Gorzowski radny PiS Marek Surmacz dla 66-400.pl: Kto za tym (czyli za nimi) stoi?
5 czerwca 2012,
11:52
Marek Surmacz (fot. Bartosz Zakrzewski)
OPINIA „Martwe dusze” wprost prowadzą nas do gorzowskiej Platformy Obywatelskiej. Afera szerokim echem odbiła się w całym kraju. Po prezydencie, który swój urząd sprawował zza krat szczecińskiego aresztu śledczego, to drugie tak głośne wydarzenie, fatalnie kojarzące się z naszym miastem.
PO od ponad roku „sławi” Gorzów w kraju. Teraz prokurator postawił zarzuty podrabiania podpisów kilku działaczom gorzowskiej PO. Jednym z nich jest radny Marcin Gucia, w PO od jej powstania w 2001. Mimo młodego wieku radny ma ogromne doświadczenie, pewnie dłużej jest związany z PO niż znani parlamentarzyści Krystyna Sibińska i Witold Pahl. Cierpliwie czekał w organizacji na swoją kolej i lojalnie dla niej pracował. W 2009 jego starsi koledzy prowadzili wewnętrzną kampanię o władzę regionie, ktoś wpadł na pomysł przestępczego falsyfikowania deklaracji członkowskich.
Radny Marcin Gucia był w tym czasie najbliższym współpracownikiem posła na Sejm RP Witolda Pahla, przewodniczącym koła nr 8 gorzowskiej PO, prezesem Stowarzyszenia Razem dla Gorzowa. Trudno by znaleźć naiwnego, który by uwierzył, że inicjatywa popełniania tak wielu przestępstw zrodziła się w głowach partyjnej młodzieży. W końcu tej robótki z gruntu do czystych nie można było zaliczyć. Takich zadań nie zleca się też byle komu. Właśnie... Kto zlecił Marcinowi Guci (wg prokuratora to on odegrał wiodącą rolę w tym procederze), te bardzo „odpowiedzialne” zadanie?
KTO stoi za tą inicjatywą? KTO czynił przygotowania? KTO nakłaniał? KTO przekonywał tych młodych ludzi, że to zadanie ma służyć „dobrej sprawie”?
Zadanie wymagające szczególnego pojmowania lojalności wobec grupy, zadanie zobowiązujące do sprzysiężonej dyskrecji. Ale też zadanie, którego gorliwe wykonanie niosło niewypowiadaną nadzieję na uznanie i szacunek mocodawców.
Nie można wykluczyć osobistej inicjatywy Marcina Guci. Tylko po co? Gdyby jednak, świadczyłoby to o stopniu jego zdemoralizowania - umyślne działanie i w celu osiągnięcia korzyści osobistych (większe wpływy w organizacji i w konsekwencji dostęp do progu, za którym już blisko do realnej władzy).
Czyż funkcje, które wypełniał już po wybuchu afery nie wskazują, że jest sprawdzonym i zaufanym człowiekiem w PO? Marcin Gucia nie przyznał się przed prokuratorem do popełnienia zarzucanych czynów (podrobienia 36 podpisów na deklaracjach) i odmówił składania wyjaśnień. Pewnie mu doradzono, by w jego osobistym interesie zamilkł i nie opowiadał o okolicznościach tak masowego, zarzucanego działania przestępnego, i nie musiał odpowiadać na kłopotliwe dla wielu pytania, czy KTOŚ to, czy KTOŚ tamto itp. Bo mogłoby się okazać, że lista podejrzanych uległaby istotnemu wydłużeniu, a ciężar gatunkowy osób przesunąłby się wyraźnie ku górze.
Marcin Gucia jest młodym człowiekiem i jak to bywa, może nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji obecnych decyzji. Dobrze o tym wiedzą starzy wyżeracze w PO. Murem stanęli za nim (niewątpliwie też we własnym interesie) i w mediach brylują, bzdurząc o tym, że cała ta sprawa to „z dużej chmury, mały deszcz”, „młodzieńcza nadgorliwość i beztroska z poczuciem odpowiedzialności”, „nie było świadomego działania” itd. Te cytaty pochodzą z wypowiedzi, o zgrozo, polskiego parlamentarzysty z nominacji gorzowskiej Platformy Obywatelskiej. Mimo wszystko nie wierzę aż w taki brak kompetencji...
To przemyślana taktyka pomniejszania odpowiedzialności radnego Marcina Guci i współodpowiedzialności wielu innych za ten stan rzeczy.
Iść „w zaparte” to raczej zasada, jakiej hołdują przedstawiciele środowisk dość dalekich od politycznych. Choć parę wyczynów z udziałem przedstawicieli PO (afera hazardowa, chór obrońców Beaty Sawickiej) bardzo tę organizację do tamtych upodobniają. Marcin Gucia oczywiście ma prawo się bronić, ale - moim zdaniem - nie ma moralnego prawa w tym czasie wykorzystywać mandatu zaufania publicznego.
Gorzowska PO jeszcze niedawno, bo w maju 2005, dążąc do objęcia władzy w Polsce współorganizowała referendum o odwołanie podejrzanego prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka z zajmowanego stanowiska.
Później wielokrotnie apele do prezydenta o ustąpienie kierowali ci sami politycy PO, którzy dzisiaj oświadczają, że wobec Marcina Guci nie będą podejmować żadnych przedsięwzięć, aby skłonić go do złożenia mandatu radnego. Podwójne standardy? Arogancja? Prezydent czy radny miasta - to bez znaczenia, jeśli staje wobec podejrzenia o popełnieniu przestępstw w związku z wykonywaniem funkcji publicznych powinien zaprzestać wykonywania mandatu zaufania publicznego, nawet wtedy jeśli prawo do tego wprost nie zobowiązuje, a tym bardziej, że tego nie rozwiązuje.
Radny Marcin Gucia (lat 29) nie jest niedoświadczonym działaczem Platformy Obywatelskiej. Widzi, jak władze tej organizacji postępują z lojalnymi i sprawdzonymi w boju funkcjonariuszami partyjnymi - bronią ich do upadłego. Na to też liczy radny Gucia. Chyba jednak z racji młodego wieku, w życiu którego ostatnie lata przypadały na czas wszechwładzy PO, może nie wiedzieć, że koniunktura w polityce jest zmienna i czas życia na własny rachunek ze wszystkimi tego konsekwencjami jest już bardzo bliski.
Marek Surmacz
O co chodzi w aferze?
W ub. tygodniu gorzowska prokuratura postawiła zarzuty pięciu osobom podejrzewanym o fałszowanie deklaracji członkowskich w gorzowskiej Platformie Obywatelskiej. Podejrzani to czterech mężczyzn i kobieta w wieku od 25 do 86 lat.
Wśród nich m.in. przewodniczący jednego z kół z byłych struktur gorzowskiej Platformy Obywatelskiej - Marcin Gucia, dziś gorzowski radny (pozwolił na publikowanie swojego wizerunku) i Jakub S., doradca wojewody lubuskiego. Guci prokurator zarzucił podrobienie 36 podpisów na deklaracjach. Radny PO nie przyznał się do winy, korzystając z prawa do odmowy składania wyjaśnień. Dorota N., Jan Z. i Mateusz G. z kolei do winy się przyznali. W sumie cała piątka miała podrobić 44 deklaracje. Wszystkim grozi nawet do pięciu lat więzienia.
Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, niewykluczone, że prokuratorzy w ciągu kilkunastu dni postawią zarzuty kolejnym osobom. Wynikać to może z zeznań oskarżonych. Prokuratura tego wątku jednak nie komentuje.
Śledztwo gorzowskiej prokuratury rejonowej w sprawie „martwych dusz” w PO trwa od roku. Chodzi o zapisywanie do Platformy Obywatelskiej osób bez ich wiedzy i fałszowanie deklaracji członkowskich. W sprawie przesłuchano około 400 osób oraz zgromadzono pokaźną dokumentację, którą poddano szczegółowej analizie grafologicznej.
Cała afera zaczęło się od gorzowianki, która dowiedziała się, że była członkiem Platformy. Dostała pismo, że została wyrzucona z partii, bo nie płaciła składek. A do PO się nie zapisywała. W międzyczasie na policję i prokuraturę zaczęły zgłaszać się kolejne osoby, które twierdziły, że zostały zapisane do gorzowskiej Platformy wbrew swej woli. To był efekt walki o władzę w PO w 2009 roku.
Po wybuchu afery przed rokiem krajowe władze PO zdecydowały o rozwiązaniu struktur partii w Gorzowie. Partia wyznaczyła komisarza, a jesienią ub. roku wybrała nowe władze.