Już pierwsza kwarta zakończona wynikiem 16–12 pokazała, w jakim kierunku pójdzie to spotkanie. Gorzów grał uważnie w obronie, nie dawał rywalkom łatwych punktów i skutecznie wykorzystywał przewagę fizyczną pod koszem. Polonia miała problemy z płynnością w ataku pozycyjnym, a każda strata była natychmiast karana.
W drugiej kwarcie przewaga gospodarzy zaczęła rosnąć wyraźniej. Wygrana 22–11 i wynik 38–23 do przerwy ustawiły mecz. Gorzowianki lepiej zbierały, częściej wymuszały faule i regularnie punktowały z linii rzutów wolnych.
Jeśli ktoś liczył na powrót Polonii po przerwie, trzecia kwarta brutalnie zweryfikowała te nadzieje. Gorzów wygrał ją 27–17, powiększając prowadzenie do 65–40. To był fragment gry, w którym różnica jakości była najbardziej widoczna.
Świetnie funkcjonowała gra pod koszem, a przewaga w zbiórkach i drugich szansach całkowicie odebrała warszawiankom możliwość złapania rytmu. Polonia próbowała rzutów z dystansu, ale skuteczność była po jej stronie jednym z największych problemów tego wieczoru.
Czwarta kwarta była już formalnością. Gorzów nie musiał forsować tempa, kontrolował wynik i pozwolił sobie na szerszą rotację. Ostatecznie Polonia wygrała tę część 16–14, ale nie miało to żadnego wpływu na losy spotkania. Końcowy wynik 79–56 dobrze oddaje różnicę między zespołami.
Na parkiecie wyróżniały się przede wszystkim Rebeka Mikulašíková i Courtney Hurt – obie zdobyły po 17 punktów, dominując w strefie podkoszowej i skutecznie wykorzystując swoje warunki fizyczne. Magdalena Szymkiewicz dołożyła 15 punktów, dobrze prowadząc grę, a Klaudia Gertchen dorzuciła 10 oczek i solidną pracę w obronie.
Gorzów wygrał m.in. zbiórki 47–36, miał najwyższe prowadzenie +30 i popełnił mniej kluczowych błędów w momentach, gdy mecz mógł się jeszcze „rozhuśtać”.
Ten mecz był pierwszym występem Charismy Osborne w barwach gorzowskiego AZS-u i trudno mówić o falstarcie. Amerykanka spędziła na parkiecie 22 minuty i 40 sekund, zdobyła 11 punktów, trafiła 5 z 5 rzutów wolnych, dołożyła 4 asysty i 2 przechwyty.
Nie forsowała gry, czytała parkiet, szukała koleżanek i dobrze odnajdywała się w systemie zespołu. Było widać, że to nie jest zawodniczka, która musi mieć piłkę w każdej akcji, ale taka, która potrafi przyspieszyć grę, gdy jest taka potrzeba. Debiut bez fajerwerków, ale z bardzo solidnym fundamentem pod kolejne mecze.
Po meczu głos zabrała Klaudia Gertchen, która zdobyła 10 punktów i podkreślała, że spokojny przebieg spotkania był zespołowi bardzo potrzebny. – Dobrze, że ten mecz był pod kontrolą, bo zaraz gramy kolejny. Od początku kontrolowałyśmy tempo i to było widać na boisku – mówiła zawodniczka gorzowskiego AZS-u. Jak dodała, zarówno atak, jak i obrona funkcjonowały tak, jak powinny. – Cieszy mnie, że wygrałyśmy aż tak wysoko. Ważna była dominacja i kontrola w strefie podkoszowej. Przewagę wzrostu było widać gołym okiem. Gertchen zwróciła też uwagę na grę liderek zespołu. – Courtney Hurt i Rebeka Mikulašíková zrobiły bardzo dobrą robotę, ale tak naprawdę cały zespół dołożył swoje.