Wiadomości

Anna Bezulska: Może to troszkę taka zabawa w Justynę Kowalczyk

14 marca 2012, 11:23
fot. archiwum prywatne
Na co dzień pracownik dydaktyczny Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie. Jej pasją są narty, co udowodniła m. in. podczas tego sezonu zimowego. Zapraszamy do lektury naszej rozmowy z mgr Anną Bezulską.
- Pani Aniu zacznijmy od tego skąd u Pani zamiłowanie do gór i do nart?

Przede wszystkim związane to jest z miejscem, w którym mieszkałam przed przyjazdem do Gorzowa, czyli w Nowej Rudzie. Dzieci mieszkające na tamtych terenach narciarstwo traktowały jak tutaj się traktuje rowery. Każdy z nas miał przynależność do klubów narciarskich. Mój tata to były górnik, który miał dostęp do sprzętu. On brał udział w biegach masowych, w Biegu Gwarków. Zabierano dzieci ze sobą i to tak przy okazji się zaczęło. Wcześniej nigdy nie wiązałam się z narciarstwem. Wydawało mi się, że to jest normalne. Częściej chodziłam na zajęcia, grałam w koszykówkę, siatkówkę, a narciarstwo to była rzecz normalna.

- Czyli tak naprawdę Pani przygoda z nartami zaczęła się już w dzieciństwie?

Tak, pojawiało się nawet pojęcie "w nartach urodzona". Z tym, że to jest naturalne dla mnie. W Gorzowie na przykład dzieci pływają. Ja miałam duży problem na studiach z pływaniem, bo u nas nie było basenów. Często to nawet tłumaczę studentom, bo mówią, że "pani dobrze jeździ, bo pani jeździła". "Wy za to mieliście inne warunki, mogliście pływać" - odpowiadam.

- A jak wyglądają Pani przygotowania do sezonu?

Podsumowując ten sezon i analizując poprzednie lata to te przygotowania, od co najmniej trzech lat, są prowadzone według rocznego cyklu. Cykle przybierały z roku na rok na intensywności i to jest powrót do tego, co było kiedyś. Jest jednak pewien absurd, bo największą przerwą były moje studia na AWF-ie. Te lata można było zupełnie inaczej wykorzystać. Nie było możliwości jazdy na nartach, jednak była specjalizacja narciarska. Później dojrzałam i zaczął się powrót do biegania na nartach. Cykl przygotowań zaczynam we wrześniu biegami masowymi i kończę też takimi biegami. Ten sezon będę kończyła pół maratonem w Poznaniu, tak jak w ubiegłym roku. W maju są to starty w krótszych biegach. Czerwiec, lipiec, sierpień to jest praca z dziećmi na wodzie. To jest okres roztrenowania, odpoczynku. We wrześniu treningi biegowe, od październik starty, a w grudniu zaczynają się pierwsze biegi narciarskie.

- A w jaki sposób zaczął się ten powrót?

Trochę mi o tym przypomniał tata, bo też miał taką przerwę. Od kilku lat znów zaczął biegać w biegach masowych. Wrócił do Biegu Gwarków, gdzie biegał wcześniej jako młody górnik. Teraz jest na emeryturze, przeszedł w wieku 42 lat, i zaczął wracać do startów. Starty w różnych biegach, przywożone medale. W końcu tata do mnie powiedział "przyjedź, pobiegnij w tym biegu". No i zaczął się mój powrót. Ubolewam nad tym, że była długa przerwa. Lata, które teraz mam nie pozwalają już na powrót do sportu zawodowego. Dzisiaj jednak ten sport masowy, amatorski, jest na tyle popularny i daje satysfakcję z osiąganych wyników, że chętnie uczestniczę w zawodach. Cały czas mówię sobie, że ten czas szybko mija.

- Ile razy w sezonie Pani startuje?

Są to najczęściej starty w systemach pucharowych. W tym roku uczestniczę w siedmiu biegach, z czego pięć jest punktowanych. Nie ukrywam, że intensywność tych startów, szczególnie w styczniu, tydzień w tydzień 20 kilometrów, jest dosyć duża. Czekam już na koniec sezonu. Później zostaną dwa tygodnie odpoczynku i pół maraton w Poznaniu, który będzie sprawdzianem wyniku z poprzedniego roku.

- A który ze stylów Pani najbardziej odpowiada?

Postawiłam na styl dowolny, co było dużym wyzwaniem. Jest to styl, w którym liczy się technika, jest to styl trudniejszy. Konkurencja na tych dystansach w stylu dowolnym jest zdecydowanie większa. Postawiłam na technikę łyżwową i nie żałuję. Zdecydowanie większa jest rywalizacja i pula zawodników. Startuję w tej silniejszej grupie i nie ma co ukrywać, że tutaj Czesi są specjalistami od łyżwy. Natomiast w biegach w stylu klasycznym startuje wielu ludzi, co mnie cieszy. Jest też grupa ludzi z Gorzowa, ludzi w wieku dwudziestu kilku lat.

- Ciężko jest chyba jednak przygotować się do sezonu na naszych terenach?

W tym roku nie było tyle śniegu, ale w tamtym roku w Kłodawie były założone ślady i ludzie biegali. Natomiast łyżwą nie ma gdzie trenować, muszą być do tego przygotowane trasy. Ja znalazłam sposób, od kilku lat uciekam, ponieważ jestem posiadaczką nartorolek i w ten sposób nadrabiam braki możliwości do treningu na tych terenach.

- Dało się zauważyć, że lubi Pani długie dystanse.

Zdecydowanie lubię długie dystanse. Biegam na długich dystansach. Przy dłuższych dystansach jesteśmy równi, jest szansa na wygraną. Natomiast przy krótkim dystansie myślę, że te braki w technice, które posiadam szybko wyjdą. Na długiej trasie liczy się wybieganie, wydolność i na to stawiam. Nawet te 20 km, na których biegam to jeszcze jest za mało. Natomiast Bieg Piastów, czyli 30 km, to był dystans, w którym lepiej się czułam

- Właśnie, w tym roku 30 km przebiegła Pani najszybciej.

To pierwsze miejsce w tym roku pozwoliło mi postawić kropkę nad "i". Podjęłam decyzję, w przyszłym roku zmieniam dystans. Pierwszy raz pobiegnę na 50 km, aczkolwiek planowałam to zrobić dopiero za dwa lata (śmiech). Może dlatego, że w tym roku stawiałam na trzecie miejsce.

- Dlaczego trzecie?

Licząc te lata, w których biegałam, to dwa lata temu miałam dziesiąte miejsce, w zeszłym roku szóste, to w tym wypadało trzecie, ale udało zdobyć mi się pierwsze. Analizując to prawdopodobnie nie biegły te zawodniczki, które w tamtym roku zajmowały czołowe miejsca. Teraz te 50 km to będzie dla mnie wyzwanie, coś nowego. Chcę pobiec na tym dłuższym, koronnym dystansie.

- Bieg Piastów to jest właśnie ta impreza, do której docelowo się Pani co roku szykuje?

Przyznam się szczerze, że taki był zamiar. Ten bieg odbywa się cyklicznie, co roku w pierwszy weekend marca. Natomiast system pucharowy Salomon Nordic Sunday daje możliwość zdobywania punktów i chyba dzisiaj bardziej zależy mi, a może też z uwagi na większą konkurencję z wyższej półki, na systemie pucharowym. Ta rywalizacja pozwoli mi odpowiedzieć na pytanie gdzie obecnie się znajduje w tej klasyfikacji zawodników biegających cyklicznie. Bieg Piastów jest to bieg, do którego wielu zawodników przygotowuje się przez cały rok, i ja tak robiłam. Natomiast w systemie pucharowym jest klasyfikacja generalna kobiet, może to troszkę taka zabawa w Justynę Kowalczyk (śmiech) i w to, co ona robi. Mam dwie zawodniczki, jedna z Jeleniej Góry, druga z Włocławka, z którymi tak się przepychamy. To są punkty, to jest zabawa, to jest rywalizacja.

- Wspomniała Pani Justynę Kowalczyk. My chyba możemy Panią nazwać naszą gorzowską Justyną Kowalczyk, bo tak naprawdę gdzie Pani się nie wybierze to wraca Pani z medalami.

(śmiech) To jest oczywiście miłe. Nawet osoby, z którymi współpracuje mówią mi, że jestem ich Justyną. Byłam w Szklarskiej Porębie na początku sezonu i Justyna wręczała dzieciom medale. Był to Bieg na Igrzyska i rzeczywiście rodzice mówili "to nasza mała Justynka". Jednak Justyna cały czas przypomina, że ona nie jest w nartach urodzona. Wszyscy patrzą z podziwem na to, co osiągnęła. Ja też jestem jej wielką fanką, aczkolwiek też jestem fanką Marit Bjoergen i Theresy Johaug. Chyba Johaug najbardziej mi imponuje stylem, biega też w maratonach, jeździ na nartorolkach. Startuje w zawodach organizowanych w Skandynawii, czego nie robi Justyna. Ja może w tym kierunku jestem wszechstronna, natomiast to porównanie do Justyny to oczywiście przyjmuję z uśmiechem, bo to nie ten poziom. Zabawa na pewno jest świetna, traktuję to typowo jako zabawę. Nie jest to mój zawód, jest to sport amatorski.

- A jak jest z Pani popularnością na uczelni?

Cieszy mnie to, że studenci i osoby, z którymi pracuję też się tym interesują. Jest to też dla nich zabawa, śledzą wyniki, czasami podpytują. Ciekawie jest też o tym opowiadać, inaczej też się wtedy z nimi pracuje. Mam też osoby, które chciały w tym roku wystartować. Myślę, że sekcja narciarska, którą przejęłam, pozwoli mi zaszczepić w młodych ludziach narciarstwo. Można się fajnie w to pobawić, myślę że jest to pasja, pomysł na to, co można robić. Niekoniecznie zawodowo, bo jesteśmy w tych rejonach, gdzie jest trudno wiązać się zawodowo z tym sportem.

- Uczestniczyła Pani w Biegu Tysiąclecia. Tam startowały także sławy polskiego sportu. Jak przebiegały zawody u boku takich zawodników?

Było fajnie z nimi biegać. Można było zrobić sobie zdjęcia. Posiadam zdjęcie z Mają Włoszczowską, którą pamiętam z poprzedniego roku z Biegu Gwarków. Akurat Maja radzi sobie świetnie, ale ona jest z Jeleniej Góry, a więc ona biegała. Pojechali też wioślarze, nasi olimpijczycy. Jeśli chodzi o poziom, który prezentowali to co prawda byli za Mają, ale nie tak daleko. Widać, że w cyklu przygotowawczym te treningi na nartach są. Myślałam, że dłużej będą biegać w SNS-ie, ale potraktowali to bardziej jako trening. Fajnie było z nimi pobiegać. Na kolejnych SNS-ach pojawili się i kolarze i sławy dawnego sportu. To też jest jakaś atrakcja. Była też Kornelia Maciuszek, była również Kornelia Marek, która chce wracać do sportu. Fajnie jest się z nim bawić, bo oni też to traktują jako zabawę. Uściski dłoni, zdjęcia, także jest to coś, co powoduje, że na ten imprezy jeździmy.

- Mimo, że to sport amatorski to posiada Pani już wiele medali. Który z nich jest dla Pani najcenniejszy?

Najcenniejszy chyba będzie ten, który kosztował mnie najwięcej wysiłku. Był to Bieg Gwarków, zaliczany do systemu pucharowego. Dlaczego akurat ten? Z jednej strony z sentymentu, bo odbywał się na Andrzejówce, bardzo blisko miejsca, w którym mieszkają moi rodzice. Blisko też miejsca, w którym biegał mój tata. Kiedyś przywoził on koszulki i medale z tego biegu. Nawet ostatnio sobie to wszystko odświeżaliśmy. Bieg był bardzo trudny, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ten bieg w odróżnieniu od Biegu Piastów, jest zaliczany do biegów wysokogórskich. Zdobyłam tam co prawda brązowy medal, ale biegła ze mną Jitka Pesinova, z którą miałam okazję wcześniej się poznać. Biega ona w pucharze w biathlonie, natomiast mieszka blisko mnie i było miło stanąć z nią na podium. Kiedy byłam w szkole średniej interesowałam się jej karierą. Ona oczywiście zajęła pierwsze miejsce, bijąc przy tym wielu mężczyzn.

- Patrząc chociażby przez pryzmat tego sezonu zastanawiam się ile ma Pani już złotych medali w swojej kolekcji?

Po pięciu edycjach SNS-u mam trzy złote medale, jeden brązowy w Biegu Gwarków i jeden srebrny w Biegu bez Granic. Przede mną jeszcze walka na punkty z zawodniczkami, które są tuż za mną.

- Cały czas mówimy o nartach biegowych, a próbowała Pani swoich sił w zjazdach?

Zjazdówki to była pasja z lat młodzieńczych, kiedy tata mówił "chodźmy pobiegać". Narciarstwo zjazdowe niesie ze sobą więcej ekspresji, więcej przeżyć związanych z prędkością. Oczywiście jeździłam, przeniosło się to na zdobycie uprawnień instruktorskich. W ubiegłym roku, właściwie przy okazji, będąc na Biegu Piastów, wzięłam też udział w zawodach organizowanych przez nasz OSiR. Zdobyłam wtedy drugie miejsce. Nie zdecydowałam się jednak na stały kontakt, z udziałem w zawodach z narciarstwa zjazdowego. Może z tego względu, że potrzebuje to takiego treningu, którego nie można wykonać tutaj na miejscu.

- Jak te starty łączy Pani z pracą na uczelni? Władze uczelni nie sprawiają problemów?

Udało mi się to połączyć. Z moją pracą doskonale się to komponuje. W momencie kiedy powstało Akademickie Centrum Sportu i Turystyki jeszcze bardziej będzie to oddawało moją pasję. Jestem koordynatorem sekcji narciarskiej, a wydaje mi się, że też ważne jest, żeby osoby prowadzące miały jakieś osiągnięcia. Żeby tym młodym ludziom pokazywać, że można osiągać różne sukcesy. Można pomagać podnosić swoje umiejętności. Póki mogę to chciałabym pokazać im w miarę wysoki poziom i zarazić ich swoją pasją. Chcę pokazać, że można się świetnie bawić uprawiając narciarstwo. Zdecydowanie przeważa narciarstwo zjazdowe i jest tym, co można pokochać. Ja mówię, że do biegówek trzeba dorosnąć. To tak jak dzisiaj młodzież też niechętnie biega.

- Sezon zimowy już nam się kończy. W sezonie letnim też są jakieś dyscypliny, w których Pani chętnie uczestniczy?

Bieganie traktuję jako formę przygotowania. W maratonie jeszcze nie biegłam, z tego względu, że ten sezon zimowy jest przepełniony biegami długodystansowymi. Ale na pewno pół maraton poznański będzie zakończeniem sezonu zimowego i rozpoczęciem biegów. W tamtym roku udało mi się zdobyć trzecie miejsce w Biegu Słowiańskim na 10 km. W tym roku również pobiegnę. Pobiegnę, żeby samą siebie sprawdzić. Natomiast jeśli tylko będzie cieplej to windusfing jest takim oderwaniem się od narciarstwa, aczkolwiek też na nartach wodnych pływam (śmiech) i co roku wyprawy na narty wodne także są. Ale to już sporadycznie. Do tego na pewno deska z żaglem, pakujemy się, jedziemy i pływamy.

- Rozumiem, że to już tak tylko rekreacyjnie?

Dokładnie. Nie myślałam o żadnych startach w regatach ani innych sportach. Aczkolwiek trochę kilometrów w kajakach spędziłam, ale to jest związane z pracą na uczelni. To też jakoś nigdy nie ciągnęło mnie, żeby się sprawdzać. Wolę dyscypliny wydolnościowe, biegowe, długie dystanse.

Rozmawiał: Dawid Lis

Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Zobacz także

Imprezy


Pozostałe wiadomości