Nielegalne bohomazy szpecą miasto. Wandale gryzmolą po blokach, a ostatnio nawet po budynku magistratu w samym centrum w Gorzowa! Strażnicy miejscy i policjanci ścigają grafficiarzy, ale zgodnie przyznają, że trudno złapać wandala na gorącym uczynku. Za „dzikie gryzmoły” grozi kara, nawet do pięciu tys. zł grzywny
„TANGO DOWN” - taki napis szpecił ostatnio Urząd Miasta przy ul. Sikorskiego. Bezczelny wandal za nic miał kamery monitoringu przed budynkiem magistratu i powagę samego obiektu. Sprawcy do dzisiaj nie ujęto.
O problemie wandali, którzy szpecą miasto alarmował radny Marcin Gucia z PO. To po jego interwencji napisy zostały usunięte z budynku urzędu. Gucia zdaje sobie sprawę z tego, że walka z tym zjawiskiem jest bardzo trudna. - Mimo problemu uważam, że w trosce o estetykę Gorzowa należy podejmować kroki mające na celu ograniczenie tego zjawiska - mówi Gucia. Prezydent Tadeusz Jędrzejczak, do którego trafiła interpelacja radnego, przekazał sprawę policji. W odpowiedzi czytamy m.in.: „Komendant Policji zapewnił, że dostrzega skalę zjawiska i kładzie duży nacisk na zapobieganie i wykrywanie sprawców graffiti.”
Policja i Straż Miejska zgodnie twierdzą, że wandale to zmora gorzowskich osiedli. - To duży problem, bo trudno złapać grafficiarza na gorącym uczynku. Zwiększamy patrole na osiedlach, ale zjawisko nielegalnego graffiti jest ciągle obecne - przyznaje Sławomir Konieczny, rzecznik prasowy lubuskiej policji.
Ograniczenie dewastacji mienia, w tym również graffiti jest z kolei jednym z ważniejszych zadań Straży Miejskiej. - W tym roku udało się nam ujawnić już 11 takich wykroczeń. W jednym z tych przypadków chcemy skierować wniosek do sądu. Chodzi o mężczyznę, który wykonał graffiti na terenie osiedla Piaski. Sprawcę złapaliśmy na gorącym uczynku - mówi Andrzej Jasiński z gorzowskiej Straży Miejskiej. Za wykonanie graffiti w miejscu do tego nieprzeznaczonym grozi kara, nawet do pięciu tys. zł grzywny. Jeśli wartość strat przekracza 250 zł, sprawca może liczyć się nawet z karą więzienia.
Zdaniem plastyk miejskiej Igi Januszewskiej, na dużą skalę akty wandalizmu są widoczne głównie na Wieprzycach. - Wiem, że administracja budynków ma z tym ogromne problemy - mówi plastyk, który dostrzega problem dzikich bohomazów. Jak przyznaje Januszewska aktów wandalizmu dopuszczają się sami mieszkańcy Gorzowa. - Brak szacunku dla dobra wspólnego niestety wynosi się z domu. Pokutuje przekonanie, że jak coś jest miasta (wspólne) to jest niczyje, więc jest niszczone - mówi plastyk.
Aby przeciwdziałać takim działaniom plastyk miejski prowadziła razem z Kuratorskim Ośrodkiem Pracy z Młodzieżą zajęcia o graffiti jako sztuce. - Trzeba rozróżnić graffiti od aktów wandalizmu i pokazać prawidłowe drogi twórcze dla młodzieży, która chce się w ten sposób „wyżyć” - tłumaczy Januszewska. W ślad za tymi pogadankami przeprowadzone zostały także warsztaty, podczas których powstały w pełni legalne malowidła.
Miasto na tyle dostrzega plagę nielegalnego graffiti, że zaczęło nawet instalować monitoring na wyremontowanych budynkach.
Radny Gucia, który na problem wandalizmu zwracał wielokrotnie uwagę podpowiada, że wiele zagranicznych miast ma miejskie programy zwalczania graffiti. - W ramach takich programów mieszkańcom oferowana jest darmowa farba, którą można zamalować niechciane napisy. Jeśli są one obraźliwe wystarczy je zgłosić i miasta same usuwają takie akty wandalizmu. Dodatkowo władze zobowiązują się usuwać graffiti ze swoich obiektów w czasie 48 godzin. Tak jest np. w kanadyjskim Toronto - mówi radny PO.