Zbliża się kolejny sezon rozgrywek żużlowych. W związku z tym poprosiliśmy eksperta z tej dziedziny o ocenę Ekstraligi, a także rywalizacji o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Zapraszamy do lektury rozmowy z Tomaszem Lorkiem.
- Panie Tomaszu, przyglądał się pan transferom w zimie?Troszkę. Nie powiem, żebym codziennie śledził doniesienia rynku transferowego, ale wiadomo - speedway to miłość od kołyski, więc trudno żebym coś przeoczył.
- Co pan może powiedzieć o transferach Stali?Bardzo fajnie, że Krzysiek Kasprzak jest w Gorzowie. Mentalnie chyba najbardziej zauroczony, z grona seniorów, postacią Tomka Golloba, a to jest potrzebne. Ludzie wiodący w swoich dziedzinach, jako ci którzy niosą latarenkę, przewodnicy, mają właśnie być ludźmi, którzy zasiewają ziarno na przyszłość. Krzysiu Kasprzak wielokrotnie błędnie kojarzony z rolą macho, lidera, klasycznej "jedynki" w Gorzowie się odrodzi. Dlatego, że pokazał to w wielu występach w kadrze Polski, np. King's Lynn rok temu - 15 pkt., czysty komplet. Jeżeli podąża za Tomaszem Gollobem, swoim królem, to zawsze się dostraja. Krzysiu Kasprzak to nie jest gwardzista, który rzuca się na pierwsze szeregi armii. To jest gość, który musi mieć lidera, takiego Mela Gibsona z Braveheart. Krzychu będzie się przy nim dobrze rozwijał.
- A Leszno i bracia Pawliccy?Bardzo fajny ruch. To są chłopcy, którzy lubią wyzwania. Chcą wrócić do Anglii, ale to dopiero w terminie majowym. Dobrze, że wracają na stare śmieci, chociaż cyrków pewnie przy kontrakcie było co nie miara. Tata zawsze dba o swoje latorośla.
- Któryś z zawodników jeszcze zaskoczył?Grzesiu Walasek. Bardzo fajny ruch, że poszedł do pani Marty jeździć. To naprawdę duży klimat, pani Marta osoba freestyle'owa, świetnie zarządza klubem. Kobieta, która cieszy się dużym szacunkiem w środowisku. Grzechu będzie świetnie pasował do zespołu z Rzeszowa. Już wcześniej były próby, żeby lądował na Rzeszowszczyźnie. Po drugie, z Jasionki można pięknie wyfrunąć do Nowego Jorku, a Greg lubi Stany Zjednoczone. On, Crumpie, do tego dobry Okoń i robi się bardzo sympatyczny zespół.
- Toruński Unibaks?Bardzo fajny zespół się tam zmontował. Jest trzech kangurów, jeden który przeżywa swoją trzecią młodość - "Saletra". Wypoczął na Antypodach, pokazał polską żonę, nawet chciał się na Australian Open wkręcić. Do tego Holder i Ward, dobry Miedziak. Szykuje się naprawdę fajny zespół.
- A Jaskółki z Tarnowa? Celowo nie mówię o tym, bo Marek Cieślak wydobędzie z nich coś ekstra. Nie można nazwać tego dream team'em. Dobrze, że nas się boją - jak to Marek Cieślak zwykł mawiać. "Herbie" Hancock jest inspiracją dla reszty drużyny, więc na sto procent będzie to fajny zespół. "Magic" Janowski, Dawid Lampart, Madsen, Vaculik, Janusz Kołodziej wracający na stare śmieci... Taka przepiękna mieszaneczka się robi. Znając Marka Cieślaka, który zna żużel, to może być klimat taki, że chłopaki z Tarnowa zaskoczą. Ale nie stawiam ich w roli faworyta, bo to jest zespół, który ma wyskoczyć z drugiego szeregu i zaskoczyć wszystkich.
- A kto według pana jest faworytem Ekstraligi?Myślę, że Leszno mimo wszystko. Mimo tego, że Batchelor miał nieudane eliminacje australijskie. "Batch" się trochę porozbijał, więc nie miał tej zimy, jaką sobie wymarzył. Ale tam jest taki zespół, że jest jeden lider - Jarek Hampel i jest grupa środkowa. Do tego bardzo dobra juniorka, a juniorzy będą w polskiej lidze dużo znaczyć. Papierowo Leszno i tuż za Lesznem Toruń. Nie skreślałbym też Zielonej Góry, bo uważam, że Rysiek Holta się tam fajnie odbuduje. Protasiewicz to jest też bardzo solidny punkt drużyny. I wcale bym nie lekceważył takich ekip, które teoretycznie na papierze nie mają składu, jak Częstochowa czy Wrocław. Mogą punkty pourywać potentatom.
- Jak pan może ocenić zmiany w regulaminie?Wiadomo, że życie nie stoi w miejscu i świat daje nam co chwilę nowe wyzwania. Promotorzy chcą szukać nowego środka, chcą doprowadzić do takiej sytuacji, żeby zawodnicy wzorem Anglii zgodzili się jeździć za niższe stawki. Chcieliby większą liczbę meczów, co się udało osiągnąć, bo jest dziesięć zespołów. Ale też planowali zejście jednostkowe, tak jakby za jeden występ artysty było płacone mniej. Skoro dajemy wam więcej szans na zarobienie, to bieżcie mniej za występ. Czasami się zastanawiam ile w tym jest prawdy, bo wiem, że różne były oczekiwania chłopaków, np. Wojtek Stępniewski dostawał telefony od chłopaków z Polski, którzy czuli, że teraz jest miejsce dla nich i chcieli astronomicznych pieniędzy.
- Co można powiedzieć na temat finansowania tego sportu?Wydaje mi się, że wciąż źródła finansowania sportu żużlowego nie mogą się opierać tylko na budżetach miast, bo miasto musi też wychowywać ludzi, musi mieć szpitale, muszą się rozwijać placówki kulturalne. Nie może być tak, że wszystko dźwiga się na barkach napojów energetycznych i budżetów miast. To musi być szersza grupa sponsorska, która fajnie w to wejdzie. Trudno jest dzisiaj wypracować patent, żeby to fajnie hulało.
- Czy w tym sezonie ciąży jakaś szczególna presja na zawodnikach?Przez to, że jest więcej meczów, presja będzie mniejsza w jednostkowych spotkaniach. Nie mówię o pojedynkach derbowych. Ale jak więcej jest spotkań, to zawodnik w głowie sobie układa, że nie musi się maksymalnie napinać. Oczywiście, każdy chce wygrywać, bo to się przekłada na sławę i na pieniądze. Zobaczmy na inne ligi, czy brytyjska czy szwedzka, to nie ma takiego ciśnienia. Trochę jak Grand Prix, gdzie jest 12 rund.
- Wspomniał pan Grand Prix. Start w Nowej Zelandii. Jak pan przewiduje ten sezon?Billy Hamill powiedział mi, żeby nie skreślać Herbie Hancocka. Dlatego, że trenował z nim w Perris na torze w Kalifornii. Tor najbardziej zbliżony do owali w Europie, taki nasz tor. Tam Herbie testował rok temu tłumiczki. Hamill powiedział taką rzecz, że Hancock prowadził się gorzej niż teraz. Teraz pilnuje co je, gdzie, ile śpi. Dlatego Billy mówi "uważajcie na tego gościa". Na pewno Crumpie będzie wychodził z siebie. Jason ma najlepszą okazję w sensie pierwszej rundy. Przed Auckland Crump ma najlepiej. Crumpie po sezonie poleciał na pogrzeb dziadka Streeta i tam od października czeka. Strefa czasowa mu nie grozi, a chłopaki z Europy dolecą na cztery dni przed turniejem. Myślę, że będzie duża frekwencja w Nowej Zelandii. Przez to, że Australia nie ma swojego turnieju, wszyscy kibole z australijskich miast żużlowych (czyli Mildura, KariKari, Gosford, Gilman) przylecą do Auckland, bo to jest najbliższa im runda. Będzie duże ściganie. Trudno mi powiedzieć czy ci, którzy mieli trochę jazdy w Anglii będą mieli przewagę.
- A chociażby Peter Ljung?Bardzo fajnie, że jest Peter Ljung w GP. Mimo tego, że tak dziwnie dla niektórych wygląda ten cykl. To jest ambitny chłopak, zna swoje miejsce w szeregu. Ma fajny Szwedzki odlot w sobie. Ja nie patrzę przez pryzmat tego, czy jest gościem, który ma zrobić 12 punktów, co rundę, bo to nie jest w kategorii Petera Ljunga. Fajny koleś, który troszkę z innej strony spojrzy na zabawę.
- Tomasz Gollob i Jarosław Hampel powalczą o tytuł?Jarek Hampel był z Maćkiem Janowskim we Włoszech, trenował na crossie. Są przygotowani, Tomek i Jarek, bardzo mocno kondycyjnie. To że jeden jest gwiazdą utytułowaną, drugi się o tytuł bije to tylko będzie z korzyścią. Myślę, że Polacy w tym roku będą jechać. Szkoda, że tylko dwóch jest stałych, ale wiadomo że Piotrek Protasiewicz przez przepisy polskiej ekstraligi musiał wybrać taką, a nie inną rzecz. Może być fajny cykl GP i cieszę się, że jest 12 rund.
- GP w Nowej Zelandii, juniorzy pojadą do Argentyny. Myśli pan, że to dobry kierunek dla żużla?Argentyna chwyci na sto procent, jestem przekonany. Argentyńczycy mają w sobie dużo pokory, oni nie przejmują się tym, co będzie jutro. Tam na prowincji Bahia Blanca ludzie są bardzo serdeczni, uprzejmi, uczynni. Tam się przywiązuje wagę do tego, żeby życie nie niosło stresu ze sobą. W Argentynie ten sprint, jakim jest żużel idealnie pasuje do Latynosa. To nie będzie wielkie miasto, tam będzie fajny klimat dla speedway'a. Myślę, że juniorzy po tym roku wrócą z dużymi wrażeniami.
- Stany Zjednoczone to dobre miejsce dla żużla?Stany to największy rynek motoryzacyjny na świecie. Nie wierzę w to, że IMG zrobi imprezę w stylu Super Cross, gdzie co weekend chodzi 60 tysięcy ludzi. To nie ten wyścig producentów. W żużlu są GM-y i Jawy, tam są Kawasaki, Hondy, KTM-y. Stany wypalą. Będzie to albo Carson w Kalifronii, gdzie na co dzień gra David Beckham albo Los Angeles Coloseum. Wtedy byłoby to piękne spięcie klamrą. 1982 rok, finał i Bruce Penhall - tytuł mistrza świata. Podejrzewam, że wtedy "Herbie" Hancock będzie chciał zakończyć karierę. Może i dobrze, żeby ten termin był odwlekany, bo wtedy Hancock będzie najdłużej jeździł. Monster Energy ma taką sprzedaż, że teraz wchodząc w GP jako sponsor to na pewno doprowadzi to do takiej sytuacji, że zrobią wszystko, żeby w Stanach było GP.
- Czy jest jeszcze jakiś zakątek świata, gdzie widziałby pan żużel?Dołożyłbym jeszcze Emiraty Arabskie. Zrobić rundę na Zatoce Perskiej. Katar albo Bahrajn.. Naprawdę fajne miejsce, ciepłe, daleko nie jest. Piękna pogoda, dużo Anglosasów, więc bezpieczne miejsce. Najlepsze miejsce na świecie, jeżeli chcesz wypocząć. Arabowie wiedzą jak wypocząć. Tam trzeba próbować, krok po kroku i będzie dobrze.
Rozmawiał: Dawid Lis