Wiadomości

Nie poddamy się Zielonej Górze!

13 listopada 2012, 10:22
fot. Bartosz Zakrzewski
Rozmowa z Tadeuszem Jędrzejczakiem, prezydentem Gorzowa
Łukasz Chwiłka: Pana czwarta kadencja jako prezydenta Gorzowa jest już na półmetku. Była najtrudniejsza ze wszystkich?

Tadeusz Jędrzejczak: - Zdecydowanie najtrudniejsza. Głównie z uwagi na mój proces i niesłuszny wyrok jaki zapadł w Sądzie Okręgowym w Gorzowie w lipcu ub. roku. Poza tym to trudny czas, bo finanse publiczne w całym kraju są w opłakanym stanie, a to niestety odbija się na budżecie Gorzowa.

Finanse to największy problem tej kadencji?
 
- Największy, bo w dalszym ciągu mamy potrzeby, ale ciągle brakuje nam pieniędzy. Chodzi o kilkadziesiąt milionów złotych, które są nam potrzebne, żeby dokończyć niezbędne remonty ulic i chodników.

Co jeszcze chciałby zrobić pan jako prezydent?
 
- Przede wszystkim chciałbym dokończyć tę kadencję (śmiech). Mam też przygotowanych kilka rozwiązań, które powinny poprawić sytuację finansową miasta. Myślę, że już niedługo to ogłoszę. 

Jak współpraca z radnymi? Zawsze pan narzekał...
 
- Mogę w końcu powiedzieć, że dobrze mi się z nimi współpracuje. Mimo że jest ich 25 i prawie każdy mówi na mnie coś złego, to współpraca z radnymi jest dobra.

Nie zawsze było tak kolorowo jak pan mówi.
 
- Problem z radnymi jest tylko jeden. Chodzi o brak zgody radnych na spółkę inwestycyjną. Proponowałem to radnym w 2008 roku, ale wtedy zaczął się mój proces i nie wyrazili na to zgody. Taka spółka rozwiązałaby wiele problemów, które są w mieście.

Skoro z radnymi coraz lepiej się współpracuje, to może ponownie namówi ich pan na spółkę?
 
- Jestem pewien, że tak zrobię. Przygotowanie do powołania spółki trwało ponad rok. Urzędnicy objechali polskie i niemieckie miasta, żeby podpatrzeć, jak inni to robią. Przygotowaliśmy wyceny nieruchomości i wszystkie niezbędne dokumenty. Gdybyśmy dzisiaj chcieli do tego wrócić, to pracę trzeba wykonać od początku.

Projekt spółki leży w szufladach urzędu?
 
- Wszystko jest gotowe, ale musielibyśmy do tego wrócić i przeznaczyć pieniądze na funkcjonowanie spółki, choćby na wypłaty.

Kiedy chce pan wrócić do tego tematu?
 
- Myślę, że po uchwaleniu budżetu będziemy do tego wracać, bo droga do spółki inwestycyjnej wciąż jest otwarta.

Czemu radni wówczas się nie zgodzili?
 
- To się zbiegło z rozpoczęciem mojego procesu. Radni pomyśleli, że Jędrzejczaka zamkną do więzienia i po co ma mieć sukces? Usiądziemy na jego miejsce, wyciągniemy dokumenty z szuflad i będzie nasz sukces. Takie było wówczas myślenie radnych.

To się zmieniło?
 
- Myślę, że radni doszli do wniosku, że się zagalopowali i zrozumieli przez ten czas wiele rzeczy. Chciałbym, żeby zgodzili się na powołanie spółki, bo to ma służyć miastu. W statusie przyszłej spółki jest zapis, który mówi o tym, że każdy klub w Radzie Miasta będzie miał swojego przedstawiciela w radzie nadzorczej spółki.

Często spotyka się pan z radnymi?
 
- Staram się spotykać ze swoim klubem radnych Nadzieja dla Gorzowa przed każdą sesją. Regularnie spotykam się też z przedstawicielami Platformy Obywatelskiej i SLD. Kilka razy zapraszałem radnych PiS, ale z ich strony nigdy nie było odpowiedzi, więc to nie ma sensu.

Ani razu się pan z nimi nie spotkał?
 
- Ale z kim mam się spotykać? Z tymi co piszą na mnie donosy czy tymi co opowiadają niestworzone rzeczy na mój temat. PiS wyznaje zasadę, że „im gorzej, tym lepiej”. Jeśli ktoś mnie obraża, to nie mam przyjemności tego wysłuchiwać.
Powinniśmy współpracować, głównie PO, SLD i mój klub radnych. Niedługo poznamy nowy budżet unijny dla Polski, a sejmik będzie przyjmował strategię rozwoju województwa i będą tam inicjatywy związane z Gorzowem. Musimy robić swoje, ale w zgodzie. Widzimy tendencje, że polityka regionalna będzie opierała się tylko o duże miasta. Musimy dążyć do tego, żeby być dużym miastem, wydolnym finansowo z nadwyżką budżetową.

Wypisz wymaluj - aglomeracja gorzowska, czyli pański pomysł na wielki Gorzów.
 
- Moja propozycja, która dotyczy aglomeracji oraz poszerzenia granic miasta jest nadal aktualna. Niedługo powołamy zespoły robocze, które będą pracować między miastem a gminami ościennymi, tak aby uświadomić mieszkańców o celu i skutkach tego rozwiązania.
Mieszkańcy tych miejscowości muszą zdać sobie sprawę, jak wiele środków przeznacza Gorzów na działania, z których oni też korzystają, a nie mieszkają tutaj. Mówimy tu o komunikacji podmiejskiej, która jest dotowana przez te gminy. Jednak mimo wsparcia, te dopłaty nie pokrywają kosztów funkcjonowania komunikacji i dopłaca Gorzów. Tak samo jest z wielkim projektem, realizowanym przez PWiK. Ta wielka inwestycja jest w większości finansowana przez Gorzów, a skorzystają na tym nie tylko nasi mieszkańcy.

Co oprócz powołania zespołów roboczych ma przyczynić się do powołania aglomeracji?
 
- Mamy przygotowane projekty uchwał i porozumień. W 2000 roku już powiększaliśmy granice miasta o tysiąc hektarów, które należały wtedy do Kłodawy. Wtedy to się powiodło, a gotowe wzorce zostały.

Czemu aglomeracja?
 
- Uciekają nam pieniądze z podatków, a to jeden ze składników budżetu miasta i my musimy o to walczyć. Codziennie 6 tys. osób, które pracuje w gorzowskich zakładach pracy wraca do siebie do domu, głównie do podgorzowskich gmin. Problem polega na tym, że płacą podatki w swoich gminach z pieniędzy zarobionych w Gorzowie.

Rozbudowa Gorzowa to będzie cel pana kampanii?
 
- To będzie jeden z elementów i powinniśmy dojść do tego już na koniec kadencji.  Musimy na razie znaleźć sojuszników w tych gminach i ujednolicić granice miasta. Z rozmów, które prowadzimy z burmistrzami i wójtami okolicznych gmin wynika, że większość z nich chce tego rozwiązania.

Kto jest przeciwny?
 
- Jedynie Jacek Wójcicki, wójt Deszczna mówi, że ma wątpliwości.

Reszta jest otwarta?
 
- Chcą rozmawiać i nie są przeciwnikami tego pomysłu. Włodarze tych gmin, uważają, że warto o tym mówić, zastanawiają się jaka będzie ich rola oraz tych miejscowości. Wiadomo, że nie towarzyszy temu wielki entuzjazm, ale mają świadomość, że trzeba zacząć zastanawiać się nad dalszym funkcjonowaniem Gorzowa wraz z gminami ościennymi.

Jaki skutek będzie miało połączenie miejscowości dla powiatu?
 
- Przyłączenie tych gmin do Gorzowa oznacza koniec funkcjonowania powiatu ziemskiego. Wiem, że nie spotkamy się z przychylnością. Bo niby dlaczego mieliby się na to godzić radni powiatowi czy starosta, żeby likwidować powiat. Musimy sobie zdać sprawę, że istnienie powiatu jest dzisiaj absurdalne. Bo czy to nie jest absurd, żeby te same decyzje administracyjne dla 130 tys. osób wydawał urząd miasta i starosta, którego budynek stoi 2 km od budynku magistratu? To tylko sztuczne tworzenie administracji.

Wie pan, że ludzie są przywiązani do swoich funkcji.
 
- To zrozumiałe. Jeśli jednak mówimy, że chcemy rozwoju to musimy godzić się nawet na tak drastyczne działania jak likwidacja powiatu.

Kiedy Gorzów doczeka się takiej sytuacji jak w Rzeszowie, niewiele większym mieście od naszego, w którym budżet wynosi 1 miliard złotych. U nas jest ledwo połowa tej kwoty.
 
- Budżet każdego miasta składa się z innych elementów. To trudne, bo od lat jesteśmy świadkami wyprowadzania instytucji wojewódzkich, które powinny być w Gorzowie.

Co ma pan na myśli?
 
- Choćby Narodowy Bank Polski i agencje, które podlegają wojewodzie. To instytucje, które w wyniku politycznych gier, posłów i senatorów z Zielonej Góry przenoszone są z Gorzowa do Zielonej Góry. Trudno osiągnąć tak wysoki budżet jak uciekają nam podatki. Wojewoda i wicewojewoda nie są z Gorzowa, tak samo jak dyrektor szpitala, szef Agencji Nieruchomości rolnych czy komendanci policji i straży pożarnej. Wszystkie te osoby płacą podatki w miejscu swojego zamieszkania, czyli nie w Gorzowie.

Pan też nie mieszka w Gorzowie.
 
- Tu Pan się myli, bo jestem zameldowany w Gorzowie i tutaj płacę podatki wbrew temu co opowiadają niedouczeni radni. Rzeszów ma tak wysoki budżet, bo wszystko jest w jednym mieście. Cały dochód, który pochodzi z podatków PIT i CIT trafia do jednego budżetu. A u nas? Polityka Zielonej Góry jest taka, żeby likwidować wszystko co wojewódzkie w Gorzowie i przenieść tam.

Komu z Zielonej Góry zależy, żeby likwidować instytucje w Gorzowie?
 
- Wszystkim.

Wszystkim, czyli komu?
 
- Głównie szefowej lubuskiej PO - pani Bożennie Bukiewicz. Przez takie gierki często dochodzi do absurdów. NBP, który prowadzi konto bankowe Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego miał dotąd siedzibę po drugiej stronie ulicy. Bank przeniesiono do Zielonej Góry. Zapewniam, nie mamy zamiaru się poddawać Zielonej Górze. Dążenia polityków z południa są widoczne i mają na celu ograniczenie znaczenia Gorzowa w województwie lubuskim.

Jak pan ocenia działania gorzowskich polityków PO względem Zielonej Góry i tego zagrabiania instytucji?
 
- Trudno powiedzieć. W PO jest problem, który widoczny jest we wszystkich partiach politycznych. Działania wewnątrz partii polegają tylko na tym, żeby partii nie podpaść i mieć dobre miejsce na liście wyborczej. Zresztą Platforma pokazała, co może zrobić jak ktoś jej popadnie. Mówię tu o byłym senatorze, który dostał odległe miejsce na liście. Dlatego w Gorzowie nie spotkamy się krytykowaniem szefowej lubuskiej PO, bo nadrzędnym celem jest otrzymanie dobrego miejsca w wyborach.

Rozmawiał Łukasz Chwiłka

Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości