Wiadomości

Platforma nie ma szczęścia do prezydenta

15 sierpnia 2012, 11:09
Przez cztery lata Maciej Nawrocki był radnym sejmiku województwa lubuskiego. Reprezentował PO. Na politycznym aucie tylko komentuje i ocenia pomysły swoich partyjnych kolegów. Jednak jak sam przyznaje, chce wystartować w kolejnych wyborach na radnego
Rozmowa z Maciejem Nawrockim,
politykiem PO z Gorzowa


Dwa lata bez realnej polityki, to trochę długo jak na kogoś z ambicjami?
 
- Przyznaję, że tak. Trochę czuje się odstawiony na boczny tor. Wiadomo, że tylko przyglądając się i komentując pewne działania dużo nie zdziałam.

Tęskni pan za polityką?
 
- Za polityką nie, ale za pracą w sejmiku tak. To dwie zupełnie różne rzeczy. Jeśli ktoś startuje na radnego, żeby uprawiać politykę to jest jakieś nieporozumienie. Tam powinno się iść z przekonaniem, żeby zrobić coś dla dobra regionu.

Chce pan wrócić do sejmiku?
 
- Do wyborów zostały dwa lata, za wcześnie na jednoznaczne deklaracje. Przyznaję, że chodzi mi ten pomysł po głowie. Byłem radnym, który bronił interesów Gorzowa. Teraz brakuje tam takich osób. Nie jestem mówcą. Zawsze wolałem ciężką pracę od chodzenia do telewizji i mówienia o wielkich planach. Nie chodzi o to, żeby kupić sobie drogi garnitur, wybielić zęby i szeroko się uśmiechać do kamery. Polityka to nie jest konkurs piękności. W sejmiku trzeba zawiązywać sojusze i przekonywać mądrymi argumentami. Udawało mi się to w poprzedniej kadencji i jestem przekonany, że zrobiłbym to w kolejnej.

Nawet gdyby się pan zdecydował, to nie będzie to tylko pańska decyzja. Musi to jeszcze zaakceptować zarząd waszej partii.
 
- Zgadza się. Wierzę jednak, że władze widzą moje zaangażowanie i walkę o dobro naszego miasta.

Co uważa pan za swój największy sukces podczas czteroletniej pracy jako radny w sejmiku?
 
- Nie lubię się chwalić, ale uważam, że moim osobistym sukcesem jest to, że nikomu nie odmówiłem pomocy. Pracowałem w komisji zdrowia i sportu. Dzięki moim działaniom udało się m.in. pozyskać pieniądze z Totalizatora Sportowego na budowę hali sportowej i kompleksowe remonty rowów melioracyjnych w Deszcznie.

Mówi pan, że załatwił coś dla Deszczna, a czy prezydent Tadeusz Jędrzejczak też kiedyś prosił pana o pomoc w podobnych sprawach?
 
- Nie, prezydent nigdy nie zwracał się do mnie o pomoc. Co więcej, kiedy byłem radnym nigdy go nie widziałem na sesji sejmiku. Gdy pojawiały się wnioski z Gorzowa, zawsze przyglądałem się im uważnie i lobbowałem za ich pozytywnym rozstrzygnięciem.

Domyśla się pan skąd taka decyzja prezydenta?
 
- Wydaje mi się, że Gorzów nie aplikował zbyt wiele razy o pozyskanie środków zewnętrznych którymi dysponował Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze. Skupiał się bardziej na ministerialnych pieniądzach. Do tego dochodzi inna rzecz. Ilość inwestycji prowadzonych w naszych mieście, w porównaniu do inwestycji w innych częściach naszego regionu, jest niewielka.

Jak pan ocenia pomysł marszałek Elżbiety Polak dotyczący przekształcenia szpitala w Gorzowie w spółkę?
 
- To dobry kierunek dla mieszkańców północnej części województwa i dla całego regionu. Umożliwia oddłużenie szpitala i pozwoli na normalne funkcjonowanie, bez kuli u nogi w postaci 260 mln długu.

Tak, ale jest wiele głosów, które krytykują ten pomysł.
 
- Krytykują go głównie ci, którzy doprowadzili szpital do takiego stanu w jakim znajduje się obecnie. Ograniczają się do torpedowania dobrych pomysłów i straszenia prywatyzacją, ograniczaniem świadczonych usług, zwolnieniami, degradacją placówki do szczebla powiatowego. Są to typowe polityczne wypowiedzi nie mające nic wspólnego z dobrem szpitala i pacjentów.

Prezydent Jędrzejczak stwierdził w wywiadzie dla nas, że politycy PO promują ten pomysł, bo chcą się podlizać władzom partii w Zielonej Górze.
 
- Prezydent niesłusznie zaatakował Platformę w tym wywiadzie. Powiedział, że zachwalamy pomysł o przekształceniu szpitala w spółkę, bo chcemy być lojalny wobec Zielonej Góry. Jędrzejczak był członkiem SLD i wie jak działają partie polityczne. Czego oczekuje od nas prezydent? Że będziemy krytykować dobry pomysł naszego ugrupowania?

Czy po przekształceniu placówki w spółkę nie nastąpi pogoń za zyskiem, a zapomni się o dobru pacjenta?
 
- Czy jest czymś złym, że zarząd takiej spółki będzie dbał o dobry wynik finansowy spółki? W mojej ocenie bardzo dobrze, że ktoś wreszcie zadba o kondycję finansową szpitala, a nie o samego siebie. Dobry wynik finansowy powiązany jest z dobrem pacjenta. To ilu jest pacjentów, na jakim poziomie są leczeni, jakie są oddziały, ile ich jest i jacy są specjaliści decyduje o wysokości kontraktu, a to z kolei decyduje o przychodach szpitala. Nikt rozsądny nie pozwoli sobie na ograniczanie usług, odpływ pacjentów, dobrych specjalistów, a co za tym idzie odpływ funduszy!

Pojawiają się również głosy o możliwości degradacji naszego szpitala do rangi szpitala powiatowego.
 
- Takie głosy pojawiały się trzy lata temu. Część radnych miejskich próbowała wywrzeć presję na władzach województwa i prezydencie, żeby miasto przejęło szpital przy ul. Dekerta. Nikt trzeźwo myślący takich wypowiedzi nie brał na poważnie.

Radny PO Robert Surowiec zaapelował niedawno, żeby miasto zostało właścicielem szpitala.
 
- Takie pomysły powinny być każdemu wybite z głowy zanim zostaną wyartykułowane przez aparat gębowy. Myślę, że tym osobom bardziej zależało na własnym interesie, a nie na dobru publicznym.

To radny mówiąc o przejęciu prze miasto udziałów w spółce myślał o własnym interesie?
 
- Nie. Radny miał co innego na myśli, na pewno miał dobre intencje.

Czyli co?
 
- Po pierwsze, pan radny nie posiada pełnej wiedzy, chce dobrze ,,ale”. Po drugie, żeby taka spółka powstała musi być zgoda prezydenta, zarządu województwa  i uchwały odpowiednich rad. Uważam, że ten pomysł jest nietrafiony i szkodliwy dla mieszkańców.

Wchodzi pan na cienki grunt, bo atakuje własne środowisko polityczne
 
- Dzisiaj największym wrogiem PO w Gorzowie jest sama Platforma. Mamy dobre pomysły, fachowców w instytucjach, sprawnych radnych, ale mamy też konflikty. Niestety wewnętrzne. To nam nie pomaga. Jeśli nie przestaniemy się kopać po kostkach, to przegramy kolejne wybory. Tarcia o władzę widać gołym okiem. Dzisiaj to my jesteśmy partią, która rządzi w kraju i regionie. Powinniśmy dawać przykład jedności, a nie wzajemnie na siebie donosić i podkładać sobie nogi.

Ma pan coś konkretnego na myśli?
 
- Nie lubię sądów i nie zamierzam, żeby ktoś wytoczył mi proces. Dlatego nie będę mówił o nazwiskach. Wtajemniczeni wiedzą, że urażone ambicje osób, które przegrały ostatnie wybory biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Swoją drogą, ktoś musi się nieźle nudzić skoro całe noce spędza na pisaniu paszkwili i donosów na swoich byłych kolegów.

Mówi pan, że jeśli PO nie będzie grać jak jedna drużyna, to przegra wybory. Nie ma pan wrażenia, że nawet mocna i zgrana Platforma może nie wygrać wyborów prezydenckich w Gorzowie?
 
- Nie mamy szczęścia do tych wyborów. Udaje się w sejmiku i w radzie miasta, ale prezydent Jędrzejczak to ciągle mocny konkurent. Pokazuje to w każdych kolejnych wyborach. Nie dość, że wygrywa w pierwszej turze, to jeszcze ma więcej głosów niż w poprzednich wyborach. Nie wiem w czym tkwi fenomen prezydenta, ale jeśli on wystartuje, PO będzie trudno.

Gorzowska Platforma lansuje kandydaturę poseł Krystyny Sibińskiej. To w niej działacze upatrują osoby, która może te wybory wygrać.
 
- Póki co nie mamy żadnych wyborów, to nie mamy też kandydata. Krystyna Sibińska to osoba kompetentna i doświadczona politycznie. Była radną, szefową rady miasta, a teraz pracuje w Sejmie. Na pewno ma za sobą mocne zaplecze i spore chęci. Jednak nie wiemy jaki będzie wyrok Sądu Apelacyjnego w Szczecinie w sprawie tzw. afery budowlanej (oskarżony jest m.in. prezydent Jędrzejczak - przyp. red.). Tym samym nie wiemy kiedy będą wybory. Dlatego nie zamykałbym drogi innym osobom, które mogłyby wystartować w tych wyborach jako kandydat PO.

Rozmawiał Łukasz Chwiłka

Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości