Tomasz Malewicz, wiceprezes stowarzyszenia Sztuka Miasta przed budynkiem Centrali (fot. Bartosz Zakrzewski)
Przedstawicielom stowarzyszenia Sztuka Miasta coraz ciężej współpracuje się z magistrackimi urzędnikami. W ostatnim czasie musieli oni opuścić Centralę - miejsce spotkań niezależnych artystów, w którym organizowano ciekawe kulturalne inicjatywy.
O Centrali pisaliśmy 5 października w 30 numerze naszej gazety. Tomasz Malewicz opiekujący się obiektem opowiadał o jego zaletach, niecodziennym uroku, ciekawej lokalizacji i planach na przyszłość. Niestety, to swoiste centrum kultury niezależnej okazało się tworem efemerycznym. Jeszcze w październiku Malewicz otrzymał od Urzędu Miasta pismo, które na dobrą sprawę zakończyło działalność Centrali.
Mentalność psa ogrodnika
- Musieliśmy wyprowadzić się natychmiast, ponieważ miasto nie przedłużyło nam umowy. W piśmie, które dostałem było napisane, że obiekt jest przeznaczony do wyburzenia. Wszyscy jednak wiemy, że stanie się to za rok, dwa lub siedem. A może budynek w ogóle nie zostanie wyburzony, ponieważ miasta nie stać na tak podstawowe rzeczy jak remont przejścia podziemnego. Inna sprawa, że trzeba takie perełki chronić, a nie wyburzać. To ścisłe centrum miasta, zabudowa postindustrialna. Od Roberta Piotrowskiego dowiedzieliśmy się, że niegdyś znajdowała się tam fabryka powozów. Jest to ciekawy budynek, świetny akustycznie do małych koncertów, znakomicie położony. Rozumiem, że budżet cierpi na duże luki, ale wydaje mi się, że zadziałała teraz mentalność psa ogrodnika i budynek dalej będzie pustostanem. Równie dobrze moglibyśmy z niego korzystać - mówi wiceprezes Sztuki Miasta i zapowiada, że jeśli kiedyś wygra w totolotka, to z przyjemnością od miasta obiekt wykupi.
Fakt korzystania z Centrali przez młodych artystów nie kosztował miasta ani grosza. Wszelkie opłaty były pokrywane przez stowarzyszenie dzięki zrzutkom i zbiórkom wśród członków i ludzi, którzy korzystali z obiektu.
Stowarzyszenie podkreśla też, że budynek jest w dobrym stanie technicznym. - Mało tego, gdyby był w złym stanie dwa lata temu nie inwestowaliby w budowę węzła gazowego - dorzuca Paweł Kurtyka, prezes Sztuki Miasta.
- Przez cały pion pociągnięte są nowe rury, a w piwnicy jest kotłownia, węzeł cieplny dla kilku okolicznych budynków. W momencie wyburzenia będą musieli budować to wszystko od nowa. Absurd - wtóruje koledze Malewicz.
Były opiekun Centrali z przedstawicielami miasta spotkał się w cztery oczy: - Nieoficjalnym argumentem było to, że miasto obawia się, że w budynku przy Jagiełły się „zagnieździmy”, a oni chcą go rozebrać.
Paweł Kurtyka uważa, że jeśli dojdzie do rozbiórki, to w samym centrum miasta zostanie dziura w ziemi zarośnięta chwastami. - Kolejne poletko lebiody, takie jak jest teraz na Dolinkach. Ogrodzili całą filharmonię płotem i nie można tam nic zrobić.
Artystyczna partyzantka po gorzowsku
Tomasz Malewicz z żalem przyznaje, że miasto spycha niezależnych twórców do partyzantki i działań podziemnych. Sztuka Miasta będzie działać dalej kulturalnie, ale ich inicjatywy staną się dostępne dla bardzo wąskiej grupy ludzi: - Chcieliśmy robić coś dla wszystkich. Damy sobie jednak radę, ale na tej sytuacji traci miasto, jego wizerunek i gorzowska kultura. Stworzyliśmy ofertę, która uzupełniała to, co proponuje z jednej strony filharmonia, a z drugiej dyskoteki na bulwarze. Myślę, że przez dwa miesiące istnienia Centrali była to najprężniej działająca placówka kulturalna. Nie boję się tego stwierdzić, ponieważ jako dziennikarz telewizyjny zajmujący się kulturą bywam na wszystkich wydarzeniach kulturalnych i obserwuję działania wszystkich instytucji.
Ewa Piekarz, wiceprezydent miasta podkreśla, że Sztuka Miasta uzyskała krótkotrwałą umowę na czas określony na zorganizowanie jednej imprezy w budynku przy Jagiełły: - Po zakończeniu tego działania miała oddać nieruchomość do dyspozycji miasta, reprezentowanego przez ZGM. Stowarzyszenie po organizacji imprezy, zresztą bardzo udanej i porządnie przeprowadzonej, niestety nie zachowało się jak solidny partner i nie wydało nieruchomości. W międzyczasie złożyło wniosek o przedłużenie umowy najmu. To z samej nazwy jest nieprawidłowe, ponieważ umowa najmu zawarta była wcześniej na czas określony. Prezydent odmówił zawarcia kolejnej umowy, ponieważ od trzech lat prowadzimy politykę wyprowadzania najemców z tej nieruchomości. A więc dla wszystkich, którzy mieli tam siedziby zupełnie niezrozumiany byłby fakt, że jednych wyprowadzamy, a drugich wprowadzamy jako najemców. Ponadto przygotowujemy się do wyburzenia tego obiektu. Absurdalnym byłoby sytuowanie tam siedziby kogokolwiek, skoro mamy inne plany.
Wspomniane plany są realizowane małymi krokami od trzech lat. Jak tłumaczą urzędnicy, zmiana koncepcji byłaby bardzo krzywdząca dla osób, które miały umowy najmu w tym obiekcie wcześniej. W tej chwili trwają procedury związane z przygotowaniem dokumentacji do wyburzenia. Ewa Piekarz zapowiada, że być może jeszcze w tym roku była Centrala zostanie wyburzona.
- Znajdziemy sobie miejsce w przysłowiowym garażu lub w prywatnym mieszkaniu i nasze inicjatywy będą dla kilku, kilkunastu osób. Centrala działała bez żadnego udziału gotówki. Wszystko polegało na dobrej woli ludzi, którzy to organizowali. Okazuje się, że można. Miasto cierpi na brak kasy, powstaje placówka kulturalna, która działa za darmo, co jest fenomenem i komuś to po prostu przeszkadza - komentuje „Thomas”.
Wiceprezydent nie rozumie rozżalenia drugiej strony. - Rozmowy z panem Malewiczem prowadziłam ja, a więc znam ich treść. Gdy stowarzyszenie szukało miejsca na rajd rowerowy umawialiśmy się na krótkotrwałą współpracę i uczciwie sygnalizowałam, że nie ma mowy o dłuższym pobycie w tym obiekcie. Tego rodzaju informacje są nieprawdziwe, krzywdzące dla miasta, psujące jego opinię i stawiające w niewiarygodnym świetle przedstawicieli Sztuki Miasta. Nie rozumiem dlaczego tworzy się sztuczne sytuacje świadczące o konflikcie, skoro tak nie jest.
- Powstała zabawna sytuacja, ponieważ miasto pisze teraz strategię kultury, w której zapewne zostaną zawarte wnioski dotyczące wspomagania organizacji artystycznych i niezależnych. My taką właśnie jesteśmy. Jak to wspomaganie wygląda w rzeczywistości pokazuje przykład Centrali. Ta strategia to niepoważna sprawa, kiedy tak się traktuje stowarzyszenia takie jak nasze - krytykuje urzędników Kurtyka.
Fields of lebioda
Sztuka Miasta pragnie zwrócić uwagę na jeszcze jeden, ich zdaniem bardzo istotny, problem. Chodzi o filharmonię, która ogranicza dostęp do Dolinek mieszkańcom okolicznych bloków. - Od lat siedemdziesiątych jeździłem tam jako dziecko na sankach i nartach. W tej chwili wychodzę tam z psami. Jako mieszkaniec osiedla Dolinki spacerując po Dolinkach czuję się jak mieszkaniec getta, które jest odgrodzone płotem od wielkiej kultury. Druga sprawa: jest tam ogromne pole lebiody. Nie wiem komu ona służy i do kogo należy ta plantacja, być może budżet miasta może zostać podreperowany sprzedażą tej lebiody na czarnym rynku. W każdym razie lebioda wraz z płotem szpecą wizerunek okolicy. Dlaczego nie można zlikwidować płotu i ściąć lebiodę? Niech dzieci mają okazję pojeździć na sankach w zimę - wiceprezes stowarzyszenia.
Artyści dziwią się, że filharmonia, która jest wizytówką miasta została zlokalizowana w takim miejscu. Wszak na całym świecie panuje trend, by tereny zielone zachowywać dla mieszkańców: - W naszym mieście jest zupełnie odwrotnie. Puszczono drogę przez Park Kopernika, Park Słowiański i teraz zniszczono trzeci teren zielony, czyli Dolinki. Można tworzyć nowe, ale zostawiajmy stare. Po co to wszystko niszczyć? Trzeba rewitalizować centrum miasta, a nie niszczyć tereny zielone, które służą mieszkańcom od dawien dawna.
- Świetnym pomysłem jest zagospodarowanie zarośniętych terenów, które mają potencjał stania się parkami miejskimi. Trzeba by wówczas stworzyć łąki naturalne. Zaproponowaliśmy to we wnioskach do budżetu. To tanie rozwiązanie - tworzy się łąkę w centrum miasta. Tego typu pomysły kosztują kilkadziesiąt tysięcy złotych, a nie kilka milionów - zauważa Paweł Kurtyka.