Mateusz Wolski: Cieszę się, że pokazaliśmy charakter
21 marca 2012,
12:04
fot. Iga Andres
O początku kariery seniorskiej, łączeniu studiów z grą oraz o sytuacji piłki ręcznej w Gorzowie rozmawialiśmy z rozgrywającym GSPR Mateuszem Wolskim.
- Mateusz, pewnie niektórych zaskoczymy, ale nie jesteś wychowankiem gorzowskiego klubu?
Zgadza się. Jestem wychowankiem MKS Zagłębie Lubin, lecz to w Gorzowie stawiałem pierwsze kroki w dorosłej piłce ręcznej.
- Jednak barwy najpierw AZS AWF, a teraz GSPR reprezentujesz już od pewnego czasu. Dlaczego właśnie Gorzów?
Po skończeniu liceum chciałem dalej się rozwijać sportowo, a zarazem intelektualnie. Wybrałem Gorzów, ponieważ mogłem tu połączyć dalszą grę w piłkę ręczną i studiowanie, lecz nie ukrywam, że dużym atutem był trener Michał Kaniowski, o którym słyszałem wiele dobrych opinii - chyba to był głównym czynnikiem, że wybrałem właśnie to miasto.
- W międzyczasie grałeś jeszcze w Zielonej Górze. To spora odmiana dla kogoś, kto mieszka w Gorzowie.
Rzeczywiście gra w Zielonej Górze była sporą odmianą, tym bardziej, że niosła ze sobą wiele trudności, którym musiałem sprostać. Mówię tu o częstym przemieszczaniu się na trasie Zielona Góra - Gorzów, gdyż nadal w tamtym czasie kontynuowałem naukę. Poza tym nie wspominam tamtego okresu zbyt dobrze, ponieważ nie osiągnąłem tego, co sobie zaplanowałem zmieniając drużynę.
- Jak zapewne wiesz Gorzów i Zielona Góra to miasta, które delikatnie mówiąc nie darzą się sympatią. Odczułeś to grając w Zielonej Górze?
Legendy o rzekomej nienawiści krążą od dawien dawna, jednak nigdy nie dano mi odczuć, że jestem gorszy, bo przyjechałem z Gorzowa i odwrotnie. No... może czasami w szatni były jakieś docinki, ale zawsze miało to formę dobrego żartu. I w tym miejscu wtórując za kolegą Arkiem Bosym także pragnę pozdrowić Mateusza Stupińskiego.
- W tym sezonie ponownie zdecydowałeś się jednak grać w Gorzowie. Patrząc wstecz, podjąłbyś jeszcze raz decyzję o powrocie tutaj?
Myślę, że podjąłbym taką decyzję raz jeszcze. Nowy wyższy etap studiów plus drużyna, którą tworzy wielu fajnych i przyjaznych mi chłopaków ciągle dają znać o tym, że ta decyzja była jak najbardziej trafna!
- Jednak nie zabrakło chyba momentów zwątpienia? Były przecież takie spotkania, gdy nie łapałeś się do kadry meczowej.
Takich momentów było na pewno wiele i przypuszczam, że nie tylko mnie one dopadały. Lecz po każdym meczu, gdy nie łapałem się do kadry, dawałem z siebie jeszcze więcej podczas treningów i tym samym chciałem pokazać, że ja także zasługuję na wystąpienie w pierwszym składzie.
- Teraz jest już dużo lepiej. Wytłumacz co się stało, że z zawodnika, który walczył o skład stałeś się jednym z czołowych graczy.
Upór, determinacja, walka o swoje i więcej pewności siebie, a przede wszystkim zaufanie, którym obdarzył mnie trener Paweł Kaniowski. Za tę szansę bardzo pragnę mu podziękować.
- To chyba swego rodzaju fenomen, że zmiennicy, którzy zostali po styczniowym rozbiorze naszej kadry grają lepiej od tych, którzy odeszli?
Nie ukrywam, że obawialiśmy się o swój dalszy los po odejściu czołowych graczy. Na szczęście wsparcie lojalnych i prawdziwych kibiców, praca trenera i wiara w samych siebie pozwoliła nam piąć się w górę tabeli. Cieszę się, że pokazaliśmy charakter i udowadniamy, że możemy wiele. A chłopakom, którzy odeszli życzę dużo zdrowia i sukcesów oraz liczę na to, że się kiedyś jeszcze spotkamy.