- Gorzów jest brudny i zaniedbany, a władzom to nie przeszkadza. Lepiej nic nie robić, niż być aktywnym. Ludziom, którzy rządzą miastem nie zależy na Gorzowie. Oni nie kochają tego miasta, nie rozumieją swojej pracy i celu, do którego zostali powołani - ocenia Jerzy Synowiec, radny PO i znany gorzowski adwokat
Rozmowa z Jerzym Synowcem
Łukasz Chwiłka: Czy do pana kancelarii zgłaszają się klienci poszkodowani przez Amber Gold?
Jerzy Synowiec: - Tak. Zgłosił się jeden pokrzywdzony, który stracił kilkadziesiąt tysięcy złotych. Prosił o poradę, jakie ma szansę, żeby odzyskać swoje pieniądze. Wyjaśniłem, że jeśli spółka wytransferowała wszystkie swoje środki, to szanse na ich odzyskanie jest równa zeru. Nawet skazanie właściciela tej firmy niczego nie zmienia, bo spółka już nie ma tych pieniędzy.
Dla pana jest to oczywiste, że Amber Gold to piramida finansowa?
- Oczywiście, że to piramida finansowa. Dla mnie to było jasne już kilka miesięcy temu. Niestety zawiodło państwo, które powinno bardziej pilnować parabanków. Niestety odpowiednie służby tego nie czyniły.000000
Prokuratura i ABW dopiero w ubiegłym tygodniu interweniowały, to zbyt późno?
- Zdecydowanie za późno. Parabanki działają od dawna, to nie tylko Amber Gold. Dodajmy, że jedna z najbardziej szanowanych instytucji finansowych jaką jest Skok Stefczyka, to jest też instytucja parabankowa. Takie firmy nie podlegają nadzorowi bankowemu. Za chwilę okaże się, że pokrzywdzonych nie jest kilka tysięcy osób, jak w przypadku Amber Gold, ale kilka milionów.
Marcin P., prezes Amber Gold usłyszał już pierwsze zarzuty. Prokuratura zastosowała wobec niego dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Pana zdaniem to zbyt mała sankcja?
- Oczywiście, że tak. Powinien zostać tymczasowo aresztowany. Przepisy kodeksu postępowania karnego mówią jasno, że człowieka należy aresztować wtedy kiedy zachodzi uzasadnione podejrzenie nowego przestępstwa. On zakładając kolejną spółką szykuje się już do kolejnego przestępstwa. Powodów do jego aresztowania jest aż nadto. Zwykły człowiek już dawno siedziałby w areszcie.
To z czego wynika opieszałość prokuratury?
- Nasze prokuratury są przyzwyczajone do ścigania pojedynczych przestępców, drobnych dilerów narkotyków, złodziei czy oszustów. Jednak kiedy rzecz dzieje się w skali makro i chodzi o potężne firmy, ogromne oszustwa to nasz wymiar sprawiedliwości nie jest przygotowany do skutecznej pracy.
Prokuratorzy nie mają wiedzy i przygotowania?
- To też. Szybkość rozwoju elektroniki i nowych technologii, które wykorzystują przestępcy sprawia, że prokuratorzy za tym nie nadążają.
Śledczy nie nadążają za przestępcami?
- Zwykły prokurator w mieście powiatowym, który zajmuje się standardowymi rzeczami jak narkotyki, jazda po pijanemu czy nawet morderstwa ma prostą pracę, bo to są łatwe sprawy do rozpoznania. Tam, gdzie chodzi o przestępstwa inteligentne, przeciętny prokurator nie jest przygotowany do ich ścigania, bo nie ma takiej wiedzy i doświadczenia.
Jak pan odbiera sprawę tzw. martwych dusz w Platformie Obywatelskiej (chodzi o podrabianie deklaracji członkowskich). Wydawała się łatwa sprawa, a prokuratura w Gorzowie przekazała ją do zbadania przez kolegów ze Szczecina. Oficjalnie, bo chciała uniknąć zarzutów o brak obiektywizmu.
- Uważam to za błąd. Nie można zakładać, że wszyscy prokuratorzy są ludźmi nieuczciwymi. Tak działać nie można, bo to rodzi podejrzenie, że sprawie, w której ktoś kogoś może znać wszystko będzie toczyć się bardzo długo. Takie sprawy jak afera martwych dusz powinny przebiegać bardzo szybko. Nie trzeba ustalać, że miało miejsce sto czy dwieście fałszerstw. Wystarczy zidentyfikować nawet dwa takie zdarzenia, szybko przekazać akt oskarżenia do sądu i skazać winnego.
Czyli ewidentny błąd gorzowskiej prokuratury?
- Oczywiście, że tak. Asekuranctwo śledczych posunięte zbyt daleko.
Witold Pahl, poseł PO z Gorzowa, zasiada w sejmowym zespole, który pracuje nad ustawą dopuszczającą jako formę sankcji areszt domowy, jak w przypadku Romana Polańskiego. To dobre rozwiązanie.
- Dozór elektroniczny i areszt domowy rozmyją instytucję aresztu. Areszt stosuje się, żeby odizolować podejrzanego od możliwości mataczenia w śledztwie. W przypadku, kiedy podejrzany przebywałby w domu nic nie stałoby na przeszkodzenie, żeby ze swoimi kompanami ustalał linię obrony czy swoje alibi.
Miasto jest już właścicielem terenów po byłym szpitalu przy ul. Warszawskiej. Powstaną tam szkoły techniczne. To chyba dobry ruch prezydenta, że czekał, aż władze województwa przekażą miastu tereny zupełnie za darmo.
- Cieszę się, że mamy już ważny kawałek gruntu w swoim centrum, który nie będzie szpecił miasta. Obojętnie co tam powstanie, to będzie lepiej niż jest dzisiaj.
Nie ma pan obaw, że miasto może nie zdążyć z remontem tych terenów. Gorzów, według umowy ma pięć lat na ten cel.
- Myślę, że pięć lat to jest dużo czasu, żeby zrobić projekt, poszukać pieniędzy i rozpocząć inwestycję. Jeśli marszałek zobaczy, że miasto robi to co zamierzało, to nie sądzę, żeby był problem z dokończeniem inwestycji, nawet jeśli brakowałoby roku czy dwóch.
Inwestycja ma kosztować 40 -50 mln zł. To będzie problem dla budżetu miasta?
- Miasto stać jest na to. To oczywiste, że wtedy nie zrobimy innych rzeczy, ale ten kawałek ziemi jest wart, aby zainwestować tam tak duże pieniądze.
Po tym jak miasto przejęło budynki przy ul. Warszawskiej, pan zaproponował, żeby wyburzyć szpecące ogrodzenie, a przyszpitalny park udostępnić mieszkańcom. Pana pomysł spotkał się jednak z oporem wiceprezydenta Stefana Sejwy.
- Gorzów jest najbardziej zaniedbanym miastem w Polsce. Zarośniętym chaszczami, brudnym, z ogromną ilością ruder i zaniedbanych terenów. Nie dziwi mnie zatem, że wiceprezydent Sejwa nie widzi potrzeby tej zmiany, bo nie przeszkadza mu obecny stan rzeczy. Każdy urzędnik miejski, któremu podsuwa się pomysł uporządkowania miasta za niewielkie pieniądze powinien z tego skorzystać. Obstrukcja jest typowa dla obecnych władz. Jeśli ktoś podpowiada, to łatwiej się na niego obruszyć niż uznać jego rację.
Uważa pan, że taki stan rzeczy będzie długo trwał?
- Taki stan rzeczy będzie trwał na szczęście do końca tego roku, w myśl starego powiedzenia: Dłużej klasztora niż przeora.
Są jednak pozytywne działania urzędników. Niedawno dowiedzieliśmy, że dzięki zbiegom plastyk miejskiej Igi Januszewskiej zostanie odnowiony Arsenał. Czyli jednak można.
- Zgoda. Ten przykład wskazuje na to, że można wiele zrobić nawet słowem czy pismem. Tylko w ślad za Arsenałem powinno pójść 50 czy 100 innych pism zmuszających do remontów czy uprzątnięcia terenów.
Jaka jest pana lista TOP 3, takich najbardziej zaniedbanych budynków?
- Wystarczy zobaczyć jak wyglądają tereny u styku ul. Jagiełły i Walczaka. Do tego dochodzi ulica Teatralna czy Spichrzowa. Czy wreszcie centrum miasta i ulica Warszawska, a zwłaszcza obiekt zarośnięty chaszczami naprzeciwko filharmonii. To co zrobiła plastyk miejski to jest ledwie początek drogi, a jej aktywność powinna być dziesięć razy większa.
Tylko czasami trudno zrobić coś w pojedynkę, bo plastyk działa sama. Mamy przecież wydział inwestycji czy nadzorującego remonty wiceprezydenta.
- Władze miasta zupełnie nie dbają o jego estetykę. Gorzów jest brudny i zaniedbany, a władzom to nie przeszkadza. Gdyby władze były aktywne, to zmusiłby byłego radnego, a dziś pracownika urzędu, czyli wiceprezydenta do estetyzacji, ale im się po prostu nie chce.
Może miasto po prostu nie ma pieniędzy na takie działania?
- Lepiej nic nie robić niż być aktywnym. To wynika z tego, że ludziom, którzy rządzą miastem nie zależy na Gorzowie. Oni nie kochają tego miasta, nie rozumieją swojej pracy i celu, do którego zostali powołani. Są to ludzie, którzy powinni robić coś innego, a nie zajmować się Gorzowem.