• Dziś /-1°
  • Jutro /-1°
Wiadomości

Mateusz Krzyżanowski: Do tej ligi trzeba podchodzić z pokorą

19 października 2011, 15:20
fot. Marcin Szarejko
O ostatnim sezonie zakończonym spadkiem z PGNiG Ekstraklasy, fatalnym początku obecnego sezonu i nadziejach na przyszłość rozmawialiśmy z zawodnikiem GSPR Gorzów Mateuszem Krzyżanowskim.

- Mateusz, wracasz myślami do zeszłego sezonu?

Myślę czasami o tym, że gdyby nie te problemy finansowe, które dotknęły nasz klub, to była na tyle mocna ekipa, że powinniśmy się utrzymać. Może nie obyłoby się bez ostrej walki o to, ale to było na pewno w naszym zasięgu.

- Problemy finansowe to jeden z powodów, ale nawet wcześniej mieliśmy trudności ze zdobywaniem punktów. Z czego to wynikało?

Wydaje mi się, że graliśmy zbyt małą ilością graczy i to się szybko przełożyło na kontuzje tych podstawowych zawodników. Osoby, które później dostały szansę gry otrzymały ją za późno i nie były w rytmie meczowym. Co ma zrobić osoba, która gra bardzo mało, a później musi wyjść w pierwszej siódemce? Wiadomo, głowa szaleje, każdy chce coś pokazać i z tego też brały się jakieś błędy. My przegraliśmy wiele meczów minimalnie, jedną, góra czterema bramkami, stąd tak mało punktów po pierwszej rundzie, a co było później wszyscy wiemy.

- Po sezonie mówiłeś, że raczej nie zostaniesz w Gorzowie. Co skłoniło Cię jednak do pozostania?

Zostałem w Gorzowie przede wszystkim dlatego, że chcę skończyć studia. Dopiero piątego listopada będę miał obronę pracy magisterskiej, a dla mnie priorytetem teraz jest, żeby oprócz uprawiania sportu zdobyć wykształcenie. Miałem co prawda dwie propozycje z Ekstraklasy i z pierwszej ligi, ale też chciałem pomóc trochę temu zespołowi. Widząc, że jest źle nie chciałem, żeby to się rozsypało. Z tym zespołem byłem od drugiej ligi. Przeżywałem awanse, ale i spadki, nie chciałbym jednak, żeby historia zatoczyła koło i żeby gorzowski zespół znów musiał grać w drugiej lidze.

- Przed tym sezonem patrząc na skład wiedzieliśmy, że lekko nie będzie. Jednak większość, w tym i Wy, myślała chyba, że będziemy gdzieś w środku tabeli. Ten początek Wam jednak mocno nie wyszedł.

Wydaje mi się, że ten balon nad naszym zespołem był chyba za bardzo nadmuchany, bo sparingi graliśmy w zasadzie ze słabszymi rywalami, nie licząc oczywiście Szczecina. Wydaje mi się, że do tej ligi trzeba podchodzić bardziej z pokorą - trener Paweł Kaniowski powtarza zawsze, że nikt nam przed meczem nie da dwóch punktów. To widać, dwa mecze przegrane jedną bramką, gdzie powinniśmy naprawdę wygrać te mecze. Brakuje nam jednak doświadczenia i zespołowości. Na szczęście w Gdańsku pojawiła się iskierka nadziei. Mimo że graliśmy z młodymi zawodnikami z SMS to widać było, że jest tam wielu ciekawych graczy, nam jednak udało się zdobyć dwa jakże cenne dla nas punkty.

- No właśnie, z meczu na mecz widać postęp. Co jednak zadecydowało o niezadowalającym początku? Słaby okres przygotowawczy, czy po prostu ten zespół musiał się, kolokwialnie mówiąc, „dotrzeć” w walce?

Chyba jedno i drugie. Na pewno fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu, ale problemem jest to, że jeszcze nie za bardzo się znamy. Zostało wymienionych zbyt wiele ogniw w tym zespole i przede wszystkim potrzeba nam czasu. Co prawda moim marzeniem jest, żebyśmy zdobyli w pierwszej rundzie około 10 punktów, ale łatwiej na pewno będzie nam się grało w rundzie rewanżowej.

- Kontuzja Krzysztofa Szczęsnego sprawiła, że pełnisz funkcję kapitana. To chyba trudna sytuacja w momencie, gdy zespołowi nie idzie?

Ja tylko zastępuje Krzyśka, bo wiadomo, że to on jest dalej kapitanem. Czekamy aż do nas wróci, bo wiadomo, że jest bardzo mocnym punktem zespołu obok Daniela Janika. Na pewno zespół był trochę podłamany po tych czterech porażkach, ale miejmy nadzieję, że idzie ku lepszemu. W najbliższym meczu musimy pokazać klasę, bo jeśli zdobędziemy dwa punkty rozpoczniemy marsz w górę tabeli, a w przeciwnym razie będzie bardzo ciężko.

- Ten sezon Tobie też nie układał się najlepiej. Coś drgnęło w ostatnim meczu, kiedy zagrałeś na nietypowej dla siebie pozycji.

Nie oszukując się, moja głowa nie zawsze jest na boisku. Czasem za bardzo zaprząta ją ta perspektywa obrony pracy. Staram się jednak zawsze dawać z siebie wszystko. Nie zawsze rzucam wiele bramek, ale czasem odgrywam po prostu do kolegów, bo to też jest ważne. A co do pozycji na której grałem ostatnio, to wynika z tego, że jestem dość uniwersalny. To zarazem moje błogosławieństwo i przekleństwo, że potrafię grać na wielu pozycjach. Dotychczas poza prawym skrzydłem i bramką grałem już wszędzie. Trener widzi mnie teraz na kole. Jeśli będę tam potrzebny to będę się starał jak najlepiej umiem.

Rozmawiał: Radosław Łogusz


Podziel się

Komentarze

Zobacz także

Imprezy


Pozostałe wiadomości