Wiadomości

Pracownia ludzkich marzeń

2 czerwca 2012, 14:09
(fot. Bartosz Zakrzewski)
Gdy Janusz Kwilosz przeczytał w samorządowym piśmie informację o planach likwidacji Grodzkiego Domu Kultury, od razu wysłał petycję do władz miasta. - W każdym drzemie jakaś pasja, którą odkłada na później. Tu znajdujemy miejsce do jej spełniania. I chcą nam je zamknąć - mówi.
Bożena Kocot przez całe życie rysowała damskie ubrania. A konkretnie szkice ubrań. Prowadziła w Szczecinie własną pracownię projektującą odzież damską. Ale zawsze chciała rysować coś więcej. Interesowała się sztuką, miała wielu artystów wśród przyjaciół, chodziła na wernisaże, często odwiedzała szczecińskie galerie sztuki.

Szczególnie pasjonowało ją malarstwo, malowała więc w domu, dla siebie. Najczęściej zwykłe, domowe drobiazgi, na przykład dekoracje drzwi. Ale to też było za mało. Gdy już na emeryturze, kilka lat temu przeprowadziła się do Gorzowa, zaczęła szukać miejsca, gdzie zacznie rozwijać tę swoją pasję.
Dowiedziała się o Studiu Plastyki gorzowskiego artysty Zbigniewa Siwka w Grodzkim Domu Kultury. I w ten sposób znalazła swoją drogę. 

To się nie opłaca

Pomieszczenie w małym budynku w ogrodzie GDK pełne jest dziwnych przedmiotów. Na stołach poukładane w misternych konstrukcjach leżą kozaki na szpilkach, złamane wiosło, sztuczne owoce, plastikowe kolorowe rury, flakony perfum, gitara. Na ścianach obrazy, wszędzie mnóstwo rysunków. Przy sztalugach kilka osób, wszyscy wpatrzeni w postać młodego chłopaka pozującego nieruchomo na krześle.
 
Prowadzący warsztaty Zbigniew Siwek objaśnia im, jak mają patrzeć, jak ustawić się przed pozującym. Trwa lekcja rysunku, przedostatnie zajęcia przed wakacyjną przerwą. Kursanci boją się o to, co będzie po wakacjach. Dlaczego? Bo dowiedzieli się o planach miasta.

Przypomnijmy: miasto na początku roku ogłosiło swój plan zmian na kulturalnej mapie Gorzowa. Jego cel to zmniejszenie liczby instytucji kulturalnych w mieście: niektóre mają być przyłączone do innych placówek, niektóre zlikwidowane. Tak jak właśnie z Grodzkim Domem Kultury, w którym od 25 lat działa Studio Plastyki. Ta instytucja jest po prostu nierentowna. - Działalność GDK jest nieefektywna, jeśli chodzi o finansowanie jej z budżetu miasta.

Większość pieniędzy jest przeznaczana na administrację i na samo utrzymanie budynku, który jest przecież w złym stanie technicznym, pełen niedociągnięć, z wyłączonym z użytku drugim piętrem - tłumaczy Ewa Pawlak, dyrektor wydziału kultury w gorzowskim magistracie.

Pan prezes za sztalugami

- Przeczytałem o tym w Gorzowskich Wiadomościach Samorządowych i pomyślałem: to ja przez całe życie chciałem uczyć się malować, w końcu zacząłem tę pasję realizować, tak jak wiele innych osób, a tu informacja, że chcą nam to zamknąć - mówi Janusz Kwilosz.
Jest kursantem Zbigniewa Siwka od roku. Namówiła go do tego żona.
 
- Bo ja całe życie chciałem malować. Ale byłem za bardzo zaangażowany zawodowo, by to robić - opowiada Kwilosz.
Od 1986 roku pracował w różnych gorzowskich zakładach, w Ursusie, Gobexie, potem był Lindo Gobex, w którym był prezesem. - Teraz, po 14 latach, przestałem być kierownikiem i zacząłem chodzić na warsztaty. To moja odskocznia. Kiedyś dużo rysowałem, malowałem, z zamiłowania, na studiach pomagałem przy rysunkach kolegom z architektury. Potem przestałem. Trzeba było stworzyć dom, wychować dzieci. I w końcu przyszedł dzień, w którym postanowiłem, że zacznę realizować się w malarstwie. W każdym drzemie jakaś pasja, którą odkłada na później, czasem latami. Ja też tak miałem. Potrzebowałem tylko czegoś, co mnie pokieruje na tę drogę, samorealizacji, rozwoju. Coś, co pozwoli wejść mi na te tory. Ta pracownia była takim miejscem, i to nie tylko dla mnie. Dlatego napisałem w petycji, że GDK, że ta pracownia to nie tylko budynek. Że to ludzie, którzy tu poznają nowe obszary swojego życia, bardzo dla nich ważne - mówi.

Bożena Kocot: - To jedyne miejsce w mieście, w którym w końcu zaczęłam rozwijać to, co było mi bliskie przez całe życie. To nie jest tak, że ja sobie tu maluję i tyle. Ten kurs wnosi wiele także do mojej rodziny. Na przykład wnuk. Widzi, że babcia coś maluje, zaczyna się tym interesować, ogląda albumy, które mam w domu, książki o malarstwie, zapamiętuje nazwiska wielkich malarzy. Sam zaczyna próbować. Zaraziłam tym paru przyjaciół, też zaczęli tu przychodzić.

Pracownik techniczny lubi portrety

Pod petycją w obronie pracowni podpisało się aż 400 osób. - To o czymś świadczy - mówi Zbigniew Siwek. Na jego zajęcia przychodzą ludzie w różnym wieku: od nastolatków po kilkudziesięciolatków. Kurs trwa rok, ale wielu z nich wiąże się z pracownią na dłużej. Bo zawsze mogą tam przyjść po poradę, na konsultację.

Tak jak Zenon Semigiel, który od dzieciństwa marzył o tym, by malować. A od trzech lat korzysta z pracowni. Przez wiele lat był pracownikiem technicznym, pracował m. in. w gorzowskim techniku elektrycznym. I przez cały ten czas interesował się sztuką, sam chciał ją tworzyć. Już jako emeryt usłyszał w radio o pracowni. I przyszedł.
 
- Zacząłem od początku. Uczyłem się rysować koło. Proste linie. Trochę jak w przedszkolu. Rok to trwało, żeby nauczyć się podstaw. I zauważyłem, że głównie malowanie węglem portretów daje mi satysfakcję. Do dziś przychodzę tu, żeby poćwiczyć portret. W domu trudno kogoś namówić do pozowania - opowiada.

Również Maja Domagała, licealistka z II LO ceni sobie to miejsce. Choć planuje zupełnie nieartystyczny kierunek studiów (wydobycie ropy naftowej i gazu), fascynuje ją malowanie ludzi. - Nie wiążę z rysowaniem przyszłości. Ale od zawsze chciałam to robić. I robiłam, ale nie znałam ważnych zasad rysunku. A tutaj nauczyłam się, jak robić to profesjonalnie. I rysuję coraz lepiej, dzięki tej pracowni mam coraz większą satysfakcję - tłumaczy.

Cel: spełnienie

Gdy 25 lat temu Zbigniew Siwek tworzył Studio Plastyczne przy GDK, miało to być miejsce dla uczniów, którzy chcą się przygotować się do egzaminów na studia artystyczne. Z biegiem lat ten profil zaczął się zmieniać. Zaczęła pojawiać się młodzież, która wcale nie planowała studiować na artystycznych uczelniach. Zaczęli pojawiać się też ludzie w starszym wieku, którzy nie wybierali się już na żadne studia. Szybko pracownia zaczęła być oblężana, chętnych przychodziło więcej, niż było miejsc.

 - Ta pracownia to już tradycja w Gorzowie. I jest potrzebna wielu ludziom, więc miasto powinno im zapewnić dostęp do profesjonalnej nauki rysunku. Poza tym to nie są tylko zajęcia dla zabicia czasu. Wielu osobom one dają poczucie własnej wartości. Każdy chce się spełnić jako człowiek. I potrzebuje pomocy, by wejść na tę drogę. A naszą rolą jest im w tym pomóc - mówi Siwek.

W sumie przez jego pracownię przewinęło się już około 750 osób. Ci, których celem były studia na ASP, najczęściej ten cel osiągnęli. Wielu byłych kursantów to teraz znani artyści. Pracownia dzięki nim też jest w Polsce rozpoznawalna. Gdy podczas egzaminów np. na konserwację zabytków w Toruniu, kandydat pytany o to skąd jest odpowiada „z pracowni Siwka”, słyszy „a, to warsztat masz opanowany”. Zbigniew Siwek podkreśla, że to jedyne takie miejsce w Gorzowie, które jest prawdziwą, kompleksową pracownią. Gdzie kursant może zostawić swoje niedokończone prace. Gdzie konstrukcje z przedmiotów potrzebne do malowania martwej natury stoją długo nieruszane, by kursant mógł nad tym pracować tyle, ile chce - pani sprzątająca ma przykazane, by nie ruszać dziwnych układów na stołach. Inaczej, niż na innych tego typu kursach, gdzie po zajęciach wszystko jest szybko „zwijane”, bo zaraz na salę wkracza zupełnie inna grupa na zupełnie inne warsztaty.

Urzędnicy twierdzą, że po likwidacji GDK możliwe jest przeniesienie pracowni do innej lokalizacji. Zbigniew Siwek nie obawia się samej „przeprowadzki” jego studia, a tego, że będzie to mniej atrakcyjne miejsce, które nie pozwoli na prowadzenie kompleksowej działalności. - Bo ta pracownia to nie tylko to pomieszczenie, gdzie malujemy. To też profesjonalna galeria Azyl Art, którą otworzyliśmy w GDK. Jest niezbędna, bo tam mogą prezentować swoją sztukę artyści, którzy ukończyli nasz kurs. To też miejsce na wykłady, które organizujemy raz w miesiącu, i z których korzystają nie tylko kursanci - tłumaczy Siwek.

Miasto chce, by pieczę nad działaniami GDK przejęły inne instytucje kultury, szuka też lokalizacji dla tych projektów, które odbywają się w pałacyku przy Wale Okrężnym (bo nie wszystkie, np. chór Cantabile ma próby w SP 1, zespół Mali Gorzowiacy w MCK Zawarcie).

Większość z nich może być prowadzona przez Miejskie Centrum Kultury, ale ostateczne decyzje dotyczące takich ruchów będą podejmowane przez samych dyrektorów instytucji kulturalnych i kierowników konkretnych pracowni czy zespołów GDK.
Po wpłynięciu do miasta petycji od Studia Plastyki urzędnicy spotkali się z jego obrońcami. I zapewnili, że znajdą nowe miejsce dla studia plastycznego. MCK też jest brane pod uwagę, ale nie tylko.

- Jestem po wstępnych rozmowach z zarządcami kilku innych miejsc, do których mogłaby być przeniesiona pracownia. Były to jednak pierwsze, nieoficjalne rozmowy, nie możemy jeszcze powiedzieć, jakie to miejsca. Podkreślam, że wydział kultury jest też otwarty na propozycje od osób związanych z pracownią. Dotąd żadne alternatywne pomysły do nas nie dotarły - mówi dyrektor Ewa Pawlak.

Agnieszka Drzewiecka

Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości