• Dziś 12°/7°
  • Jutro 12°/5°
  • Jakość powietrza (CAQI): 23
Wiadomości

Klątwa towarzysza Gomułki, czyli zostawcie Gorzów Wielkopolski

24 czerwca 2024, 10:30, Robert Trębowicz
Nad Gorzowem przechodzą burze. Jedni powiedzą, że pioruny ściąga wielkopolski „chwast” w nazwie. Drudzy zaś, że to duch Władysława Gomułki zza grobu ciska piorunami w zwolenników zmiany nazwy miasta. Na znak protestu przeciwko zamachowi na nazewniczy relikt przeklepany w czasach PRL-u. Puszka Pandory została otwarta.

Sam jestem ciekaw, czy zwycięży logika, czy sentyment do „wypierdzianej wielkopolskiej kanapy”, jak trafnie padło to na antenie Radia Gorzów. Gdyby ojcowie założyciele grodu nad Wartą, Kłodawką i rzeczką Srebrna roztropnie postawili w 1945 roku na… Lancbork nad Wartą, uniknęlibyśmy prawie że gorzowskiej kontrreformacji na miarę miasteczka Salem. Stosy jeszcze nie płoną, ale miejskie kawki donoszą, że przeciwnicy zmiany ochoczo wykupują chrust oraz zapałki w ostatnich kioskach „RUCH”. 

Do tematu merytorycznie nie wniosę nic wartościowszego, niż powiedział profesor Dariusz Rymar. Jak dla mnie największy lokalny autorytet, pod którego każdym słowem podpisuje się bez zastrzeżeń. Odłóżmy jednak na bok argumenty. Mentalny firewall skutecznie blokuje twórczą dyskusję. Kluczowe są ludzkie emocje. Sentyment, opór przed zmianą. 

Urodziłem się w Gorzowie Wielkopolskim w zamierzchłych czasach PRL, gdy królował towarzysz Edward Gierek. Od wczesnego dzieciństwa był to dla mnie Gorzów. Po prostu Gorzów. Poznań był odległy jak planeta Melmak. Tajemnicze miasto, gdzie z niezrozumiałych dla kilkulatka powodów pociąg do Warszawy „zaczynał jechać do tyłu”. Bliższy był Szczecin. Lepsi lekarze, większe zakupy. Portowe miasto kuszące statkami, które każdego lata mijaliśmy rozklekotanym Jelczem „ogórkiem” w drodze do nadmorskich Międzyzdrojów. Nie wyssałem z mlekiem matki sentymentu do urojonej wielkopolskości. O dziwo, do Pomorza Zachodniego także nie. Ojciec, który przybył tu z tak zwanej „ściany wschodniej”, zawsze powtarzał, że to dawne ziemie niemieckie, co jest ich cywilizacyjnym atutem. Może dlatego, że na wschodzie widział wystarczająco wiele złego, by docenić szanse osiedlenia się w „lepszej cywilizacji”. Pewnie dlatego od dziecka interesowałem się historią miasta Landsberg - Gorzów. Nie tylko tą „okrojoną” do epoki PRL po 1945 roku. 

Z uśmiechem na ustach czytam komentarze co bardziej emocjonalnych przeciwników zmiany, mieszające z błotem tych wszystkich, którzy chcieliby postawić w mieście nad Wartą na nazewniczą normalność. Nie wiem, po ilu głębszych trzeba być, by chociażby wysnuć tezę, iż to „pisowskie mieszanie”. Na trzeźwo raczej nie, zważywszy na zacne nazwiska także polityków Koalicji Obywatelskiej w komitecie, w którym to osobiście nie uczestniczę, aczkolwiek inicjatywę popieram. 

Mam nadzieję, że większość gorzowian, a zwłaszcza młodsze pokolenia, podejdzie do propozycji zmiany nazwy miasta w sposób praktyczny. Nie zaś przez pryzmat post PRL-owskiego sentymentu do „starych kapci”, których za nic nie chcemy schować z widoku pomimo konsternacji na twarzach gości.

Może warto spojrzeć na zagadnienie pozytywniej? Moim zdaniem nikt nie chcę na tym „zarobić”, „zbić kapitału politycznego” (pojawiają się takie spiskowe teorie), a zwyczajnie uporządkować nazwę miasta z myślą o przyszłych pokoleniach. Z mojej strony szacun za odwagę podjęcia trudnego, lecz ważnego tematu. Ponad politycznymi podziałami. Bez chowania głowy w piasek, jak niektórzy radni, by nie stracić paru procent w sondażach. U części zachowawczych wyborców być może coś stracić, ale u bardziej postępowych mieszkańców zyskać, co dziwi tym bardziej w aspekcie ostrożnościowej zachowawczości. 

Gorzów to takie dziwne miasto, gdzie bardziej twórczy ludzie często boją się wychylać. Może przez naszą zachowawczość, opór oraz kompleksy nie rozwijamy się tak dynamicznie, jak chociażby sąsiednia Zielona Góra, której polityczna reprezentacja ogrywa nas jak Austriacy na berlińskim boisku, o Francuzach nawet nie wspominając?


Podziel się

Komentarze

Imprezy


Pozostałe wiadomości