30 rocznica stanu wojennego. Groza i siermiężne życie
13 grudnia 2011,
10:27
Wojciech Jaruzelski 13 grudnia 1981 roku ogłosił wprowadzenie w Polsce stanu wojennego (fot. http://tajemnice.waw.pl)
Dziś mija okrągłe 30 lat od ogłoszenia stanu wojennego w Polsce. Postanowiliśmy przybliżyć naszym młodszym czytelnikom przebieg tego burzliwego czasu w naszym mieście. Opowiedział nam o tym dr Dariusz Rymar, dyrektor Archiwum Państwowego w Gorzowie.
W marcu 1982 roku Minister Spraw Wewnętrznych Czesław Kiszczak spotkał się ze swoim odpowiednikiem z NRD i wymienił mu osiem ośrodków, w których wprowadzenie stanu wojennego było problemem, m.in. Gdańsk - kolebkę Solidarności, Wrocław, Warszawę i właśnie Gorzów.
Na tę ocenę wpłynęły wydarzenia, do których doszło w jednej z hal przy ulicy Przemysłowej. Chodzi o likwidację strajku w Zakładach Mechanicznych Ursus. Dziś w sensie formalnym zakłady te nie istnieją, a i w sensie fizycznym niewiele z nich pozostało. Strajk miał miejsce w hali, która akurat ostała się po dziś dzień. - Strajk wybuchł we wtorek 15 grudnia. Nad ranem w środę przy pomocy sił milicyjno-wojskowych strajk został spacyfikowany. Czynność tę wykonano w sposób bardzo brutalny. Czołg wyważył bramę do hali, ponieważ protestujący nie chcieli z niej wyjść. Milicja użyła gazu, zmuszając ludzi do wybiegania z hali. Następnie większość z pracowników dostawała się między szpaler milicjantów, czyli „ścieżkę zdrowia”. Robotnicy byli bici pałkami zupełnie bez potrzeby. Był to bardzo dramatyczny epizod w stanie wojennym - mówi Dariusz Rymar.
Dziesięć osób za organizowanie strajku odpowiadało przed sądami. Szef strajku Tadeusz Kołodziejski dostał w dwóch wyrokach osiem lat pozbawienia wolności za strajk nie trwający nawet 24 godzin. Uściślając pięć lat odsiadki przyznano mu za sam strajk, a trzy za napisanie apelu do milicji, by nie interweniowała przeciwko strajkującym. Nawet jak na tamte czasy był to drakoński wyrok w skali całego kraju. Miało to odstraszać innych, potencjalnych opozycjonistów.
Strajki po ogłoszeniu stanu wojennego odbyły się w kilku zakładach. Największy był w Zakładach Włókien Chemicznych Stilon. - Tam strajkowało najwięcej osób, a strajk trwał najdłużej. Rano w poniedziałek 14 grudnia wybuchł strajk i trwał przez trzy dni. Zakończył się w środę, podobnie jak w innych przedsiębiorstwach, m.in. w Silwanie. Ostatnie strajki wygasły na skutek grozy płynącej z Ursusa. Wieści rozeszły się bowiem bardzo szybko. Ta brutalna ingerencja odniosła więc zamierzony przez władze skutek. Strajkujący do 16 grudnia skapitulowali. Było trochę tak, jak pod Westerplatte w 1939 roku. Póki opór miał sens Westerplatte się broniło, ale gdy żołnierze uznali, że przeciwnik jest wokół i sytuacja prowadzi do śmierci wielu ludzi poddali się. Determinacja władz była tak duża, by siłą zdławić opór, że nie miało to większego sensu. Proszę pamiętać, że 16 grudnia to też strzelanina w Kopalni Wujek, gdzie polała się krew - dodaje dr Rymar.
Po 13 grudnia 1981 roku pojawiło się wiele utrudnień życia codziennego. Wszystko zmieniło się diametralnie. Obowiązywała godzina milicyjna, zamykano kina, teatry, zniknęła większość gazet. Tyczyło się to nie tylko gazet solidarnościowych, ale również tych oficjalnych, partyjnych, poza nielicznymi tytułami jak np. Trybuna Ludu. Ta ostatnia zresztą ukazywała się w okrojonej formie, ponieważ w redakcjach zajęto się usuwaniem niewygodnych dziennikarzy. Potrzeba było czasu, by na nowo skompletować zespoły, które są w stanie zapełnić strony treścią. Telewizja z dwóch ograniczyła się do jednego kanału. Na początku funkcjonował jeden program radiowy, gdzie wcześniej dostępne były cztery. Spikerzy prowadzili audycje radiowe w mundurach wojskowych.
W początkowym okresie stanu wojennego na przemieszczanie się z jednej miejscowości do drugiej trzeba było mieć zgodę z milicji. Bez specjalnej przepustki nie można było nigdzie jechać.
Władze mówiły, że wprowadzają stan wojenny, by ukrócić anarchię. - Było to oficjalne uzasadnienie. Druga połowa 1981 roku to puste półki. Wprowadzenie stanu wojennego miało wprowadzić normalność. Jednak przez całe lata osiemdziesiąte brakowało różnych rzeczy, np. podstawowych artykułów, jak ser czy mięso. Życie codzienne było bardzo siermiężne. Władze stawiały sobie za cel poprawę sytuacji gospodarczej, ale zrealizowały to w ograniczonym zakresie. Problemy z zaopatrzeniem trwały bowiem do 1989 roku - zakończył dyrektor Archiwum Państwowego w Gorzowie.