• Dziś /-1°
  • Jutro /-6°
Wiadomości

Powrót Rickardssona, czyli żużel w kapciach i zapalniczki

16 kwietnia 2012, 12:30
fot. Radosław Łogusz
Wielki Szwed po latach wrócił do Gorzowa. W barwach Stali ścigał się przez dwa lata, w 1997 r. zdobył z gorzowską ekipą srebro drużynowych mistrzostw Polski. Sześciokrotny mistrz świata doskonale pamięta o swoich startach dla Stali. Ale teraz już się nie ściga. Trenuje i sprzedaje... zapalniczki. W sobotę poprowadził kadrę Reszty Świata w towarzyskim pojedynku z Polską w Gorzowie
Przed meczem dostałeś plastron z nr 1 i swoim nazwiskiem na plecach. Chciałeś wystąpić?

 - Miałem nadzieję, że nikt z organizatorów się nie spodziewał, że ja wsiądę na motocykl i będę jeździł (śmiech). Ale to bardzo miła pamiątka.

Ostatni raz na torze pojawiłeś się w styczniu ub. roku. Był to testimonial Leigh Adamsa w Mildurze.

 - To był mój pierwszy występ po odejściu na sportową emeryturę. Szczerze mówiąc, właśnie wtedy przekonałem się, że podjąłem właściwą decyzję. Byłem sam na torze, ale jechałem fatalnie, jak nigdy w życiu. Bałem się wyjechać na tor, bałem się o swoje stare kości (śmiech).

Wróciłeś do Gorzowa. Powróciły też wspomnienia?

 - Kiedy wjechałem do Gorzowa, wszystko zaczęło mi się przypominać. Wspominam wszystkie piękne lata, które tutaj spędziłem. Ale tak naprawdę to rozpoznaję tylko park maszyn, bo tylko on się niewiele zmienił. Teraz wszystko jest tutaj nowe, zdecydowanie lepsze. Stadion robi niesamowite wrażenie.

Jak wspominasz ten czas, który tu spędziłeś?

 - To były naprawdę fantastyczne czasy. Mam bardzo dobre wspomnienia związane z tym klubem. Wiem, że nie zakończyło się to wszystko najlepiej i było wielu ludzi, którzy nie rozumieli tego odejścia i byli na mnie obrażeni. Ale naprawdę jest wspaniale wrócić do Gorzowa.

Zostałeś zaproszony tutaj, aby być trenerem kadry Reszty Świata. Jak zareagowałeś na tę propozycję?

 - Byłem bardzo zaszczycony, że mogłem poprowadzić zespół Reszty Świata. Najczęściej teraz śledzę zawody żużlowe w domu, rzadko można mnie zobaczyć na którymkolwiek ze stadionów, ale tym razem dałem się namówić.

Jak się czułeś w nowej roli?

 - Było bardzo przyjemnie. Naprawdę wciągnąłem się w prowadzenie zespołu. Podobała mi się ta funkcja. Było mi też bardzo miło wrócić do parku maszyn i spotkać się ze wszystkimi przyjaciółmi. Czułem też atmosferę na stadionie, kibice także o mnie nie zapomnieli.

Po tym meczu chyba możesz wyróżnić przede wszystkim Darcy Warda?

 - O tak! Darcy fantastycznie się zaprezentował podczas tego spotkania. Jestem bardzo szczęśliwy, że był w moim zespole i że pokazał się z bardzo dobrej strony. To był prawdziwy joker w mojej talii (śmiech).

A jak ocenisz młodego Polaka Bartosza Zmarzlika z Gorzowa?

 - Wyglądał naprawdę bardzo dobrze podczas tych zawodów. Zdołał wygrać jeden bieg w tym towarzystwie, więc naprawdę jest się z czego cieszyć. Jest obecnie w dobrym środowisku i myślę, że będzie dobrze się rozwijał. Mam taką nadzieję.

Nadal oglądasz żużel, jak już powiedziałeś. Widziałeś tegoroczny start Grand Prix?

 - Grand Prix Nowej Zelandii nie oglądałem na żywo. Jestem już zbyt leniwy, żeby wstawać tak wcześnie (śmiech). Ale obejrzałem powtórki. Wygodnie się to oglądało z mojej sofy w domu. Bardzo dobrze jest oglądać żużel, który tak bardzo poszedł do przodu. Może Polacy nie zakończyli na tych pozycjach, na których powinni i na jakie zanosiło się po serii zasadniczej. Mogliśmy jednak oglądać bardzo zacięte pojedynki pomiędzy Jarkiem Hampelem i Emilem Sajfutdinowem. Naprawdę to ściganie było bardzo emocjonujące.

Oglądając takie akcje przypominają się tobie zawody z Cardiff z 2005 roku? Wtedy pojechałeś po bandzie, i to dosłownie.

 - Zawsze miałem marzenie, że będę jeździł po bandzie. Jednak to wszystko zapoczątkował Tomasz Gollob, szczególnie w Bydgoszczy, gdzie odbijał się bez problemów od płotu. Cały czas chciałem to powtórzyć. To wina Tomka Golloba, że to zrobiłem (śmiech). Ale ważne, że mi się to udało i wtedy zwyciężyłem.

Można powiedzieć, że niemal przez 15 lat byłeś na szczycie. Od 1991 do 2006 roku prezentowałeś się znakomicie. Jak to możliwe?

 - Tak naprawdę nie lubię rozmawiać o przeszłości. Żyję tym, co jest teraz i zastanawiam się nad swoją przyszłością, to jest dla mnie ważniejsze. Ale jeżeli zapytacie mnie o wspomnienia, to zawsze odpowiem, że moje najlepsze lata to 1998-2000. Właśnie wtedy walczyłem z Tomkiem Gollobem. To były fantastyczne pojedynki. Walczyliśmy na torze, ale nie tylko. Wszędzie się spieraliśmy, walczyliśmy psychicznie poza torem. Ale każdy podchodził do tego z respektem dla rywala. Teraz się spotykamy i to wszystko wspominamy.

Czym się obecnie zajmujesz?

 - Obecnie jestem menedżerem na wschodnią i środkową Europę firmy Swedish Match. To jest mój były sponsor. Produkujemy zapalniczki, zapałki i snoozy. Tak naprawdę mam nadzieję, że Polacy przestaną palić papierosy i przerzucą się na snoozy (śmiech). To takie listki lekkiej nikotyny, które pomagają się wyłączyć, które wkłada się pod język. Żużlowcy też często z tego korzystają.

Notował Dawid Lis

Podziel się

Komentarze

Zobacz nową kamerę na żywo z Gorzowa

Zobacz także

Imprezy


Pozostałe wiadomości