Wiadomości

Ludzie chcą imprez

22 sierpnia 2012, 11:47
Jacek Wójcicki (fot. Bartosz Zakrzewski)
Przed nami Święto Pieczonego Kurczaka, impreza, która do podgorzowskiego Deszczna co roku przyciąga tłumy. Dlaczego zaledwie tysięczna gmina ma co roku swoje wielkie święto, a Gorzów nie? O imprezach, planach i prezydenturze opowiada Jacek Wójcicki, wójt Deszczna.
rozmawiał
Łukasz Chwiłka

Czy mieszkańcy Gorzowa muszą się wstydzić, że nie mają w tym roku swojego święta miasta, a dużo mniejsze Deszczno ma imprezę z prawdziwego zdarzenia?


- To nie w kategorii wstydu trzeba rozpatrywać, tylko w kategorii strat mieszkańców z tytułu braku wspólnego święta. Trzeba w końcu coś zrobić, żeby taka impreza była. Nawet większość małych samorządów organizuje swoje święta. Zielona Góra, drugie tak duże miasto w województwie jak Gorzów ma Festiwal Muzyki Rosyjskiej i Winobranie. W Deszcznie organizujemy Święto Pieczonego Kurczaka, które w tym roku będzie wielkim festiwalem gwiazd. Dzięki tej imprezie mieszkańcy czują się związani z gminą.

W tym roku naprawdę z dużym rozmachem organizujecie swoje święto.

- Cztery duże gwiazdy zagrają na scenie - jedna po drugiej. W tym roku w Deszcznie wystąpi Kora, De Mono, Blenders i Afromental. Impreza w tym roku przebiegnie pod hasłem "Eksplozja gwiazd". Choć święto odbędzie się dopiero we wrześniu, to już dziś wszystkie kontrakty z gwiazdami są potwierdzone, a program imprezy dopięty.

Czemu Deszczno ma swoje święto, a dużo większy Gorzów nie?

- To pytanie raczej nie do mnie, należy je skierować do prezydenta Jędrzejczaka. Zapewne prezydent zajmuje się ważniejszymi sprawami, jak choćby inwestycje.

Zgoda, ale w Deszcznie też są inwestycje, a jednak znalazły się pieniądze na wspólne świętowanie.

- Oczywiście, że są inwestycje, ale jest też czas na wspólne święto. To jest bardzo ważne, bo podczas takiej imprezy powstają silne, pozytywne relacje pomiędzy mieszkańcami, można by powiedzieć, że rodzi się więź, a nawet w pewnym sensie tożsamość mieszkańców z całej gminy. U nas przy organizacji „Kurczaka” zaangażowane są setki osób. To jest potrzebne, bo ludzie chcą wspólnie świętować.

Rozpiera pana duma, jaki widzi pan tłumy ludzi w małym Deszcznie?

- Tak. Jestem dumny z tego, że rządzę tak wspaniałą gminą. Cieszę się, że udało się zbudować markę, bo nasze święto jako impreza jest rozpoznawalne nie tylko w regionie, ale i w całym województwie.

Kiedy pracownicy Urzędu Gminy w Deszcznie dzwonią choćby do potencjalnych sponsorów, to muszą jeszcze tłumaczyć i opowiadać czym jest święto kurczaka?

- Na szczęście już nie. Święto Pieczonego Kurczaka to impreza, która na dobre wpisała się w kalendarz wojewódzkich imprez. W ciągu jednego dnia przewija się ok. 30 tys. osób, a w samym Deszcznie mieszka ponad tysiąc osób. To pokazuje, że ludzie chcą imprez, gdzie jest dobra zabawa.

Jednak sama impreza do tanich nie należy. W tym roku koszt organizacji to ok. 300 tys. zł. To dużo jak na małą gminę.

- Pamiętajmy, że przede wszystkim płacą sponsorzy i Euroregion, oczywiście gmina ma swój udział. Źródeł finansowania jest naprawdę wiele, wystarczy się postarać. Największy koszt to gwiazdy, scena, światło i dźwięk, na to idzie prawie 150 tys. zł. Druga połowa to zabezpieczenie imprezy, czyli głównie ochrona. Zależy nam, żeby ludzie, którzy przyjeżdżają do nas czuli się naprawdę bezpiecznie. Sporo kosztują też autobusy, które będą przewozić gorzowian do Deszczna.

Ile Deszczno zarabia na tej imprezie?

- Impreza daje pozytywny wizerunek gminy. To rzecz nie do kupienia. Jednak to nie wszystko. Niedawno opublikowano wyniki spisu powszechnego. Po analizie tego dokumentu wiemy, że w ciągu 10 lat w gminie przybyło ponad tysiąc mieszkańców. Od trzech lat obserwujemy też wzrost ilości wydawanych decyzji o podziale nowych działek. Pomimo tego, że nadal jest kryzys! Dzięki temu, że ci ludzie się budują, rośnie ilość mieszkańców, a tym samym budżet. Sam podatek od nieruchomości to niewielki procent w budżecie. Podstawowy zastrzyk gotówki dla gminy to udział w podatku dochodowym. To pieniądze, które każdy zameldowany mieszkaniec odkłada do Urzędu Skarbowego, a samorząd dostaje z tego 38 proc. To jest bardzo dużo. W 2010 roku planowaliśmy dochody na poziomie 19 mln zł, a w tym roku 23 mln zł, czyli jest wzrost.

Im bliżej święta, tym bardziej jest pan zajęty organizacją?

- Na początku, gdy robiliśmy pierwsze i drugie święto w 100 procentach byłem pochłonięty imprezą. Wtedy były ogromne emocje, nie wiedzieliśmy czy impreza przypadnie do gustu mieszkańcom. Teraz mój udział nie jest już tak duży jak na początku. Niemniej jednak sam lubię dopilnować szczegółów.

Z czym macie największy problem przy organizacji imprezy?

- Największy problem to pieniądze, bo trzeba pozyskać sponsorów. Jak się jednak okazuje, co roku udaje nam się zebrać pokaźną pulę.

Wójt sam negocjuje z firmami?

- Nie, ja nie negocjuję, od tego są pracownicy w urzędzie. Wiele firm ma już na stałe wpisane święto w swoje wydatki marketingowe. Dla nich to, że mogą pokazać się na tej imprezie, to jest ogromna reklama. Co roku poza komercyjnymi stoiskami wystawiają się gorzowskie szkoły, fundacje i organizacje. Tak będzie i w tym roku.

Z czego wynika to, że do Deszczna przyjeżdża tak wielu gorzowian? Nie mamy swojej imprezy czy po prostu Wasza jest na tyle atrakcyjna?

- Z pewnością dlatego, że Gorzów nie ma własnego święta. Z drugiej strony rzadko w Gorzowie bywają gwiazdy tego formatu co u nas i to za darmo. Koncert płatny można zawsze zorganizować, z tym, że nie każdego stać. Gminę Deszczno stać na to, żeby raz w roku zorganizować tak dużą imprezę. To nie są małe pieniądze i pamiętajmy, że to są także pieniądze podatników.

Nie mają za złe wójtowi, że aż tyle wydaje?

- Przyznaję, że na początku mieli za złe. Wtedy pieniądze wydawane na organizację też były pokaźne. Dzisiaj mieszkańcy widzą efekty tego święta i są zadowoleni.

Poradziłby pan sobie z organizacją takiego święta w Gorzowie?

- W Gorzowie byłoby łatwiej. Prezydent może nie ma chęci, żeby robić imprezy, bardziej skupiony jest na czym innym. Po sąsiednich gminach, jak Bogdaniec, Lubniewice czy Przytoczna widać jednak, że gdy się chce, to można robić świetne imprezy.

Może prezydent jest po prostu zbyt mocno zajęty swoim procesem?

- Myślę, że nie. Aczkolwiek to też wpływa na jego samopoczucie i możliwości. Prezydent jest silną osobowością i nie najgorzej radzi sobie ze stresem.

Jeśli Sąd Apelacyjny w Szczecinie nie skaże prezydenta Jędrzejczaka, to pewnie będzie rządził do końca kadencji. Pojawiają się jednak głosy, żeby skrócić kadencję prezydentów, wójtów i burmistrzów w całym kraju. Jak pan ocenia ten pomysł?

- Widzę to po sobie, że powinny być ograniczenia co do ilości kadencji. Na pewne rzeczy nie zwracam już tak bacznej uwagi jak na początku kadencji. Czasem bywa, że człowiek będąc za długo w jednym miejscu po prostu wypala się. Odnośnie samego pomysłu, co do skrócenia kadencji, rozważam inne rozwiązane. Lepiej wydłużyć kadencję do 6 lat, ale ograniczyć ją do  dwóch.

Mówi pan, że człowiek, który pracuje za długo w jednym miejscu wypala się. Dla pana nowym wyzwaniem nie byłby start w wyborach na prezydenta Gorzowie?

- Przy takiej decyzji trzeba dobrze ocenić horyzont czasowy. Wybrać odpowiedni moment i być w stu procentach przygotowanym.

Gdyby wybory prezydenckie odbyły się za trzy miesiące, to byłby pan przygotowany?

- Jak zostałem wójtem, to okazało się, że można. Dla mnie wtedy, jak i dziś, liczyły się chęci, szczere intencje i uczciwość. Bardzo istotne jest to, żeby mieć odpowiednie poparcie dla swojego programu i wizji rozwoju. Jeżeli jest takie poparcie w społeczeństwie, to można zrobić wszystko.

Uważa się pan za rozpoznawalną osobę w Gorzowie?

- Trudno mi powiedzieć.

Zaczepiają pana ludzie na ulicy?

- Bardzo często spotykam się z pozytywnymi przejawami sympatii w Gorzowie, choćby robiąc zakupy czy tankując auto. Rozmawiam z mieszkańcami na różne tematy.

Mieszkańcy Gorzowa namawiają pana do startu w wyborach?

- Przyznam, że zdarzają się i takie głosy. To bardzo miłe, ale decyzję o starcie w wyborach trzeba bardzo dobrze przemyśleć. Zapewniam, że mam głowę pełną pomysłów przede wszystkim dla Deszczna, ale i dla Gorzowa, na samego siebie też.

Własny rozwój jest związany z rozwojem Gorzowa?

- Jest na pewno związany z samorządem i rozwojem regionu.

Któraś partia proponowała panu już start w wyborach pod swoim szyldem?

- Nie było nigdy takich propozycji. Zresztą z żadną partią polityczną się nie identyfikuję. Jeżeli któraś z partii chciałaby mnie poprzeć, to chętnie takie poparcie przyjmę, ale pod partyjnym szyldem nie wystartuję. Polityka partyjna przeszkadza w samorządzie.

Kto dzisiaj jest najlepszym kandydatem na prezydenta Gorzowa oprócz Tadeusza Jędrzejczaka?

- Spośród osób, które się wymienia i które są w polityce, jeszcze taka osoba się nie pojawiła. Może gdybyśmy pozbierali z poszczególnych osób konkretne cechy, to byłby to kandydat idealny.

Czyli dzisiaj pan też nie jest najlepszym kandydatem na prezydenta?

- (cisza)

Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości