Wiadomości

Pasjonaci ratujący życie

27 grudnia 2011, 11:03
(fot. archiwum prywatne)
Od marca 2005 roku działa w naszym mieście Grupa Ratownictwa Polskiego Czerwonego Krzyża. Z początku formacja składała się głównie z licealistów zbierających dodatkowe punkty za wolontariat do egzaminów na studia. Obecnie jest to profesjonalna grupa fachowców zajmujących się na co dzień ratownictwem.
Grupa wystartowała dzięki dwóm zapaleńcom, których już nie ma w jej szeregach. - Jeden z nich poszedł na studia medyczne, a drugi ukończył szkołę, został ratownikiem medycznym i wyjechał z Gorzowa. Ja jestem w grupie od początku. Zostałam zaproszona przez ucznia, który poprosił mnie żebym przyszła wesprzeć działania grupy jako osoba dorosła. Zgodziłam się pod warunkiem, że będę tylko do pomocy. Zostałam, spodobało mi się i teraz tę grupę prowadzę. Nie przypuszczałam sześć lat temu, że wszystko się w taki sposób rozwinie i że w takim kierunku to pójdzie. Młodzież dostawała punkty za wolontariat, które przy zdawaniu na studia były dodatkowo honorowane. To były głównie osoby z profili biologiczno-chemicznych. Większość członków trafiła na uczelnie medyczne i po to uczestnictwo i zabawa w grupie Polskiego Czerwonego Krzyża była im potrzebna - mówi Iwona Ratuszniak, prywatnie magister pielęgniarstwa.

Fachowo i rodzinnie

Członkami zespołu są wolontariusze. Działają pod egidą stowarzyszenia PCK, a więc pracują zupełnie za darmo. To, co uda im się zarobić na zabezpieczaniu imprez idzie na utrzymanie grupy. - Powstaliśmy jako organizacja dla młodych ludzi. Pierwszymi członkami w większości byli uczniowie liceów. Później grupa przetworzyła się i zaczęli do niej dochodzić ludzie, którzy mają zawodowy kontakt z ratownictwem. W tej chwili skupiamy ratowników medycznych, pielęgniarki, sanitariuszy z gorzowskiego szpitala i kierowców karetek. Zupełnie nieoczekiwanie przeistoczyliśmy się w poważną formację, która skupia fachowców na co dzień trudniących się ratownictwem - objaśnia pani Iwona.

Co ciekawe, w zespole gorzowskiego PCK panuje rodzinna atmosfera. Nie tylko w przenośni: - Mój mąż jest kierowcą karetki i ratownikiem medycznym. Działamy razem i dlatego jedno na drugie nie denerwuje się, że trzeba zostawić dom i iść tutaj. Jest też ojciec z córką, brat z siostrą i drugie małżeństwo - relacjonuje prowadząca grupę.

Bohaterowie naszego artykułu zajmują się głównie pokazami z zakresu ratownictwa i pierwszej pomocy, zabezpieczaniem imprez masowych na terenie miasta i okolic oraz szkoleniami z zakresu udzielania pierwszej pomocy. - Współpracujemy mocno z Państwową Strażą Pożarną, jednostkami OSP z okolicznych gmin, przede wszystkim w zakresie ćwiczeń. Razem z nimi pomagamy organizować i uczestniczymy w ćwiczeniach z zakresu ratownictwa - dodaje Iwona Ratuszniak.

Przyjaciele i darczyńcy

Działalność gorzowskiej grupy jest mocno uzależniona od łaski darczyńców. Bardzo pomocny jest Ośrodek Sportu i Rekreacji. Ratownicy mają z instytucją podpisane porozumienie i zabezpieczają imprezy masowe organizowane przez OSiR. Jest to odpłatne, ale całość zarobionych funduszy idzie na działalność grupy. Warto dodać, że w garażu OSiR-u zespół PCK może przechowywać swoją karetkę i część sprzętu.

- Ambulans, który posiadamy odzyskaliśmy z byłej Wojewódzkiej Kolumny Transportu Sanitarnego. Gdy wszedł syndyk i została ogłoszona upadłość udało nam się pojazd stamtąd wydobyć. Było to możliwe tylko dlatego, że w latach dziewięćdziesiątych ambulans został podarowany Kolumnie jako nowy wóz przez niemiecki Czerwony Krzyż z zastrzeżeniem, że gdyby w przyszłości karetka miała zmieniać właściciela musi trafić z powrotem do Czerwonego Krzyża. Tym sposobem wydobyliśmy ten ambulans po dużych trudach. Odnaleźliśmy stare umowy i wygrzebaliśmy odpowiednią klauzulę - wyjaśnia Marek Ratuszniak, na co dzień kierujący ambulansem gorzowskiego szpitala, z wykształcenia ratownik medyczny.

Innym znaczącym przyjacielem grupy jest firma SEBN Bordnetze. W grudniu 2009 roku ratownicy dostali od niej darowiznę w postaci 40 tysięcy złotych. - To dla nas ogromna kwota, dzięki której mogliśmy się doposażyć, umundurować się,  dokupić niezbędny do działań sprzęt i wyremontować karetkę. Okoliczne gminy również z nami współpracują. Dla przykładu w gminie Deszczno zawsze zabezpieczamy Święto Pieczonego Kurczaka i KAC. W gminie Kłodawa czy Starostwie Powiatowym również zabezpieczamy imprezy. Jesteśmy też na meczach koszykówki kobiet i siatkówki. Pomaga nam również Henryk Kopaczel, dyrektor banku PEKAO w Gorzowie, kierownik biura zarządu rejonowego - pani Halina Stanicka-Fechner i pani wiceprezes Zarządu Rejonowego PCK w Gorzowie Zofia Turko - wylicza Iwona Ratuszniak.

- Przydałoby się nam więcej pomocy z Urzędu Miasta. Przecież głównie działamy na rzecz mieszkańców Gorzowa: robimy pokazy, szkolimy dzieci w przedszkolach i szkołach, młodzież i dorosłych. Te działania prowadzimy nieodpłatnie - mówi pan Marek.

Zielona Góra robi im „pod górkę”

W Polsce jest opracowany system ratownictwa PCK. Gorzowianie jak tłumaczą są jego maleńkim członem. Jeśli chodzi o grupy ratownictwa PCK w zachodniej Polsce, to nie ma ich ani w Szczecinie, ani w Zielonej Górze, ani w Poznaniu.

- Na obszar północno-zachodni jesteśmy jedyną taką grupą PCK. Tu jest zarząd rejonowy PCK, z kolei okręg znajduje się w Zielonej Górze. Przy zarządzie rejonowym tworzymy grupę ratownictwa PCK. Należy zaznaczyć, że gorzowsko-zielonogórskie antagonizmy nie omijają również nas - zdradza pani Iwona.

Jej mąż objaśnia sprawę: - Zarząd Okręgowy jest w Zielonej Górze, a my tutaj. Musimy z nimi współżyć, bo nie mamy wyjścia. Ale niestety robią nam oni często „pod górkę”.
Do konta PCK, na które są wpłacane pieniądze ma jedynie dostęp Zarząd Okręgowy. Gdy kupujemy coś na grupę musimy robić to na faktury płatne przelewami. Nie raz faktury były płacone nieterminowo. Przez takie działania to my tracimy twarz na gorzowskim podwórku. Wiemy, że zarobiliśmy pieniądze i możemy je jakoś spożytkować, a przelewy idą z opóźnieniem. Procedura w PCK jest taka, że pieniądze za zabezpieczenie imprez trafiają najpierw do Zielonej Góry. Wydobycie ich stamtąd jest kłopotem i problemem - wyjaśnia Marek Ratuszniak.

Nie muszą, a chcą

- Ludzie nie chcą nam wierzyć, że pracujemy za darmo. Gdy słyszą, że robimy to bezpłatnie pukają się w głowę. „Uczyłaś się tyle lat i robisz coś za darmo?” - pytają mnie znajomi. A my po prostu chcemy to robić - mówią kierujący grupą ratowników PCK.

Państwo Ratuszniak chcieliby zachęcić kolejne osoby do przyłączenia się do grupy. Jak tłumaczą, świeża krew w zespole powoduje chęć do działania wśród starych członków. By zostać członkiem formacji trzeba mieć ukończone 18 lat. Kandydat musi posiadać szkolenie z zakresu kwalifikowanej pierwszej pomocy. To kurs trwający 66 godzin, kończący się egzaminem państwowym. - Osoby bez takiego przygotowania także mogą z nami współpracować, będąc kandydatami. Jeżeli sprawdzą się jest możliwość wysłania ich na kurs i egzamin organizowany przez PCK - wyjaśnia I. Ratuszniak.

Ratownicy poszukują też kolejnych darczyńców, którzy będą w stanie ich wesprzeć. Palącą potrzebą są samojezdne nosze do karetki i fotelik kardiologiczny. Używane nosze kosztują ok. cztery tysiące złotych. - W zamian możemy na naszej karetce umieścić reklamy darczyńców. Również na naszych mundurach możemy nosić naszywki z nazwą pomagającej nam firmy - dodaje pan Marek.

- Jak udaje się państwu pogodzić pracę zawodową z tak poważną pasją? - pytam. Małżeństwo odpowiada, że poświęca swój prywatny czas kosztem domu i rodziny. Ale jest z tego satysfakcja. - Ludzie, którzy są zatrudnieni w szpitalu pracują na zmiany. Gdy mamy zabezpieczenie imprezy, ci którzy nie pracują przychodzą na zabezpieczenie. Czasami zamieniają się na dyżury. Nie raz zdarzało się, że przychodziłem rano o 7 z dyżuru w szpitalu. Wskakiwałem do naszej karetki, jechaliśmy na zabezpieczenie i byliśmy tam do 22 - wspomina kierowca ambulansu.

Pani Iwona wtóruje małżonkowi: - Szukamy ludzi, którzy nie muszą, a chcą. Nigdy nie zdarzyło się, że nie było kogo posłać na zabezpieczenie imprezy. Albo się ktoś zamieni na dyżur, albo zabezpieczamy na zmiany. Czasami warto odpuścić pieniądz dla satysfakcji. Prywatnie uważam, że ile dam komuś, tyle do mnie wróci w życiu w innej formie.

Filip Praski

Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości