Czy ten zespół sięgnie po złoto? (fot. Marcin Szarejko)
Gorzowscy żużlowcy po dwudziestu dziewięciu latach znów mają szansę na złoto. Ostatni mistrzowski tytuł zapewniliśmy sobie na południu Polski. W tym roku może być podobnie. O żużlowym prymacie kraju w szczególności marzy Tadeusz Jędrzejczak i Władysław Komarnicki. Obaj dołożyli sporą cegiełkę do miejsca, w którym obecnie znalazła się Stal. Ale po kolei.
Nawiązać do złotej ery. Historia zatoczy koło?
Stal w swojej 65-letniej historii zdobyła siedem tytułów Drużynowego Mistrza Polski (1969,73,75,76,77,78,83). Gorzów w latach 70-tych był wiodącym ośrodkiem żużlowym w kraju. Jeździły tu takie sławy jak: Edmund Migoś, Edward Jancarz (pierwszy gorzowski medalista Indywidualnych Mistrzostw Świata), Zenon Plech, Jerzy Rembas, Bogusław Nowak, czy Andrzej Pogorzelski. Zespół był złożony wyłącznie z wychowanków. – Tryskała z nas młodzieńcza energia. Tworzyliśmy świetny zespół, który rozumiał się na torze. W tamtym okresie dominowaliśmy na krajowym podwórku. Warto podkreślić, że kadrę Polski stanowili niemal wszyscy żużlowcy z Gorzowa – wspomina Zenon Plech, były zawodnik gorzowskiej Stali. Z kolei połowa lat 80-tych, to powolny zmierzch złotej ery i zmiana pokoleniowa w gorzowskim speedwayu. Ostatni medal udało się wywalczyć w 1983 roku. Trzon zespołu stanowili doświadczeni seniorzy: Jancarz, Rembas i Nowak, wspierani przez młodych: Franczyszyna, Daniszewskiego i Grzelaka. Wówczas za szkolenie juniorów odpowiadał Stanisław Chomski, który był jednocześnie drugim trenerem. – Doskonale pamiętam ostatnie złoto. O mistrzowskim tytule decydował ostatni mecz w Rzeszowie, który musieliśmy wygrać. I jak się później okazało – wygraliśmy! Następnie na świętowanie zarezerwowany był jeden z hoteli w Krakowie. Wówczas w oczywisty sposób bawiliśmy się do białego rana (śmiech) – wspomina Stanisław Chomski. Po dwudziestu dziewięciu latach historia może zatoczyć koło, ponieważ po złoto udajemy się na południe Polski. Czy nasz zespół będzie świętował, jak przed prawie trzydziestu laty w Krakowie? – Feta po ewentualnym złocie na pewno będzie. Tylko jeszcze nie wiem gdzie. Być może w Krakowie – powiedział Władysław Komarnicki, honorowy prezes Stali.
Pamiętny finał sprzed piętnastu lat
Gorzowianie w 1997 roku po kilkunastu latach przerwy znów byli blisko złotego medalu. Wówczas do gorzowskiego żużla przyszedł Les Gondor. Ówczesne Pergo oparło skład na trójce liderów: Tony Rickardssonie, Tomaszu Bajerskim (ściągnięty za rekordową sumę – 600 tys. zł) i Piotrze Świście. Stal zapewniła sobie awans do finału zapewniła dopiero w ostatnim biegu rewanżowego spotkania z Polonią Piła. W walce o złoto zmierzyliśmy się z Polonią Bydgoszcz, której liderem był obecny zawodnik Stali – Tomasz Gollob. Pierwsze spotkanie finałowe w Gorzowie zakończyło się nikłą wygraną gospodarzy – 46:44. W rewanżu nasz zespół uległ aż 30:60. Słabiej pojechali liderzy: Rickardsson i Świst, którzy zdobyli odpowiednio – siedem i pięć punktów. Popularny „Twisty” został jeszcze w 12 biegu wykluczony do końca zawodów za zajechanie drogi tuż po starcie Waldemarowi Cieślewiczowi. – Wówczas był klimat, jak i dobry zespół. Jednak w rewanżowym spotkaniu, na trudnym terenie w Bydgoszczy coś nie zazębiło. Czasami tak w sporcie jest, że w danym spotkaniu ktoś pojedzie słabiej. Mieliśmy w tym meczu też sporo pecha, jak taśmy, defekty i wykluczenia. Tor w Bydgoszczy był bardzo wymagający, gdzie decydował tylko i wyłącznie sprzęt. Trzeba przyznać, że nie dysponowaliśmy tak dobrymi maszynami jak bydgoszczanie – powiedział Piotr Świst, wieloletni kapitan Stali. Les Gondor przyznaje z kolei, że pod koniec lat 90-tych ciężko było prowadzić klub. – Na moich barkach spoczywała nie tylko drużyna, ale też stadion i spłacanie starych długów. Niemal samemu ciągnąłem ten wózek. Obecnie utrzymaniem stadionu zajmuje się miasto. Z magistratu do klubu płyną też spore pieniądze. Mimo wszystko dobrze wspominam ten czas, kiedy byłem blisko żużla – dodaje Gondor.
Wisienka na torcie Jędrzejczaka i Komarnickiego?
Tadeusz Jędrzejczak został prezydentem Gorzowa pod koniec 1998 roku. Stal Gorzów dwa lata później zdobyła jeszcze brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski, ale dla klubu nastały cięższe czasy. Przez moment wydawało się, że żużla w naszym mieście w ogóle nie będzie. Kiedy udało się już utrzymać na powierzchni 7-krotnego mistrza Polski, to Stalowcy pierwszy raz spadli z najwyższej klasy rozgrywkowej. Banicja na drugim froncie trwała aż pięć lat. Od 2008 roku nastały dobre czasy dla speedwaya. Miasto łącznie wpompowało ok. 60 mln zł w modernizację stadionu. Do tego dotacja płynąca z magistratu dla Stali liczona była w milionach. W żółto-niebieskim kevlarze zaczęli ścigać się najlepsi zawodnicy na świecie z Tomaszem Gollobem, czy Nicki Pedersenem na czele. Jednak jeden z najwyższych budżetów nie przełożył się na wyniki sportowe. Przełamanie przyszło dopiero przed rokiem, kiedy gorzowianom udało się zdobyć brązowy medal. Pierwszy po dziesięciu latach. W tym sezonie będzie jeszcze lepiej. – Złoto może być ukoronowaniem ciężkiej pracy. Jako miasto i klub na to zasłużyliśmy – powiedział Tadeusz Jędrzejczak. Prezydent Gorzowa nie ukrywa swojej sympatii do „czarnego” sportu. – Tata był pracownikiem Ursusa, a także działaczem żużlowym. Dzięki temu pięćdziesiąt lat temu trafiłem na stadion żużlowy. W związku z tym pamiętam wszystkie sukcesy Stali Gorzów – dodaje włodarz miasta. Tadeusz Jędrzejczak na pierwszym meczu finałowym nie będzie, jednak na rewanż już się wybiera. – Spotkania w Gorzowie nie zobaczę, ponieważ jadę służbowo na Białoruś. Mecz będę oglądał na żywo w Internecie. Obiecuję natomiast, że w Tarnowie się zjawię – zakończył Jędrzejczak. Z kolei Władysław Komarnicki, który dziesięć lat temu mocno zaangażował się w odbudowę gorzowskiego żużla wreszcie doczekał się sukcesów. – O niczym innym nie marze, jak o złocie. Będzie to ukoronowaniem mojej ponad dziesięcioletniej pracy w tym klubie. Taka wisienka na torcie – powiedział honorowy prezes Stali.