Radni nie zgodzili się, żeby powołać trzeciego wiceprzewodniczącego. Stanowisko chciał objąć Jakub Derech-Krzycki, ale 10 głosów to za mało, żeby zasiąść w prezydium. Od kiedy radni odwołali z tej funkcji Grażynę Wojciechowską, udało się już zaoszczędzić 5 tys. zł
W kwietniu Grażyna Wojciechowska straciła stanowisko wiceprzewodniczącej rady miasta. Od tamtego czasu klub Nadzieja dla Gorzowa nie miał swojego przedstawiciela w prezydium. W środę wszystko miało się zmienić. Jerzy Sobolewski z Platformy Obywatelskiej, który kieruje gorzowską radą miasta, miał zyskać swojego trzeciego zastępcę. Do tej pory miał dwóch: Jana Kaczanowskiego z SLD i Mirosława Rawę z PiS.
Kandydatem klubu Nadzieja dla Gorzowa, do którego należała Wojciechowska, został były poseł Jakub Derech-Krzycki. - To człowiek porozumienia, zasłużony dla miasta. Liczę, że jako radni nie będziecie nam dyktować, kto ma być naszym kandydatem i dotrzymacie dżentelmeńskiej umowy - referował z mównicy radny Jerzy Wierchowicz, kolega klubowy Krzyckiego.
Rzeczona umowa, na którą się powoływał radny to niepisana zasada, że każdy klub w radzie miasta ma swojego przedstawiciela w prezydium, czyli wiceprzewodniczącego. Ta fucha to większy prestiż, zasiadanie w innym miejscu na sesji, ale też prozaiczne bonusy. Wiceprzewodniczący po prostu zarabia więcej od „zwykłego” radnego, równo o tysiąc złotych. Kandydaturze ex posła szybko sprzeciwił się radny Marek Surmacz z PiS. - Jesteśmy za normalnością, a to ewenement w skali kraju, żeby członek partii politycznej był w innym klubie niż macierzystym, który ma swoją reprezentację. Przypomnijmy, że Krzycki jest członkiem SLD i zasiada we władzach regionalnych partii.
W tajnym głosowaniu radni odrzucili jego kandydaturę. Tylko 10 spośród 25 radnych było za tym, aby Jakub Derech-Krzycki został wiceprzewodniczącym rady.
Tuż po głosowaniu, radny Wierchowicz zapowiedział, że jego klub będzie ponownie zgłaszał kandydaturę Krzyckiego na następnej sesji.
Dzięki temu, że w prezydium zasiada teraz tylko przewodniczący i dwóch zastępców, udało się zaoszczędzić ok. 5 tys. zł. Te oszczędności można byłoby przeznaczyć choćby na zakup mikrofonów i elektronicznego systemu do głosowania. Ten pomysł forsował już kilka miesięcy temu radny Surmacz, ale odbił się od budżetowej ściany.