Bartosz Zmarzlik, wychowanek gorzowskiej Stali, w swoim debiucie stanął na podium zawodów cyklu Grand Prix! - To było coś pięknego - mówił po zawodach 17-latek, który zajął trzecie miejsce
Jeszcze nie tak dawno zaczynałeś przygodę z żużlem. Kto był wtedy Twoim idolem? - Od zawsze, od samego początku moim idolem jest Tomasz Gollob i zostanie nim do samego końca mojej jazdy.
Marzyłeś wtedy o starcie w Grand Prix? - Odkąd tylko wiedziałem, co to jest żużel, to marzyłem o tym, żeby pojechać w Grand Prix. W tym roku marzyłem, żeby być rezerwowym, a dostałem dziką kartę.
W piątek był oficjalny trening, po nim nie chciałeś rozmawiać z mediami. Jak się czułeś po tym treningu? - Byłem bardzo zadowolony. Trener Piotr Paluch mierzył mi czasy i miałem jeden z lepszych czasów. Czułem się bardzo dobrze.
Z jakim nastawieniem podchodziłeś do sobotnich zawodów? - Przed zawodami miałem większy luz niż przed młodzieżówką. Nie wiem dlaczego tak było. Podszedłem do tego tak, że jak się uda to będzie fajnie, ale jak nie wyjdzie, to nikt nie będzie na mnie zły.
A zakładałeś sobie jakiś cel przed startem? - Przed zawodami marzyłem o półfinale. Później stwierdziłem, że jak dostanę się do półfinału, to będę robił wszystko, żeby wjechać do finału.
Uwierzyłbyś, gdyby ktoś powiedział ci przed turniejem, że będziesz trzeci? - Nie, na pewno bym w to nie uwierzył.
Wyjeżdżając do biegów zwracałeś uwagę na to, z kim stoisz pod taśmą? - Nie patrzyłem z kim jadę. Zawsze podczas zawodów młodzieżowych patrzę w program, a podczas Grand Prix się śmiałem do taty, że tu żadnego młodzieżowego biegu nie ma. Ubierałem plastron, kask i wyjeżdżałem na tor. Próbowałem jechać na sto procent swoich możliwości.
Czułeś tę świetną atmosferę na trybunach? - Naprawdę ten doping niósł mnie do góry. Dziękuję tym wszystkim wspaniałym kibicom. Za każdym razem jak wyjeżdżałem był krzyk, ja się uśmiechałem pod kaskiem.
Najwięcej emocji wywołał bieg 12. i pierwsze zwycięstwo w Grand Prix. Fenomenalna akcja na pierwszym łuku. - Spodziewałem się, że jak nie uda się wygrać startu, to będę szukał szczęścia środkiem albo po dużej. Faktycznie, ułożyli się tak, że zrobili mi dziurę w środku, no i pomyślałem: próbujemy. Od razu byłem pierwszy, później uciekałem, cały czas gonił mnie Andreas Jonsson, ale to ja wygrałem ten bieg.
W półfinale prowadziłeś od początku do końca. - Puściłem sprzęgło i po prostu byłem z przodu. Nie miałem zamiaru oddawać tego prowadzenia.
Jakie było nastawienie przed finałem? Liczyłeś na podwójne zwycięstwo zawodników Stali? - Widziałem, że pan Tomasz bierze czwarte pole, a ja pierwsze. Jakby pojechał szerzej to moglibyśmy wyjechać na 5:1. Niestety, zrobiła się taka pogoda, że tylko krawężnik. Ja miałem dobre pole, ale słaby był moment startowy. Wyjechałem drugi, po chwili spadłem jednak na trzecie miejsce. Chciałem utrzymać pozycję na podium.
Co ten sukces zmieni teraz w twoim życiu? - Takie zawody dają dużo pewności siebie. Na pewno pomoże mi to w psychice. Te zawody pokazały też, że mam sprzęt na wysokim poziomie.
Teraz przed tobą walka o tytuł mistrza świata juniorów. - Będę robił wszystko, żeby iść krok po kroku do przodu.
Marzysz o tym, żeby na stałe zagościć w Grand Prix? - To na pewno jest moje marzenie na przyszłość. Chciałbym być stałym uczestnikiem GP. To jednak dopiero, gdy ustabilizuję formę na wysokim poziomie i sam się dostanę do Grand Prix.
Twój tata jest odpowiedzialny za twój sprzęt i to trzecie miejsce w debiucie jest dla niego? - Tak, dziękuję tacie, bo on ręce zrywał, żeby ten silnik dopasować. Tak naprawdę to był najgorszy silnik na początku sezonu. Jakby nie było to teraz jest trzeci silnik na świecie przez jedną rundę. To trzecie miejsce dedykuję tacie, bo ten turniej był w Dzień Ojca, a on zasługuje na to, żeby największe prezenty były dla niego. W ogóle tyle pracy, co moja rodzina wkłada w moje wyniki to myślę, że nikt nie jest w stanie uwierzyć.