Są młodzi, kreatywni, posiadają swoje małe firmy. Choć w dużych miastach byłoby im lepiej (łatwiej), wolą zostać w macierzystych ośrodkach i budować ich potencjał. Tworzą nieformalną grupę Mikroprzedsiębiorczość Lubuska, jednak teraz nadszedł krok na sformalizowanie działań.
Pomysł na pierwsze spotkanie Mikroprzedsiębiorczości Lubuskiej zrodził się ponad rok temu. W styczniu minie 12 miesięcy od ich pierwszego spotkania. - Wspólnie z dwoma kolegami w moim wieku (jeden z nich jest z Zielonej Góry, a drugi ze Słubic), którzy również prowadzą własną działalność, usiedliśmy jak typowi Polacy i zaczęliśmy narzekać. W końcu któryś nas stwierdził, że koniec takiego gadania - albo bierzemy się za robotę albo przestajemy narzekać. Padł pomysł, by powołać nieformalną organizację - wspomina Maciej Wojciechowski, jeden z głównych animatorów przedsięwzięcia.
Jak tłumaczy Maciej, bolączką mikroprzedsiębiorców jest promocja - mało kto ma pieniądze na jakąś kampanię reklamową. Jednym z celów Mikroprzedsiębiorczości Lubuskiej jest poznanie się, wymiana doświadczeń, obopólna pomoc. - Miałem przypadek, że okazało się, że w moim bloku mieszka człowiek, który również prowadzi działalność gospodarczą jako mikroprzedsiębiorca. Poznaliśmy się, z czasem projektując i działając wspólnie. Gdyby nie Mikroprzedsiębiorczość Lubuska zapewne nigdy byśmy się do siebie nie odezwali i wspólnych projektów by nie było - mówi Wojciechowski.
Wszyscy zyskują
Na spotkaniach młodych przedsiębiorców nie ma anonimowości i barier. Każda nowa osoba musi wstać, przedstawić się i zaprezentować swoją działalność. Szczególnie ciekawi są ci, którzy przychodzą po raz pierwszy, ze „świeżym umysłem”.
- Skupiamy młode osoby, nie fizycznie, ale umysłowo. Mamy w naszym gronie ludzi z różnych dziedzin. Często zapraszamy eksperta z zewnątrz. Każdego gościa przestrzegamy, że jesteśmy bardzo wymagającym audytorium. Z reguły prelegent przez kilka minut omawia założone wcześniej kwestie, później my zadajemy pytania i spotkanie zmienia swój charakter. To już nie jest prezentacja, monolog, ale czerpanie wiedzy - relacjonuje założyciel Mikroprzedsiębiorczości Lubuskiej.
Podczas jednego ze spotkań porad prawniczych udzielał dla przykładu Michał Andrusyszyn z Gorzowskiego Centrum Odszkodowań. Przygotowany był na 15-20 minut, a łącznie o niuansach prawnych opowiadał kilka godzin. - Mówił o rzeczach, które z jego perspektywy są podstawami, ale nam otworzyły oczy na wiele tematów. Z jednej strony Michał jako mikroprzedsiębiorca z naszego regionu wypromował się wśród innych, ale z drugiej strony wysłuchało go kilkadziesiąt osób, których nie stać, by za takie szkolenie zapłacić. Wszyscy więc w tej sytuacji zyskali - podsumowuje Maciej.
Potrzeba osobowości prawnej
Tak to wszystko wyglądało do tej pory. Teraz przyszedł czas na kolejny krok, czyli sformalizowanie grupy. Kolejne spotkanie mikroprzedsiębiorców, które odbędzie się 21 stycznia, będzie spotkaniem roboczym dotyczącym założenia stowarzyszenia.
- Dwa miesiące temu rozmawiałem z gorzowianinem pracującym w Wielkiej Brytanii. On założył tam podobną organizację. Z racji tego, że pochodzi z naszego miasta, ale nie chce tu wracać, bo dobrze wiedzie mu się za granicą, postanowił spłacić dług na rzecz grodu nad Wartą. Swoją organizację pracodawców chciałby połączyć z nami. Świadczylibyśmy usługi na ich rzecz. Stworzymy tu bazę polecanych firm i usług, które jesteśmy w stanie zaoferować, a nasz partner będzie tę bazę promował i szukał dla niej odbiorców - opowiada Wojciechowski.
Bez stowarzyszenia i osobowości prawnej Mikroprzedsiębiorczość nie może jednak zbyt wiele zdziałać: - Wydaje mi się, że bez czegoś takiego nie uda nam się ukierunkować potencjału, który zgromadziliśmy. A sądzę, że do zaoferowania mamy dość dużo. Osobom, które jeszcze nie zaczęły działalności gospodarczej i przyjdą do nas, możemy przekazać swoje doświadczenie. Dla osób, które weszły już na rynek mamy pewne kontakty, wiemy gdzie w ramach naszej nieformalnej grupy można coś załatwić po kosztach, gdzie można z pewnymi usługami uderzyć - komentuje Maciej.
Chodzi o to, by wspólnie stworzyć coś na regionalnym rynku. Wszyscy w stowarzyszeniu będą pracować razem na wypromowanie jednej marki, a później będą mogli z tego korzystać. Jeśli markę będzie promować kilkadziesiąt osób a nie jedna, młodym mikroprzedsiębiorcom będzie znacznie prościej.
- Gorzów jest specyficznym miejscem. Zdecydowana większość nie wraca tu ze studiów, ucieka do wielkich miast. Tak jest prościej. Ale nie zawsze w życiu musi być prosto. Po studiach postanowiłem wrócić tutaj, bo stąd pochodzę. Jest wielu mikroprzedsiębiorców i wiele fajnych działań, które mogą uświadomić ludziom, że warto robić coś tutaj zamiast uciekać np. do Warszawy. Nasz przekaz nastawiony jest na rozwój gospodarczy naszego miasta - dodaje Wojciechowski.
By było do czego wracać
Wszystkie spotkania Mikroprzedsiębiorczości Lubuskiej dzięki przychylności różnych osób były do tej pory organizowane przy zerowym budżecie. - Wiele osób ceniło naszą ideę i dzięki temu mogliśmy się spotykać i korzystać z ich pomocy. Pierwsze spotkanie było w Deszcznie. Wójt jest człowiekiem bardzo otwartym na taką pomoc. Pojechałem do Jacka, w ciągu trzech minut powiedziałem mu o co chodzi, następnie otworzył terminarz i zapytał na kiedy chcemy zorganizować spotkanie. Nie musiałem go zbytnio zachęcać. To osoba, która bardzo nas wspiera - mówi jeden z założycieli ML.
Następne spotkania odbywały się w Hotelu Fado. Maciej pełen obaw pojechał na spotkanie z właścicielem. Po 30 minutach rozmowy nieśmiało wtrącił, że chciałby zorganizować tutaj spotkanie, ale grupy na to nie stać. Rozmówca zaczął się śmiać i rzekł, że to jest jego inwestycja w młodych ludzi i mikroprzedsiębiorcy nie musieli za nic płacić. Po roku czasu historia zatoczyła koło i ML znowu spotka się w Deszcznie dzięki pomocy Jacka Wójcickiego.
- Jacek pewne rzeczy mi naświetlił i pozwolił pewne tematy zrozumieć. Jesteśmy miastem „robotniczym”. Gdyby przyjechała tutaj osoba z odpowiednim CV, podejrzewam, że nie znalazłaby tu pracy. Są tu firmy, które są za małe, albo boją się przyjąć kogoś dobrego. Jeżeli nie będziemy budowali kadr samemu, nie będziemy tworzyli młodych firm wiedzących na czym polega wolny rynek, dalej będziemy stali w miejscu. To, co zaskoczyło mnie najbardziej to sformułowanie Jacka, który powiedział, że Gorzów nie może być dalej „dawcą organów” dla większych miast. Wydaje mi się, że to trafnie opisuje sytuację, w której się znajdujemy. Koledzy nie wracają tu ze studiów, bo jak twierdzą, nie mają do czego. Jeśli nie będzie jakiś inicjatyw i jeśli nie zaczniemy rozmawiać o tym jak zatrzymać tutaj młodych ludzi, to w Gorzowie będzie… - urywa kręcąc głową Maciej.
Spotkanie młodych przedsiębiorców odbędzie się 21 stycznia o godzinie 11:30 w budynku Urzędu Gminy Deszczno. Filip Praski