Od lewej: Robert Surowiec, Krystyna Sibińska, Witold Pahl i Tomasz Gierczak
Prokuratura przedłużyła do maja śledztwo dotyczące „Afery Martwych Dusz”. Chodzi o fałszowanie deklaracji członkowskich i zapisywanie do gorzowskiej PO ludzi bez ich wiedzy. Jak mówi prokurator Andrzej Bogacz, który prowadzi sprawę - już 70 osób zakwestionowało swoje podpisy.
Śledztwo trwa od maja 2011 roku. Zaczęło się od gorzowianki, która dowiedziała się, że jest członkiem PO, po tym jak dostała pismo, iż z partii jest wyrzucona, bo nie płaciła składek. W międzyczasie na policję i prokuraturę zaczęły zgłaszać się kolejne osoby, które twierdziły, że zostały zapisane do gorzowskiej Platformy wbrew swej woli.
W połowie 2009 roku do PO przyjęto blisko 300 nowych członków. Prokuratura sprawdza, ilu z nich zostało zapisanych do partii bez ich wiedzy. Najbardziej rozrosły się dwa koła: kierowane przez radnego Roberta Surowca (151 nowych członków) i Marcina Gucię, który też zasiada w gorzowskiej Radzie Miasta, a dodatkowo jest szefem biura posła Witolda Pahla (90 osób).
Śledztwo jeszcze do maja
Po kilkunastomiesięcznym śledztwie nie ma jeszcze przełomu w sprawie. - Przedłużyliśmy śledztwo do 25 maja, bo nie przesłuchaliśmy jeszcze wielu osób – tłumaczy prokurator Andrzej Bogacz, który prowadzi dochodzenie – Jak na razie przesłuchano ponad 330 osób, w tym wielu znanych i prominentnych polityków Platformy. 70 osób zakwestionowało już swoje podpisy pod deklaracjami członkowskimi. Ale nikt jeszcze nie usłyszał zarzutów – dodaje prokurator Bogacz.
- Jeśli jest potrzeba przedłużyć to śledztwo, to niech tak będzie. Wolę, żeby trwało dłużej, ale zostało raz na zawsze wyjaśnione – mówi Krystyna Sibińska, poseł PO - Nie ulega wątpliwości, że trzeba to zakończyć jak najszybciej, a winni muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności – dodaje.
Brali nazwiska z list poparcia
Kolejne dokumenty zostały już przekazane do badań z zakresu pisma ręcznego. Pracuje nad nimi dwóch biegłych grafologów powołanych przez prokuraturę. - Widziałem te deklaracje. Są pisane jednym i tym samym charakterem pisma. Nie mają żadnych danych kontaktowych, tylko imię, nazwisko i numer pesel – mówi osoba związana z gorzowską Platformą.
Nasz rozmówca dodaje, że członkowie Platformy fikcyjnych członków zapisywali na podstawie list poparcia (działacze zbierają dane i podpisy mieszkańców przed każdymi wyborami).
Niech winny sam zrezygnuje
Politycy Platformy zgodnie podkreślają, że winny musi zostać ukarany. Nasi rozmówcy mimo swoich hipotez, na razie nikogo nie podejrzewają. - Nie wiem, kto w tym uczestniczył. Sam nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie wyobrażam sobie, żeby ten, kto stoi za tą aferą nie poniósł surowej kary. Z niecierpliwością czekam na finał – mówi radny Robert Surowiec.
- Ten, kto maczał w tym palce powinien mieć na tyle przyzwoitości i sam złożyć rezygnację – uważa Maciej Nawrocki, były radny sejmiku województwa i członek Platformy – Osobiście nikogo nie podejrzewam – dodaje Nawrocki.
Krystyna Sibińska również ostrożnie waży słowa. - Jestem przeciwniczką wykonywania wyroków zamiast sądu, dlatego nie będę nikogo wskazywać – mówi poseł PO.
„Martwe Dusze” same robiły przelewy?
Zagadką pozostaje też, kto płacił składki za martwe dusze, bo pieniądze wpływały na konto partii. Dlatego prokuratura sprawdza, dlaczego w Gorzowie wpłacano pieniądze ze składek niezgodnie z instrukcją.
Nieoficjalnie wiemy, że jednorazową wpłatę w wysokości ok. 20 tys. zł dokonał Tomasz Gierczak. Taką kwotę wpłacił za koła: Surowca, Guci, Pahla, Sibińskiej i swoje. Potwierdzeniem ma być pismo ówczesnego skarbnika partii, w którym alarmuje o tym Edwarda Andrusyszyna (były szef gorzowskiej PO przyp. red.).