Wiadomości

Podstawa to świadek zdarzenia

16 listopada 2011, 12:38
Zaśnieżone ulice mogą być niebezpieczne. Szczególnie dla
osób starszych (fot. Bartosz Zakrzewski)
Dziurawe chodniki i ulice spotkać można na każdym osiedlu czy dzielnicy. Miasta, powiaty oraz gminy nie mają pieniędzy by je łatać i modernizować, więc ubezpieczają się na wypadek gdyby komuś coś się przykrego. Wkrótce dojdzie kwestia odśnieżania i sypania piachu z solą.
Wielu ludzi jednak nie wie, że jeśli wyrządzą sobie krzywdę na publicznym chodniku, to mogą dochodzić odszkodowania. Nawet w przypadku złamanego palca. Wybrzuszenia, wybrakowane płyty czy dziury to norma. W dodatku przyszła jesień, będzie padał deszcz powodujący kałuże, zaraz zaczną się przymrozki i na chodnikach będzie ślisko. Kto odpowiada za to by było na nich bezpiecznie? Właściciel, a więc miasto lub spółdzielnia mieszkaniowa.

Świadek to podstawa

- Problem jest jeden - mówi Michał Andrusyszyn z Gorzowskiego Centrum Odszkodowań: - Człowiek upada i łamie sobie przykładowo rękę. Ból jest straszny, ofiara pierwsze co robi to  jedzie do szpitala w celu opatrzenia i ulżenia w bólu. Natomiast później okazuje się, że z odzyskaniem zadośćuczynienia jest problem. Towarzystwo ubezpieczeniowe pyta gdzie to się stało, kiedy i najważniejsze - kto to widział. Jeśli nie ma świadków, to jest po sprawie. Zawsze powtarzam klientom, że jeśli upadłeś i coś się stało trzeba dzwonić po karetkę, jeżeli nie ma potrzeby wzywania karetki, a udajesz się do lekarza przykładowo taksówką, to weź numer telefonu i dane kierowcy, który zabrał cię z miejsca zdarzenia. Jeśli jest podejrzenie głębszego uszczerbku na zdrowiu karetka musi po nas przyjechać. Wówczas obecność służb medycznych jest dowodem na to, że krzywda stała nam się na publicznym chodniku, a nie na przykład w domowym zaciszu. Jeśli bowiem stanie nam się coś w domu nikt nam za to pieniędzy nie wypłaci - tłumaczy prawnik.

Andrusyszyn zna przypadek, gdy człowiek idąc chodnikiem potknął się o wystającą płytę chodnikową i upadł tak niefortunnie, że wyskoczyła mu kość z barku. Takie sytuacje to odszkodowanie rzędu 15 do 30 tysięcy złotych. Ale jeśli nie ma karetki i świadka nie jesteśmy w stanie potwierdzić gdzie nam się stała krzywda. Jeśli ktoś widział nasz wypadek lub nam pomagał bezpośrednio po nim, weźmy kontakt do tej osoby, żeby w przyszłości zaświadczyła, że widziała całe zdarzenie.

Rola świadka zazwyczaj ogranicza się  do napisania oświadczenia. Jeśli ubezpieczalnia nie chce wypłacić pieniędzy poszkodowanemu sprawa może trafić do sądu. Wówczas od sędziego zależy czy świadek będzie wezwany przed jego oblicze.

Po wypadku trzeba się więc zabezpieczyć i zebrać dowody. Zaczynamy od robienia zdjęć, wszak większość z nas ma aparat w telefonie. Najlepiej wykonać kilka zdjęć z bliska i z daleka. - Musimy pamiętać, by zabezpieczyć dowody. To leży w naszej gestii. Z samochodami jest inna sprawa, bo policja na wezwanie musi przyjechać i wszystko idzie do protokołu. Do osoby, która wywróciła się na ulicy policja nie przyjedzie. Często nawet nie chce przybyć karetka. Jeśli jednak zdarzy się coś naprawdę poważnego należy ją wezwać.
Z kolei gdy szkoda umożliwia nam poruszanie się trzeba łapać kontakt ze świadkami i robić zdjęcia z miejsca wypadku - mówi prawnik Gorzowskiego Centrum Odszkodowań.

Z dala od malin

Czy musimy być ubezpieczeni, żeby dochodzić odszkodowania? Nie. Za nasz ewentualny wypadek na chodniku odpowiada jego właściciel. Likwidujemy więc szkodę z jego ubezpieczenia. Ubezpieczalnie często szukają kruczków prawnych, które pozwolą uciec im od wypłacania odszkodowania. Zdarza się, że ludzie, którzy próbują na własną rękę dochodzić swoich praw są kolokwialnie mówiąc „wpuszczani w maliny”. Następuje podkładanie dziwnych dokumentów i oświadczeń. Ludzie nie wiedzą co podpisują, nie czytają pism, ufają urzędnikom, pracownikom towarzystw, bo pan czy pani jest miły i sympatyczny. Później okazuje się, że człowiek ten robił wszystko by nas pozbawić należnego nam odszkodowania, z uśmiechem na twarzy i przy kawie - ostrzega Andrusyszyn.  
    
Swoich praw można dochodzić z pomocą takich jednostek, jak Gorzowskie Centrum Odszkodowań. - Gdy ktoś zgłasza się do nas przygotowujemy jego dokumentację, tak by towarzystwo ubezpieczeniowe nie zaskoczyło nas na żadnym etapie. Tak przygotowana dokumentacja pozwala nam szybko i sprawnie zlikwidować szkodę i uzyskać dla poszkodowanego zacne pieniądze. Jeśli nie uda się to na etapie negocjacji idziemy do sądu. Ale jeśli mamy przygotowane papiery i zebrane dowody to nie ma z tym żadnego problemu - kończy prawnik.

Filip Praski

Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości