• Dziś /-1°
  • Jutro /-1°
Wiadomości

Gorzów: Tu pociąg przyjeżdża, kiedy akurat ma ochotę

5 września 2024, 20:25, Marcin Kluwak
Gorzów Wielkopolski – miasto, które stawia na nowoczesność, innowacje i… dwie wiaty oraz dwa śmietniki. No bo przecież, po co nam piękne, rozbudowane centrum przesiadkowe, skoro i tak z Gorzowa koleją wyjechać tak samo trudno, jak tu dojechać? Ot, paradoks, który lokalnym włodarzom zdaje się nie przeszkadzać. Zresztą, z PKS-em jest podobnie. Gdyby nie zielone autobusy FlixBusa, to na te autobusowe „szlaki” do i z Gorzowa wystarczyłby nam chyba rower i kompas. Jak się zgubić, to przynajmniej w dobrym stylu!

Życie w Gorzowie to czekanie na pociąg, który albo przyjedzie, albo nie. I nikt nie wie, kiedy to się zmieni. Ale mamy dwie wiaty i śmietniki – a to już coś, prawda? Teraz pozostaje nam tylko modlić się, by te wiaty nie zaczęły znikać, jak pociągi.

Zatoczka na miarę naszych czasów

Teraz tak: zdaję sobie sprawę, że te wspomniane dwie wiaty i dwa śmietniki to tylko część większego projektu pod nazwą „Okrojona wersja prawdziwego centrum przesiadkowego”. Podobno trzeba było wykorzystać unijne fundusze, bo inaczej by przepadły. Ale, drodzy moi, ileż to razy w Polsce powstały dzieła na miarę „kompromisu”? Więc i my w Gorzowie mamy „centrum”, które niczym się nie różni od tego, co mieliśmy przez ostatnie kilka miesięcy – na starym parkingu PKP Cargo.

Ale jest nadzieja! Kiedy ta powiększona zatoczka autobusowa w końcu zostanie oddana do użytku, to może wróci do swojej dawnej funkcji parkingowej. Bo obecnie miejsca parkingowe wokół dworca są jak złoto w Klondike – rzadkie, cenne, a o darmowych to już w ogóle można zapomnieć! Nie mówiąc o jakimś „park & ride”, gdzie moglibyśmy zostawić samochód i poruszać się po mieście komunikacją publiczną. Marzenia!

Ale wróćmy do kolei. Oto nasz Urząd Marszałkowski, który posiada magiczne 3,6% udziałów w spółce POLREGIO, znów zażądał wyjaśnień w sprawie odwołanych pociągów. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa! W tym tygodniu (no dobra, pewnie w każdym tygodniu, ale akurat ten jest wyjątkowy) liczba odwołanych połączeń osiągnęła zenit: 21 odwołań całościowych, 18 częściowych – to bilans tylko z jednego dnia! Aż chciałoby się powiedzieć, że liczby te to chyba jakieś żarty z programu kabaretowego, ale niestety, to gorzka rzeczywistość lubuskich torów.

Urzędnicy są oburzeni – i słusznie! W oświadczeniu grzmią: "Nie akceptujemy takiego podejścia do czasu i pieniędzy Lubuszan". I tu pojawia się pytanie za sto punktów: ile razy już tak grzmieli? Ile razy żądano wyjaśnień, nakładano kary, a co z tego wyszło? Nic. Pociągi jak stały, tak stoją. Albo ich w ogóle nie ma.

Kto tam rządzi, do cholery?

Pytanie, które mnie trapi: co takiego musi się wydarzyć, żeby nasze województwo sprzedało te śmieszne 3,6% udziałów i założyło własną spółkę kolejową? Albo, co byłoby nawet lepsze, dogadało się z którymś z już istniejących przewoźników? Przecież obok mamy Koleje Wielkopolskie czy Dolnośląskie, które radzą sobie świetnie! Tam pociągi jeżdżą, ludzi dowożą i jakoś nikt nie rozważa przesiadania się na konia czy hulajnogę, jak to czasem wydaje się być jedynym rozwiązaniem w naszych stronach.

Tymczasem Polregio bije się w piersi, obiecuje programy naprawcze, politycy straszą zerwaniem umów, a na końcu zostaje pasażer.  Ludzie stoją na peronach, przestępując z nogi na nogę, a w głowie rodzi się jedno pytanie: „Czy ktoś w ogóle wie, że tu jesteśmy?” Mówi się, że jeśli chcesz zapytać o pociągi w kasach w Gorzowie, lepiej się zastanów dwa razy. Kasjerki tam są na tyle przewrażliwione, że można odnieść wrażenie, iż „trzeba podejść z kijem, a najlepiej z całą tarczą”.

I co dalej?

Pasażer pisze reklamację, przewoźnik przeprasza, wyraża skruchę, obiecuje poprawę. Ile można? Jak długo można to tolerować? Jak długo ten, kto płaci za przewóz, będzie traktowany jak największe zło? 

A my? Marzymy o szybkich, nowoczesnych pociągach, które docierają na czas, o pięknych centrach przesiadkowych, które robią wrażenie. Co dostajemy? Dwie wiaty, opóźnione pociągi i perspektywę, że za kolejne lata niewiele się zmieni. Skoro nie mamy jak się przesiąść ani gdzie dojechać, to te dwie nieszczęsne wiaty mogą stać się jedynie miejscem, gdzie można posiedzieć i pomarzyć o lepszej komunikacyjnej przyszłości.

Bo w końcu, kto bogatemu zabroni? A raczej: kto zabroni nam marzyć?


Podziel się

Komentarze

Zobacz także

Imprezy


Pozostałe wiadomości