Jaka moda panuje teraz w Gorzowie? Moda na dres. U pań dominują dresy błękitne, zielone, różowe, beże, panowie wolą bardziej stonowane szarości, granaty lub klasyczną czerń. Bardziej odważni gorzowianie wybierają awangardowe jaskrawe zielenie, żółcie, pomarańcze. Tak dziś wyglądają najmodniejsi gorzowianie - biegacze, od których aż roi się ostatnio w Gorzowie.
Grześka Staszaka tej wiosny szlag trafił. To on, zdrowy, 34-letni mężczyzna, ma problem z wejściem na czwarte piętro i rośnie mu brzuch, a tu pod jego blokiem starsi (chyba nawet z dwa razy od niego) panowie o wysportowanych sylwetkach zaczęli biegać. Ubrał stary, szary dres, jedyny jaki miał, i zaczął.
Nie spotkałam go tam, gdzie biega większość biegaczy. Wyłonił się spomiędzy wieżowców na osiedlu Staszica. - Dopiero zaczynam. Ciągle muszę się zatrzymywać, bo mam zadyszkę. Wszyscy z tymi zegarkami specjalistycznymi, w tych specjalnych bluzach, opaskach, czułbym się wśród nich jak cienias. Ale zawziąłem się cholernie, chyba przez tych starszych panów - opowiada.
- Szczerze? Nie zakochałem się w tym jeszcze. Dotąd moje wieczory wyglądały tak: film albo grzebanie przy komputerze. Jestem informatykiem, zawsze wolałem siedzieć niż chodzić. No i tak sobie mi jest teraz, gdy wychodzę biegać. Przyjemności żadnej, człowiek się upoci, zmęczy, w domu dochodzi do siebie cały wieczór. Chociaż jakaś satysfakcja jest. Poza tym... coś w tym bieganiu musi być, skoro wszędzie teraz widzę biegających.
Uzależnienie przychodzi szybko
Jeszcze kilka lat temu spotkać człowieka biegającego po Gorzowie było czymś osobliwym. Niektórzy na taki widok pukali się w czoło, niektórzy uśmiechali się z pożałowaniem. Teraz zwykli ludzie, którzy nigdy nie mieli do czynienia z żadnym sportem, wychodzą na ulice, by biegać. Wielu z nich można spotkać przy ulicy Słowiańskiej czy na długiej prostej ścieżce do Kłodawy. Biegają po gorzowskich parkach, na wałach przeciwpowodziowych. Niektórzy lubią ciągle szukać nowych terenów, inni mają stałe trasy.
Tak jak pani Kasia, która w błękitnym dresie, z disco polo w słuchawkach („bo daje energię”), biegnie z górki za Castoramą w stronę Kłodawki. Pracuje w banku, biega od sierpnia ubiegłego roku.
- Hmm, nie wiem jak to powiedzieć, ale to chyba uzależnienie. Gdy zaplanuję sobie na wieczór bieganie, i coś mi wypadnie, wtedy zwyczajnie się wściekam. Zaczęłam biegać dla figury. Czułam się źle ze swoją wagą po ciąży. Pracuję cały dzień przy komputerze, dziecko odwożę i przywożę z przedszkola samochodem. „No rusz się w końcu” pomyślałam. Wyszłam na dwór, słuchawki na uszach i od razu lepiej się czuję! Disco polo nie słuchałam nigdy, zaczęłam właśnie biegając. Każda inna muzyka mnie spowalnia, odbiera energię. Szybko mija zmęczenie po pracy, odchodzą zmartwienia. Najpierw biegałam 15 minut, teraz 35, jest satysfakcja. I miłe rzeczy mnie spotykają. Raz jeden chłopak, też biegacz, mijając mnie machnął ręką. Potem znów ktoś tak zrobił. Pomyślałam - widocznie oni tak robią, i teraz z wszystkimi biegaczami się tak pozdrawiamy.
W życiu bym nie pomyślała, że będę kiedyś lubiła sport. Z wuefu uciekałam, zawsze, a to chorą nogę wymyślałam, a to brak stroju. A teraz nie mogłabym przestać. Martwiłam się, że zimą nie będę mogła biegać i kupiłam sobie rowerek stacjonarny. Mimo mrozu, śniegu, wolałam wychodzić pobiegać. Na rowerek nie wsiadłam ani raz.
Styl na relaks
Pierwsza trasa Justyny Mazurek była zjawiskowa. Wiodła od jej domu w Gryfinie, przez pola, aż do samej rzeki Odry. Najlepiej biegało się o świcie. Po drodze obserwowała pola, uprawy sąsiadów, budzącą się do życia przyrodę, zwierzęta. Ptaki, sarenki, a raz na drogę wybiegło jej stado dzików. Małe i locha... Justyna biegła dalej. Wtedy była jeszcze w gimnazjum, minęło 10 lat, teraz jest studentką AWF w Gorzowie i biegnie trasą Słowiańską. - Najbardziej lubię w bieganiu endorfiny.. Spotykam coraz więcej ludzi biegających.
- Widzę wielką zmianę, ale nie tylko na trasach. Widzę ją w sklepach. Kiedyś ludzie kupowali to, co najtańsze, byle się zapchać. Teraz wkładają do koszyka dużo warzyw, owoców. Media kreują zdrowy styl życia, bieganie jest teraz modne. To dobrze. Piszę pracę magisterską o żywieniu i aktywności dzieci. I wiem, że aktywność dzieci w Polsce drastycznie spada, powoli zbliżamy się do USA. Wspaniale jest widzieć tylu biegaczy ostatnio, grupki starszych pań z kijkami, to jest coś! Bo ja, gdy wyobrażam sobie życie niektórych ludzi, gdzie jest tylko praca, jedzenie, telewizor, to dla mnie jest totalna depresja. Cały czas jest pięknie
Zwykły wieczór w środku tygodnia. Słowiankę co chwilę mijają ludzie w dresach. Przemykają pod wielkim oknem siłowni, przez które widać stojące rzędem bieżnie elektryczne, a na nich ludzi biegnących w miejscu. Pędzi pani w złotych kolczykach i elegancko ułożonych włosach. - Biegam od 30 lat. I już mi się to nawet nudzi! Ale jak tu przestać? Nie choruję na nic. Dobre samopoczucie cały czas. Latem biega się pięknie, zimą biega się pięknie. Będę to robić, dopóki będę mogła - mówi i ucieka, ale zaraz nadbiega pan w granatowym dresie.
- Dopiero wybiegłem z Wyszyńskiego, a już spotkałem z siedmiu biegaczy! - mówi Piotr Zakrzewski, kierowca pracujący w wodociągach. - Chyba taki jest teraz styl, styl na relaks. Biegam od dwóch miesięcy. Zacząłem i... Ale to jest fajne! Lepiej się czuję. A po treningu, wieczorem po kąpieli, coś niesamowitego... Natomiast na Manhattanie, nieopodal ludzi wynoszących z Castoramy wielkie kartony z materiałami budowlanymi, przemyka cały w czerni Dariusz Hanczarek.
Wuefista, były trener lekkiej atletyki i obecny prezes Okręgowego Zarządu Polskiego Związku Działkowców w Gorzowie. Biegnie swoją stałą trasą - z osiedla Chemik aż do jeziora w Kłodawie i z powrotem, w sumie 13 kilometrów.
Bieganie Dariusza Hanczarka zaczęło się tak właściwie od wypadku. Gdy był w podstawówce, jeżdżąc na sankach wpadł pod samochód. Efekt - dwa lata zwolnienia z lekcji wuefu. Po tej przerwie namówił go do biegania wuefista. - Zamiast nudzić się, zacząłem intensywnie biegać i szybko wskoczyłem na pułap z wynikami. Można powiedzieć, że od tego zaczęła się cała przygoda ze sportem, bycie trenerem w AZS AWF, a teraz nauczycielem wychowania fizycznego w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących - opowiada.
Wprawdzie zdarzyła mu się kilkuletnia przerwa w bieganiu, ale od dwóch lat znów to robi. - I teraz jest lepiej, lepsze samopoczucie, kondycja. Czasami brakuje mi czasu, idę biegać po godzinie 21, ciemno, pusto, myślę sobie „chyba tylko ja tak mam, żeby tu po nocy biegać”. A za chwilę patrzę, mija mnie jeden znajomy, drugi. Coraz więcej ludzi się do tego przekonuje. Znam jednego faceta, dyrektor banku, cały czas w garniturze, a ostatnio rano przed robotą biega nad Kłodawę, i jest zachwycony. W bieganiu jest zmęczenie, ale i satysfakcja z pokonywania własnych granic, oczyszczenie psychiczne. Luksus dla każdego
Co się stało, że coraz więcej ludzi w Gorzowie biega? Według trenera lekkiej atletyki Sebastiana Wierzbickiego, prowadzącego profesjonalny sklep dla biegaczy Run Expert w Gorzowie, dzieje się tak w całej Polsce.
- Do Gorzowa po prostu to dotarło trochę później, niż do większych miast. Ten trend przyszedł do nas z Zachodu. Na przykład w Niemczech to, że ludzie biegają jest sprawą tak powszechną, że kierowcy zjeżdżają na przeciwny pas widząc biegacza, by go nie wystraszyć - opowiada Sebastian Wierzbicki. W sklepie co tydzień odbywają się spotkania dla biegaczy, doświadczeni pracownicy doradzają, jak trenować, jak przygotowywać się do biegania. Przychodzi coraz więcej osób, w każdym wieku, wykonujących najróżniejsze zawody. Wspólnie też biegają po Gorzowie.
Wierzbicki: - Bieganie nabrało prestiżu, stało się towarem luksusowym, a jednocześnie dostępnym dla wszystkich. Nie potrzeba tu żadnych karnetów. Wszyscy biegacze są na trasie równi. Nie ma barier finansowych, nie ma znaczenia to, kim jesteś czy skąd jesteś. Każdy ma w tym swój własny cel, każdy doświadcza dzięki temu samorealizacji, i to jest w bieganiu najpiękniejsze.