Na deskach sceny Miejskiego Centrum Kultury w piątek zaprezentował się zespół Armia w ramach trasy koncertowej "Armia gra Legendę". Niedawno obchodziliśmy dwudziestolecie wydania kultowego albumu, który na stałe zapisał się w annałach polskiej muzyki rockowej.
"Legenda" Armii to taka druga "Nowa Aleksandria" Siekiery. Kamień milowy, ponadczasowe dzieło i coś, co do dziś pozostaje tworem niepowtarzalnym i niedoścignionym. Lider Armii Tomasz "Budzy" Budzyński postanowił zorganizować jubileuszową trasę i jeszcze raz objechać z tym materiałem całą Polskę.
Ze składu nagrywającego 21 lat temu "Legendę" pozostał już tylko lider formacji. To mogło budzić pewne obawy, wszak tego typu personalne konfiguracje najczęściej sprowadzają się do szopki i "odgrzewania kotleta". Ale wątpliwości rozwiane zostały już na samym początku występu, gdy Budzyński zaczął śpiewać pierwsze słowa "Kochaj mnie". Charyzma lidera Armii wybiła się na pierwszy plan i tak już pozostało do końca. Reszta muzyków stanowiła jedynie tło dla wokalnych popisów i teatralnych gestów Budzego. Na pochwałę na pewno zasługuje perkusista, poprawnie spisali się basista i gitarzysta, jednak najsłabszym punktem Armii była młoda waltornistka, która sprawiała wrażenie, jakby na scenie znalazła się zupełnie przypadkowo lub w ramach przegranego zakładu. Frontman grupy przyciągał jednak tak mocno uwagę, że drobnymi mankamentami publika nie zawracała sobie najzwyczajniej głowy. Dodatkowe wrażenie robi postura Budzyńskiego, który wyciągając rękę w górę sięgał niemal reflektorów Miejskiego Centrum Kultury.
Pozytywnym zaskoczeniem było nagłośnienie koncertu. To co napiszę będzie może nieco absurdalnie, ale w tym przypadku prezentowany materiał zabrzmiał wyraźniej, dobitniej i zadziorniej niż na płycie. Po prostu lepiej. Zespół odegrał całą "Legendę", zszedł ze sceny, a później zaprezentował kawałki z innych albumów. Budzyński utrzymywał dobry kontakt z publicznością, wśród której znajdowało się co prawda wiele młodych osób poniżej 20 lat, ale większość stanowili starsi fani.
Ja jako miłośnik "Legendy" przyszedłem tylko dla tego dzieła i się absolutnie nie zawiodłem. Aż nie śmie wyobrażać sobie, jak wyglądały występy Armii podczas dwuletniej trasy promującej "Legendę" na początku lat dziewięćdziesiątych, z Brylewskim, Malejonkiem i "Bananem" w składzie.