• Dziś /2°
  • Jutro /1°
Wiadomości

Justyna Żurowska: W Gorzowie grało się wyjątkowo

26 sierpnia 2012, 20:40
fot. Bartosz Zakrzewski
Wieloletnia kapitan AZS PWSZ Gorzów od nowego sezonu będzie broniła barw Wisły Kraków. O początkach kariery, AZS-ie, kibicach, Eurolidze i brakującym złotym medalu rozmawiamy z Justyną Żurowską.
Dawid Lis: - Zacznijmy od samego początku. Ktoś namawiał Cię do grania w koszykówkę, czy to może Twoja decyzja?

Justyna Żurowska: Koszykówka w moim życiu pojawiła się, gdy zamarzyłam studiować w Stanach Zjednoczonych. To miała być moja przepustka w tamte strony.

- Kto był Twoim pierwszym trenerem?

Bronisław Cieślak. To on poświęcił mi bardzo dużo czasu, gdy rozpoczynałam swoją przygodę z basketem.

- W wieku 17 lat trafiłaś do AZS-u. Skąd pomysł na przenosiny do Gorzowa?

Trener Dariusz Maciejewski wypatrzył mój ówczesny świdwiński zespół i zaprosił nas na wizytę do będącego wówczas w pierwszej lidze AZS-u. Bardzo spodobała nam się wizja klubu na przyszłe lata i mimo różnych propozycji, w większości klubów ekstraklasowych, wybór padł na Gorzów.

- W Gorzowie zaczynałaś grę, gdy jeszcze nie było dobudowanych trybun w hali. Jak się wtedy grało? Obecnie jest to raczej niewyobrażalne.

W AZS-ie zawsze grało się wyjątkowo. Klub rósł wprost proporcjonalnie do osiąganych przez nas wyników. Hala natomiast z wojskowej przerodziła się w Euroligową.

- Niemal zaraz po Twoim przyjściu nasz klub awansował do Ekstraklasy. Jak wspominasz tamten sukces?

W pierwszym roku zajęliśmy 5. miejsce, a w drugim sięgnęliśmy po zaplanowany przed sezonem awans. Euforia po ostatnim gwizdku nie kończyła się przez długie godziny. Świętowaliśmy razem z kibicami na parkiecie, po meczu, w którym w pięknym stylu pokonaliśmy warszawski SMS. Niektóre ze zdjęć wiszą jeszcze do dziś w hali. Radość na naszych twarzach mówi sama za siebie. Było to dla nas wszystkich wielkie przeżycie.

- Po pierwszym sezonie gry w PLKK zagrałaś w Meczu Gwiazd. Pamiętasz ten mecz?

Tak, to było w Gdyni, w 2005 roku. Pojechałyśmy tam razem z Martą Żyłczyńską i trenerem Dariuszem Maciejewskim. To było dla mnie wielkie wyróżnienie. Pamiętam chwile, kiedy wyszłam na pierwszy wspólny trening. Ręce i nogi trzęsły mi się jakbym pierwszy raz biegała po parkiecie.

- Przez kilka lat wspinaliśmy się w górę, aż na koniec sezonu 2006/07 przyszedł pierwszy półfinał i pierwsza walka o medale. Wtedy się nie udało, przegraliśmy rywalizację z CCC.

Cel postawiony przed sezonem to było wejście do czwórki. Dokonałyśmy tego stawiając kolejny krok w naszym rozwoju. Medal jednak był bardzo blisko, bo rywalizacja rozpoczęła się od 0:2, po czym wygrałyśmy dwa mecze u siebie i jechałyśmy na mecz do Polkowic, gdzie działy się różne historie. Osoby, które tam były na pewno to pamiętają.

- Rok później odbierałaś już jednak puchar za trzecie miejsce. Mieliśmy całkiem ciekawie zestawiony skład, który zdobył historyczny medal dla AZS-u.

To były niesamowite chwile. Trzonem zespołu były zawodniczki polskie. Ciężką pracą na parkiecie oraz na siłowni sięgnęłyśmy po medal, o którym śniłyśmy przed sezonem. Rywalizację zakończyliśmy 3:1, nie dając przeciwnikowi szansy powrotu na nasz parkiet. Szaleństwo i wielka radość ogarnęły cały klub. Byliśmy z siebie naprawdę dumni, gdyż było to poparte wielką pracą grona ludzi.
 
- W 2009 w Twoich rękach było już srebro. Był to też pierwszy finał PLKK w Twojej karierze.

Kolejny sezon, w którym pniemy się po drabinie. Co roku progres i ten sezon był pierwszym od wielu lat, kiedy w finale nie spotyka się Wisła Kraków z Lotosem Gdynia. O wejście do finału graliśmy z CCC Polkowice, rozprawiliśmy się z nimi 3:0, nie pozostawiając wątpliwości kto na ten finał zasługiwał.

- Dodatkowo po tym sukcesie AZS zagrał w Eurolidze. Jak się gra w najlepszych europejskich pucharach?

Nadchodzący sezon będzie już czwartym w mojej karierze w tych rozgrywkach. Przed Euroligą graliśmy dwa sezony w EuroCup-ie, także europejskie rozgrywki są ze mną już sześciu lat. To wspaniały okres w mojej karierze, mogę być wśród najlepszych przez tak wiele sezonów. Mam też świadomość, że nigdy nie byłoby AZS-u w Eurolidze, gdyby nie pomoc sponsorów, a w szczególności prezydenta miasta. To on pozwolił, by gorzowska koszykówka tak płynnie się rozwijała.

- Kolejne srebro w lidze już nie smakowało tak dobrze. Wciąż brakuje w Twojej kolekcji złota. Cały czas w głowie pozostaje marzenie o tym najważniejszym medalu?

Oj tak, bardzo marzy mi się zdobycie złota i to nie jednego! Najbardziej marzy mi się gorzowskie złoto. Wierzę głęboko, że AZS sięgnie po ten kruszec i to nie tylko jeden raz.

- W Gorzowie grałaś pod skrzydłami trenera Dariusza Maciejewskiego. Jak wspominasz swoją wieloletnią współpracę z tym szkoleniowcem?

Trudno opisać w kilku słowach moją wdzięczność dla jego osoby. To nie był tylko trener, ale i wielki przyjaciel. Jego wizja zespołu, kierowanie nim sprawiło, że osiągaliśmy wielkie sukcesy. Każdy sezon kończyliśmy z poczuciem dobrze wykonanej pracy.

- Z trenerem Maciejewskim zagrałaś także na EuroBaskecie w 2011 roku. To jednak nie był zbyt udany turniej dla naszej kadry.

Powtórzyliśmy wynik, który kadra osiągnęła dwa lata wcześniej. Oczekiwania i nasze marzenia były większe. W koszykówce jednak to parkiet weryfikuje możliwości, które na tę chwilę okazały się nie większe niż w 2009 roku.

- Gdy w 2011 roku opuszczałaś AZS był smutek i łzy. To na pewno nie była łatwa decyzja. Opuściłaś klub, który reprezentowałaś przez 9 lat.

Rosłam razem z AZS-em. Pierwsze kroki w pierwszej lidze, ekstraklasie, meczu gwiazd, reprezentacji, EuroCup-ie i Eurolidze stawiałam będąc zawodniczką tego klubu. Trenerów, kibiców, prezesów, sponsorów traktowałam jak rodzinę. Wrosłam w tamtejsze środowisko, tam skończyłam liceum, uczelnię, na której również podjęłam pracę, tam miałam przyjaciół.

- Pamiętam, że gdy odchodziłaś z Gorzowa mówiłaś, że nie chcesz grać w Polsce. Los jednak skierował ciebie do Lotosu. Jak to się stało?

Szukałam klubu na poziomie Gorzowa. Chciałam nadal grać w Eurolidze, a oferty, które się pojawiały nie do końca spełniły moje oczekiwania. Gdy we wrześniu nadal pozostawałam bez klubu postanowiłam skorzystać z propozycji Lotosu i podpisałam kontrakt do końca grudnia. Czekałam na propozycję z klubów zagranicznych, które spłynęły i mogłam udać się w rejony, które obrałam po odejściu z Gorzowa.

- Zdążyłaś w barwach Lotosu zagrać w Gorzowie. Grać przeciwko gorzowskiej publiczności nie jest łatwo. Jak wspominasz ten mecz?

Bardzo emocjonalnie podeszłam do tego wydarzenia i nie sam mecz był dla mnie najtrudniejszy tylko czas przed jego rozpoczęciem. Przyjazd do Gorzowa w innych barwach, wejście do szatni przeciwnika, rozpoczęcie meczu na inny niż zawsze kosz i wiele innych sytuacji. Gdy zaczął się mecz było już po wszystkim. Wtedy po prostu grałam, jak zawsze nie rozglądając się po trybunach i wyłączając głowę z tego, co mnie otaczało.

- No właśnie, dochodząc do tematu kibiców, co możesz powiedzieć o fanach AZS-u? Zwiedziłaś naprawdę wiele hal, również za granicą. Można gorzowskich kibiców do kogoś porównać?

Gorzowscy kibice to przede wszystkim wsparcie nie tylko w chwilach glorii i chwały, lecz również, a raczej przede wszystkim w momentach trudnych. To osoby, które zawsze dopingują z całego serca i sił. Wiele twarzy pamiętam od pierwszych chwil, które spędziłam na gorzowskim parkiecie. Trudno znaleźć kibiców równie oddanych i kulturalnie dopingujących, jak ci, którzy razem z nami sięgali po każdy sukces.

- Z Lotosu trafiłaś do Francji. Jak Ci się tam grało? Co powiesz o tamtejszej lidze?

Francją jestem zafascynowana. Sposób szkolenia przekłada się na grę w reprezentacji. Stawiają na swoje wychowanki i w każdym zespole dopuszczają zaledwie dwie Amerykanki i dwie zawodniczki spoza Francji, którym i tak trudno wywalczyć miejsce w składzie. Mi udało się to bardzo szybko i stałam się podstawowym graczem, dzięki czemu mogę z boiska ocenić francuską ligę. Jest ona bardzo siłowa i nastawiona na obronę. Mecze potrafiły kończyć się zdobyczami zaledwie po 45 punktów. Cała liga jest bardzo wyrównana. W każdym meczu każdy może wygrać z każdym.

- Teraz powracasz do kraju, będziesz bronić barw Wisły. To na pewno kolejny krok do przodu w Twojej karierze.

Wisła to ósmy zespół Europy. Gdy tylko pojawiła się opcja wstąpienia w szeregi tego zespołu, nie zastanawiałam się ani chwili, choć bardzo nalegano bym wróciła do Francji. Ostatecznie wybrałam Wisłę.

- Wisła to chyba także klub, który ma dać Tobie upragnione złoto?

To prawda.

Rozmawiał Dawid Lis

Podziel się

Komentarze

Zobacz nową kamerę na żywo z Gorzowa

Zobacz także

Imprezy


Pozostałe wiadomości