- Gorzów powinien mieć załatwione trzy ważne sprawy. Po pierwsze, to polepszenie stanu dróg miejskich. Po drugie, stworzenie centrum rekreacyjno-sportowego, czyli nowa hala z odpowiednim zapleczem. To mogłoby być inwestycja na wzór hali sportowej w Zielonej Górze, która uzyskała bardzo duże dofinansowanie unijne. Trzecia rzecz to powstanie parku technologicznego. To zapewni rozwój w lokalnej gospodarce i przełoży się na nowe miejsca pracy - mówi w rozmowie z nami Tomasz Możejko
Łukasz Chwiłka: Napisał pan na swojej stronie internetowej, że wybrał politykę bo „wierzy w społeczeństwo demokratyczne”. Dalej pan w to wierzy?
Tomasz Możejko, przewodniczący Sejmiku Województwa Lubuskiego: - Tak. Dlatego aktywnie działam w samorządzie lokalnym.
Pańska partia - Platforma Obywatelska - to raczej wodzowska organizacja. Mocni liderzy, reszta musi słuchać i się podporządkować.
- Platforma to partia demokratyczna. Nawet w wyborach władz na szczeblu lokalnym nie ma takiej sytuacji, że kandydat na jakąś funkcję nie ma rywala. W 2010 roku, podczas wyborów na szefa PO w Lubuskiem wygrała poseł Bożenna Bukiewicz. Poparło ją 94 proc. delegatów, ale miała kontrkandydata.
Poparcie jak na Białorusi.
- Nie traktowałbym tego w ten sposób. PO w naszym województwie wykazuje się dojrzałością polityczną. Już ósmy rok należę do Platformy Obywatelskiej.
Mówi się o panu dyktator, który sam podejmuje wszystkie decyzje.
- Ta opinia nie wydaje mi się w pełni prawdziwa. Liczę się ze zdaniem innych. Kiedy nie mam racji - ustępuję. Przez wiele lat byłem sekretarzem partii w regionie. Sprawnie robiłem to, co do mnie należało.
Czy prawdą jest, że potrafi pan „wykosić” rywala, jeśli ten panu czymś podpadnie. Takie opinie słychać w szeregach PO.
- Absolutnie nic takiego nie ma miejsca. Wykosić to można było kogoś w systemach totalitarnych, a nie w demokratycznej partii. Od „wykaszania” są na przykład ludzie PiS-u.
Czy członkowie Platformy z Gorzowa się pana boją?
- Nie odczuwam tego. Sądzę, że jest to błędny pogląd.
Jest pan postrzegany jako zaufany człowiek południa. De facto człowiek, z którym inni w waszej partii muszą liczyć.
- To jest mylny osąd. Często słabości członków partii i radnych są przerzucane na osoby, do których ma się uwagi, a które chce się w ten sposób zdeprecjonować. Jestem człowiekiem całkowicie ugodowym. Dawno skończyłem z ocenianiem ludzi w sposób „zero-jedynkowy”. Jestem człowiekiem kompromisu. Moim miastem rodzinnym jest Świebodzin, a od niedawna mieszkam w Gorzowie.
Od wielu lat działa pan w samorządzie, ale pierwszą poważną funkcję, czyli szefa sejmiku sprawuje pan dopiero od dwóch lat.
- Przyznam, że to absorbująca funkcja. Szczególnie pod względem czasowym. Trzy kadencje byłem radnym miasta i radnym powiatu, i w tych jednostkach pełniłem szereg funkcji.
Jak pan ocenia pracę sejmiku na półmetku kadencji (kolejne wybory odbędą się w 2014 r.)?
- Mimo wielu problemów, oceniam pozytywnie ten czas. Dostaliśmy nieco rozchwiany budżet, ale udało się rozwiązać wiele spraw. Naszym głównym celem od początku tej kadencji sejmiku było utrzymanie połączeń komunikacyjnych, na które do końca tego roku wydamy razem 104 mln zł na drogi. Ważną kwestią jest też zabezpieczenie usług medycznych dla mieszkańców, mimo że sprawa budzi wiele kontrowersji, zwłaszcza wśród mieszkańców Gorzowa.
Czy szpital wojewódzki w Gorzowie po przekształceniu w spółkę, będzie w stanie zabezpieczyć te usługi medyczne?
- Jestem o to spokojny i wiem, że przekształcony szpital zabezpieczy interes mieszkańców Gorzowa. Lecznica musi zostać przekształcona, bo to jedyna możliwa forma ratowania tego szpitala przed bankructwem. Przed gorzowskim szpitalem stoi teraz szansa, ponieważ mamy możliwość uzyskać jako województwo ok. 150 mln zł na oddłużenie tej placówki.
Mamy jakieś gwarancje, że otrzymamy te pieniądze?
- 150 mln zł to kwota gwarantowana do uzyskania z puli ministerstwa zdrowia.
Gwarantowana przez kogo?
- Gwarantowana do uzyskania z ministerstwa zdrowia. To przede wszystkim maksymalna kwota do uzyskania dla szpitala w Gorzowie. Nie mamy gwarancji na piśmie, bo nikt nam takich zapewnień nie da. Ale mamy największe szanse w Polsce, żeby taką wysoką dotację uzyskać. Jestem przekonany, że gorzowski szpital otrzyma te pieniądze.
Ale gdzie jest to napisane, że nasz szpital otrzyma te pieniądze?
- Fundusz znajdujący się w ministerstwie zdrowia jest w pełni do wykorzystania przez województwo i to jest nasza jedyna i realna szansa.
Czyli inne, zadłużone szpitale w Polsce dostaną mniej? Czemu więc lecznica w Gorzowie dostanie akurat tyle?
- Wiąże się to bezpośrednio z wielkością długu szpitali w całym kraju. Tylko dwa szpitale w Polsce: w Gorzowie i w Warszawie są aż tak zadłużone i dlatego to one będą traktowane priorytetowo. Inne szpitale na pewno dostaną mniej środków. Mamy rozpoznanie wśród zadłużonych szpitali w Polsce. Te placówki nie znajdują na etapie tak daleko posuniętej restrukturyzacji jak u nas. Mamy program naprawczy, a wszelkie działania wspierana zarząd województwa. Po drugie szpital w Gorzowie to szpital wojewódzki, a tym samym to priorytet dla władz centralnych. Inne zadłużone szpitale są szpitalami powiatowymi albo miejskimi, czyli nie mają tak mocnej pozycji terytorialnej jak Gorzów.
W puli ministerstwa zdrowia jest dokładnie 1,4 mld zł dla szpitali, które przekształcą się w spółkę do końca 2013 roku. Nie boi się pan, że szpital w Gorzowie po prostu nie zdąży do tego czasu i z wielkiej kasy nici?
- Dlatego musimy się spieszyć.
Jest takie ryzyko, że szpital przy ul. Dekerta w ogóle nie dostanie kasy?
- Nie bierzemy tego pod uwagę. Ale jest taka możliwość, że ta dotacja może być mniejsza lub nie zostanie przyznana w ogóle. Jeśli będzie to mniejsza kwota, to województwo będzie musiało poradzić sobie z tym problemem.
Atmosfera wokół planowanych zmian w szpitalu jest pełna niepokoju. Co się zmieni dla pacjentów, w momencie gdy szpital będzie spółką?
- Wszystko pozostanie takie same. Zmieni się tylko forma prawna funkcjonowania szpitala. Ludzie będą mieli zapewnione te same usługi medyczne, będzie ta sama liczba oddziałów, będą wykonywane te same zabiegi. Dla przeciętnego pacjenta nic się nie zmieni.
Jakie zadania stawia pan przed sejmikiem na dwa ostatnie lata kadencji?
- Przede wszystkim zabezpieczenie połączeń lotniczych, drogowych i kolejowych. Zrównoważenie budżetu województwa, czyli zmniejszenie deficytu który nas czeka. Promocja Lubuskiego na zewnątrz, bo jesteśmy małym województwem. Musimy też zadbać o upowszechnienie samorządności lokalnej. W ostatnich wyborach do sejmiku 18 proc. głosów było nieważne! Sejmik - poprzez wchodzenie w inicjatywy kulturalne, społeczne i edukacyjne - chciałby odwrócić tę proporcję.
Jakie to będzie miało przełożenie dla Gorzowa i Zielonej Góry?
- Na pewno do końca 2014 roku będzie ukończona droga S3. A2 już funkcjonuje, ale będziemy walczyć o większą liczbę zjazdów. Będziemy też korelować z głównymi drogami, drogi powiatowe i przekazywać na ten cel pieniądze gminom.
Pan jako jeden z nielicznych, nie zignorował zaproszenia na debatę do Gorzowa o przyszłości i rozwoju województwa, którą organizowali młodzi aktywiści. Jak pan ocenia ich postulaty?
- To były słuszne pomysły. Przekazałem je do biura sejmiku, a następnie do zarządu województwa w formie wniosku do strategii rozwoju województwa lubuskiego. Nie wyróżniam województwa i nie dzielę go na północ i południe, dlatego działam dla dobra obu stolic regionu.
Czego dzisiaj najbardziej brakuje w Gorzowie?
- Uważam, że Gorzów powinien mieć załatwione trzy ważne sprawy. Po pierwsze, to polepszenie stanu dróg miejskich. Po drugie, stworzenie centrum rekreacyjno-sportowego, czyli nowa hala z odpowiednim zapleczem. To mogłoby być inwestycja na wzór hali sportowej w Zielonej Górze, która uzyskała bardzo duże dofinansowanie unijne. Trzecia rzecz to powstanie parku technologicznego. To zapewni rozwój w lokalnej gospodarce i przełoży się na nowe miejsca pracy.
Za dwa lata kolejne wybory samorządowe. Platforma nie ma szczęścia, zarówno w Gorzowie, jak i w Zielonej Górze. W wyborach prezydenckich przegrały Krystyna Sibińska i Bożenna Bukiewicz, wydawałoby się mocne kandydatki. Z czego wynika ta niemoc.
- To bardzo złożony proces, ale wierzę, że w roku 2014 będzie należał do Platformy i to w obu stolicach województwa.
Czemu wtedy się nie udało?
- Byliśmy zbyt słabą partią, za bardzo opozycyjną. Nie mieliśmy władzy, a z drugiej strony działaliśmy zbyt krótko w świadomości Polaków.
W ostatnich wyborach na prezydenta w Gorzowie, PO też była za słaba?
- Prezydent Tadeusz Jędrzejczak rządzi przez wiele lat samodzielnie. Niewątpliwie to prezydent z sukcesami.
To może PO była mocna, ale miała słabego kandydata w walce z Jędrzejczakiem?
- Nie. Krystyna Sibińska była i jest bardzo dobrym kandydatem na prezydenta Gorzowa.
Powinna kandydować w kolejnych wyborach?
- Zdecydowanie tak.
Nie rozważacie innego kandydata?
- To jest najlepszy kandydat Platformy, którego mogłaby poprzeć partia.
Pana polityczne plany? Sejmik i to wszystko?
- Znam swoje miejsce w szeregu.
Ale chyba jest pan ambitny?
- Jak każdy z nas.
Pańskie ambicje kończą się tylko na pracy w sejmiku?
- Czas pokaże. Zobaczymy, jaka będzie sytuacja polityczna za dwa, trzy lata.
Interesuje pana praca na Wiejskiej?
- Jeśli dostanę taką propozycję, nie odmówię. W przyszłości mam pewne plany, jeśli chodzi o parlament.