pisze Marciniak w liście do Tadeusza Jędrzejczaka.
Społecznik przez dwa miesiące obserwował trzy grupy młodzieży z gorzowskich gimnazjów. W jednej z nich znajdowała się jego córka. - Jestem bardzo emocjonalnie związany z problemami poruszanymi w liście. Dzięki odwadze mamy, która zaniepokojona nagłym pogorszeniem zachowania swojej córki przeczytała jej pamiętnik i podzieliła się zawartymi w nim informacjami z dyrektorem szkoły, wychowawcą i rodzicami dzieci, które były też opisywane w tym pamiętniku, rozpocząłem działania, których efektem jest napisanie tego listu - mówi o powodach wystosowania pisma.
Obserwacje Marciniaka doprowadziły do smutnych wniosków. Jego zdaniem dzieci zaczęły nagminnie zastępować alkohol narkotykami na różnego rodzaju imprezach w swoim gronie, a na szkolnych dyskotekach jedną z atrakcji stało się eksperymentowanie z... pigułką gwałtu.
Dostępność narkotyków i pochodnych środków dla dzieci ze szkół podstawowych i gimnazjalistów według obserwatora zależy tylko od posiadanych przez młodzież środków finansowych.
- Policja czeka na zgłoszenie, ośrodki terapeutyczne czekają już na uzależnionych pacjentów, a organizacje pozarządowe, które powinny wspierać rozwój alternatywnych sposobów spędzania wolnego czasu, zachęcać, uczyć i wciągać w zabawę i aktywność, nawiązywać otwarty kontakt z młodymi ludźmi, rozmawiać z nimi o uzależnieniach w sposób inny niż nauczyciele i rodzice - nie czynią tego, ponieważ miasto powtarzało co rok jak mantrę, że nie stać go na finansowanie takich zadań - atakuje urzędników Jarosław Marciniak.
Jak poprawić zaistniałą sytuację? Mężczyzna wnosi o zaprzestanie finansowania w roku 2013 izby wytrzeźwień oraz zmniejszenie wsparcia Centrum Integracji Społecznej ze środków na realizację miejskiego programu profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych. Według szacunków Marciniaka miasto w 2012 roku na funkcjonowanie izby wytrzeźwień przeznaczyło 750 tys. zł, a na CIS 300 tys. zł.
- Jeżeli dziś nie zareagujemy i zamieciemy problem pod przysłowiowy „dywan”, to za 2-3 lata będziemy mieli kilkaset dzieci uzależnionych. W kilkuset rodzinach nastąpi destrukcja przesiąknięta bólem i cierpieniem, którą będzie można naprawić tylko długoletnią terapią. Czy te dzieci i ich rodziny zasługują na tak bolesne doświadczenia? Czy nie powinno być naszym obowiązkiem i priorytetem chronienie naszej społeczności przed takimi zagrożeniami? - pyta animator społeczny.
Magistrat zobowiązał się odpowiedzieć na pismo w ciągu najbliższych dni.