Juniorki AZS PWSZ jak burza przemknęły przez turnieje ćwierćfinałowy i półfinałowy. Teraz już tylko decydująca walka o medale. Przed finałem optymizmu nie brakuje trenerowi młodych akademiczek Robertowi Pieczyrakowi.
W tym sezonie w kategorii juniorek idziecie jak burza, ćwierćfinały bez porażki, półfinały bez porażki. Są więc chyba powody do zadowolenia? - Gramy coraz lepiej. Dwie kwarty meczu z Żyrardowem to były kapitalne kwarty. Cały turniej półfinałowy na pewno możemy zaliczyć na plus. Mieliśmy kilka słabszych fragmentów, ale to się zdarza. Myślę więc, że jesteśmy na dobrej drodze, żeby grać jeszcze lepiej. Teraz musimy trenować już w składzie tylko juniorskim, aby doszlifować grę tylko i wyłącznie w takim zestawieniu.
Do tej pory zagraliśmy jednak tylko dwa mecze z wymagającym przeciwnikiem, rywalizując jeszcze w fazie strefowej z MKS Polkowice. Czy to nie przeszkadza nieco w przygotowaniu do decydujących spotkań sezonu? - Pewnie przydałoby się zagrać z mocniejszymi rywalami, ale większość naszych zawodniczek grała też w kategorii U20. Tam graliśmy sporo trudnych spotkań. Część dziewczyn ma też za sobą treningi z zespołem Ekstraklasy, a nawet po kilka minut gry w zespole seniorskim. Myślę więc, że to nie będzie decydujące. Cieszę się z tego ostatniego meczu z Olsztynem, bo był dla nas bardzo trudny. Przeciwnik się nam bardzo mocno postawił, jednak potrafiliśmy trudne chwile przetrzymać i odnieść zwycięstwo.
W ostatnich latach zdrowie was nie rozpieszczało. Tym razem odpukać jest wszystko dobrze, co więcej do gry wraca Adriana Kopciuch. To chyba pozytywne informacje? -No tak. Co prawda Ada dopiero wraca do gry, ale na pewno nam pomoże. Tu jednak nie ma co się nastawiać, że od razu będzie kluczową postacią. Nie chcemy wywierać na niej zbyt wielkiej presji, aby ona mogła sobie spokojnie wchodzić w tą grę. Na razie zdrowie jest, bo tak naprawdę nie może zagrać tylko Patrycja Czarnodolska. Poza nią wszystkie zawodniczki są już zdrowe i co nas cieszy w coraz lepszej dyspozycji. Jeśli nic się nam nie przytrafi to powinniśmy być silni.
Jak dotychczas ponieśliście tylko jedną porażkę z MKS Polkowice. Jakie więc cele przed turniejem finałowym? - Ja jestem zawsze osobą ambitną i jak zawsze z zespołem stawiamy sobie wysokie cele. Mamy wiele zawodniczek, które stać na to, żeby zwyciężać z każdym. Ostatnio w turniejach finałowych zawsze brakowało nam nieco szczęścia. Czy to brakowało skuteczności, czy zdrowia. Ostatnio były dwa piąte miejsca, więc czas zrobić krok do przodu i wejść na ścieżkę medalową. Tak jak przed laty zespół z Agnieszką Kaczmarczyk, Claudią Trębicką, czy Justyną Maruszczak w składzie. Tamten zespół zdobył w sumie kilka medali, czas na powtórzenie tego wyniku.
Po raz pierwszy mamy w zespole juniorek zawodniczki, które trenują i grają w Ekstraklasie. To chyba też powinno zaprocentować? - Rzeczywiście tak się jeszcze nie zdarzyło. Gdy Agnieszka Kaczmarczyk przychodziła do Gorzowa, to w najwyższej klasie rozgrywkowej zagrała ledwie trzy minuty. Aczkolwiek myślę, że to nie będzie decydujące, gdyż wiemy też z jakiego powodu nasze juniorki grają w zespole seniorskim. Ten zespół, który będzie walczył w tym roku w turnieju finałowym ma potencjał, mamy niezłe zawodniczki na każdej pozycji, jednak przede wszystkim potrafimy z tych indywidualności zbudować zbilansowany zespół. Wierzymy w swoje możliwości i niech rywale lepiej się nas boją.