Radni PO po spotkaniu z marszałek (fot. Radosław Siuba)
Marszałek Elżbieta Polak przyjechała wczoraj do Gorzowa rozmawiać z radnymi o sytuacji w szpitalu wojewódzkim. Wnioski? - Dobrze, że w ogóle zaczęliśmy ze sobą rozmawiać - stwierdził tuż po spotkaniu Robert Surowiec, radny PO. Z kolei marszałek Polak zapewniała: - Uwierzcie mi, nie ma zwijania szpitala w Gorzowie.
W poniedziałek polityczną burzę wywołali radni miejscy z Platformy Obywatelskiej. Złożyli oni wniosek o odwołanie Marka Twardowskiego ze stanowiska dyrektora szpitala w Gorzowie. Radni stwierdzili, że decyzje dyrektora zagrażają bezpieczeństwu zdrowotnemu mieszkańców naszego miasta. W środę do tego apelu przyłączyli się także radni wojewódzcy z północy regionu. Mirosława Winnicka, Bogusław Andrzejczak i Paweł Tymszan z SLD oraz Elżbieta Płonka z PiS i Mirosław Marcinkiewicz z PO wystąpili do marszałek Polak z podobnym wnioskiem. W piśmie czytamy: „stanowczo sprzeciwiamy się destrukcyjnym decyzjom i praktykom stosowanym przez dyrektora szpitala wojewódzkiego w Gorzowie”. Zdaniem radnych sejmiku, dyrektor Twardowski prowadzi złą politykę kadrową, zwalniając lekarzy specjalistów, co może ograniczyć działalność leczniczą placówki.
Reakcja marszałek na apel radnych o odwołanie dyrektora była błyskawiczna. Elżbieta Polak szybko odpisała radnym PO z Gorzowa. - Zarząd Województwa Lubuskiego nie wyraża zgody na odwołanie dyrektora. Jednocześnie marszałek zaprosiła radnych na spotkanie do Zielonej Góry. Jednak ostatecznie rozmowy odbyły się wczoraj Gorzowie i to marszałek pofatygowała się osobiście na spotkanie. Ponad godzinę za zamkniętymi drzwiami przy jednym stole rozmawiali radni miejscy, wojewódzcy z dyrektorem Twardowskim i marszałek Polak.
Pierwszy do dziennikarzy wyszedł Mirosław Marcinkiewicz, radny sejmiku z Platformy. - Rozpoczynamy dialog, którego zabrakło. Jednak na wiele pytań nie otrzymaliśmy odpowiedzi - przyznał. Głos zabrali też inicjatorzy odwołania dyrektora szpitala przy ul. Dekerta. - Plusy po tym spotkaniu? To, że w ogóle zaczęliśmy ze sobą rozmawiać - stwierdził Robert Surowiec, radny PO.
Mimo rozmów, politycy Platformy nie rezygnują ze swoich postulatów. Ba! Zgłaszają nowe. - Podtrzymujemy nasz wniosek o odwołanie dyrektora. Domagamy się również przywrócenia rady społecznej szpitala i udostępnienia raportu firmy konsultingowej, dotyczącego koniecznych działań naprawczych w szpitalu, a który został opracowany za publiczne pieniądze - mówi radny.
Odwołana z rady społecznej szpitala w Gorzowie, radna Grażyna Ćwiklińska dodała: - Po tym spotkaniu nadal jesteśmy w punkcie wyjścia. Po prostu sobie porozmawialiśmy. Nie dostaliśmy odpowiedzi na wiele pytań, które może były niewygodne. Będziemy oczekiwać dalszych spotkań - mówi Ćwiklińska.
Dyrektor Twardowski, który również był obecny na spotkaniu zapewniał najpierw radnych, a później dziennikarzy, że wszystko w szpitalu idzie w dobrym kierunku. - W tej chwili szpital bilansuje się w działalności bieżącej. To wszystko dzięki temu, że oszczędzamy, ograniczamy zbędne wydatki i racjonalnie wykorzystujemy sprzęt, który jest w szpitalu - tłumaczy Twardowski.
Jego zdaniem w lecznicy potrzebne są kolejne zmiany. - Dostaliśmy raport firmy consultingowej, w którym jest jasno napisane, co trzeba zrestrukturyzować i jaki powinien być dalszy rozwój placówki po przekształceniu go w spółkę - opowiada dyrektor. Raport, który opracowała firma z Katowic liczy 128 stron. Póki co, jest on poufny. Jego treść zna jedynie marszałek i zarząd szpitala.
- Tam są trudne rzeczny. Firma, która go opracowała „głęboko” wniknęła w strukturę szpitala. Z tego dokumentu wynika, że restrukturyzacja niektórych oddziałów jest konieczna. Nieoficjalnie mówi się o redukcji liczby łóżek o 20 proc. Oficjalnie nikt ze szpitala tego nie potwierdza. Dyrektor cały czas koncentruje się na swojej misji, czyli przekształceniu szpitala w spółkę. Jak sam przyznaje, został wynajęty do robienia rzeczy trudnych. A w szpitalu najtrudniejsze są finanse. Pocieszające jest to, że dzięki zabiegom Twardowskiego na konto szpitala wpłynie niedługo ponad 5 mln zł. Niepokojące są za to pilne płatności, z którymi szpital zalega. - Gdybym chciał spać spokojnie, to powinienem zapłacić 52 mln zł, bo tyle mam zobowiązań wymagalnych - przyznaje Twardowski.
Marszałek Polak, która przez ponad godzinę odpowiadała radnym na ich pytania w sprawie gorzowskiego, przyznała po spotkaniu: - Przyjmuję z pokorą uwagi radnych. Gorzowianom należy się rzetelna informacja o każdym posunięciu szpitala - mówi Polak. Teraz o wszelkich ruchach w szpitalu będzie informował specjalny pełnomocnik, którego powołała marszałek. Będzie nim Mirosława Dulat, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego. Zdaniem marszałek, potrzebna jest spójna kampania wokół tego, co dzieje w szpitalu przy ul. Dekerta. - Zmiany, które czekają szpital są trudne, dlatego będziemy budować partnerstwo. Zadłużenie lecznicy jest ogromne. Jedyna możliwość prawna to przekształcenie w spółkę i uzyskanie jak największej dotacji, bo województwo nie udźwignie długu szpitala - tłumaczy marszałek, która wierzy, że tę misję wypełni dyrektor Twardowski. - On przeprowadzi szpital przez te trudne czasy. Jego kompetencje i umiejętności są nie do podważenia. Uwierzcie mi, szpital w Gorzowie rozwija się. Nie ma zwijania szpitala. Musimy zwiększyć kontrakt lecznicy i zbudować radioterapię. To jest przyszłość. Zarząd województwa nigdy nie chciał umniejszać roli gorzowskiego szpitala - stwierdziła na koniec marszałek Polak.
Z informacji, które przekazały nam osoby, które uczestniczyły we wczorajszym spotkaniu wynika, że nie należało one do spokojnych. - To było zwykłe bicie piany. Wiele razy marszałek i dyrektor szpitala w ogóle nie odpowiadali na nasze pytania tylko chowali głowę - mówi anonimowo jedna z osób. - Radni sejmiku mieli pretensje, że zatajono przed nimi informacje o tym, że Twardowski jest też pełnomocnikiem rektora Uniwersytetu Zielonogórskiego. Kontrowersje wzbudził też kontrakt samego dyrektora. Zwykle był on jawny i dostępny na stronie województwa. Umowy obecnego szefa szpitala nie ma. Być może dlatego, że jego wypowiedzenie jest zapisane na pół roku, a nie jak to standardowo bywa w takich umowach na trzy miesiące. Takich rzeczy było więcej, ale lepiej mówić swoje i udawać, że nic złego w szpitalu się nie dzieje - opowiada nasz rozmówca.