Dziurawe drogi to norma. Do brudnych i pobazgranych przejść podziemnych też zdążyliśmy się przyzwyczaić. Z budynkami bywa różnie, choć jako całokształt nie wypadamy najlepiej. 66-400.pl zastanawia się, czy jest jakiś sposób, by poprawić jakość otaczającej nas infrastruktury?
Cały czas bacznie obserwujemy otaczającą nas rzeczywistość. Gorzów z biegiem dni, miesięcy, lat rozwija się i pięknieje. Powstaje coraz więcej nowych, pięknych miejsc i obiektów służących mieszkańcom. Jednak te świeże perełki powodują mocny kontrast z obszarami, które od lat nie były modernizowane.
Przyczyny
Stefan Sejwa, radny Platformy Obywatelskiej alarmuje, że sytuacja miasta z roku na rok pogarsza się. Z jednej strony wynika to ze światowego kryzysu, z drugiej przyczyny są związane z taką, a nie inną formułą rozwoju Gorzowa. Żeby spinać finanse miasta i budżet trzeba zaciągać poważne kredyty, nie tylko na inwestycje, ale też na bieżące funkcjonowanie grodu nad Wartą. - Skala kredytów urosła w mieście do kwoty 188 milionów złotych. A przed nami zaciągnięcie kolejnego kredytu, tym razem 68 mln zł. To pierwsza transza z całości jeszcze większego kredytu o wysokości 125 mln. Są to obciążenia bardzo poważne. Zwiększa się też deficyt budżetowy. Aktualnie wzrósł on do 10,5 miliona złotych. Nie spinamy budżetu w sensie dochody-wydatki. Dysponując tak ograniczoną możliwością finansowania rozwoju miasta doszliśmy do sytuacji, że w Gorzowie jest coraz mniej inwestycji - mówi radny.
W roku 2010 władze miasta przyjęły program inwestycyjny w skali 145 mln zł. Z tego udało się zrealizować inwestycje w zakresie 132 mln. - W roku bieżącym przyjęliśmy 90 milionów. W tej kwocie są uwzględnione wydatki na inwestycje, które są oddane do użytku, ale dalej obciążają budżet miasta. Dla przykładu spłata zobowiązań z tytułu inwestycji filharmonii przyjęta jest w wysokości 31 mln zł. Amfiteatr to 12 mln zł, a stadion żużlowy to 11 mln. 54 mln z tych 90 to realizacja zobowiązań inwestycyjnych już oddanych do użytku. To zmniejsza pulę na nowe zadania. Do tego dochodzą kolejne rzeczy i w efekcie z tych 90 mln schodzimy do kwoty około 20 milionów na nowe tematy, w tym bardzo oczekiwane wśród mieszkańców drogi, ulice, substancję mieszkaniową wymagającą rewitalizacji. W skali obracania się w 20 mln możliwości wygląda to niewesoło - tłumaczy Sejwa.
Zdaniem radnego PO, wielkie inwestycje pejoratywnie odbiły się na możliwości realizacji potrzeb przy najbliższym miejscu zamieszkania - a więc ulic, chodników, budynków mieszkalnych czy dróg. To dziedziny bardzo zaniedbane w naszym mieście.
Skutki
„Owoce” tej niepokojącej sytuacji widać gołym okiem. Wielu gorzowian uważa, że stan tutejszych ulic, budynków i dróg jest opłakany. Robert Piotrowski, regionalista, zgadza się z tezą, że nasze miasto się sypie: - Odpuszczono sobie kompletnie to, co już stoi. Nie dba się o to, a jeśli już dokonuje się jakiś pseudoremontów, to odbiera to tym budynkom wartość estetyczną i również użytkową, bo stosuje się tanie materiały. Ja na terenie Gorzowa nie mogę podać żadnego przykładu, gdzie do budynku użytkowego udało się podejść w sposób na tyle kompleksowy, by ten obiekt uzyskał wartość, wygląd i estetykę i na tych działaniach nie stracił. W najgorszym stanie jest tzw. Nowe Miasto, czyli ulica Chrobrego i jej przecznice, podobnie Mieszka I z przecznicami. Dotyczy to budynków i ich otoczenia. Obszar ten potrzebuje rozsądnego, inżynierskiego podejścia. Rośnie tam ponadto strefa ubóstwa, więc to pierwszy przykład obszarów zdegradowanych. Zawarcie to drugi przykład, ale tam miasto pozbywa się budynków, więc wkrótce problem po części zniknie, bo wraz z budowlami usunie się ludzi.
O zdanie na temat gorzowskich budynków zapytaliśmy Adama Migdalczyka, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego: - Za budynki nie jest odpowiedzialne miasto, co innego w przypadku dróg. Za budynki odpowiadają właściciele i użytkownicy. Niemal w każdym obiekcie są wspólnoty mieszkaniowe. A że stan budynków nie jest zadowalający? Centrum Gorzowa i okolice to obiekty wybudowane w latach trzydziestych albo jeszcze wcześniej. Żywotność budynku murowanego to sto lat. Po takim czasie powinien być on rozebrany albo całkowicie zmodernizowany. Ale na to potrzebne są pieniądze.
Maria Góralczyk-Krawczyk, zastępca dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej ds. techniczno-ekspoloatacyjnych stwierdziła, że poruszany przez nas temat jest trudny. - Stan techniczny gorzowskich obiektów jest pochodną wielu czynników i od dziesięcioleci jest determinowany przez możliwości budżetowe miasta. Chodzi nie tylko o możliwości miasta, ale również wspólnot mieszkaniowych. Ale chodząc po mieście można zauważyć, że w ostatnim czasie zaczęło się tu bardzo dużo zmieniać. Na pewno jest bardzo dużo do zrobienia, ale trzeba też patrzeć przez pryzmat tego, co już zostało dokonane. Często jest tak, że przeprowadzamy np. wymienię instalacji elektrycznej czy remont klatki schodowej. Elewacja zostaje bez zmian, bo nie starcza już na nią pieniędzy. Wówczas owszem, obraz wizualny miasta będzie taki, a nie inny - mówi pracowniczka ZGM.
Radny Paweł Leszczyński z Sojuszu Lewicy Dekomratcyznej zwraca uwagę na problem kolei i dworca. - W obecnej chwili mamy pół peronu w Gorzowie w związku z remontem. O peronie czwartym nie wspominam, bo to widmo. Sypią nam się też drogi. Te, które niedawno były remontowane zaczynają się kruszyć. W związku z tym występuje konieczność ponownego lania asfaltu. Na ostatniej sesji Rady Miasta otrzymaliśmy inwentarz ponad 50 ulic, które czekają na poważny remont. Co dalej?
- Należy zastanowić się, czy to, że Gorzów nam się sypie jest zawsze winą zaniedbań samorządu. Otóż nie. Brakuje pewnych mechanizmów odgórnych, a na samorząd spychane są kolejne zadania publiczne bez pokrycia finansowego - zaznacza radny Leszczyński. Polityk SLD ma jednak pewien pomysł na uleczenie niepokojącej sytuacji: - Apelowałbym o ustawę o rewitalizacji i o stworzenie odgórnego funduszu ogólnopolskiego, który będzie dofinansowywał projekty rewitalizacyjne. Rzecz jasna byłoby to na zasadzie wkładu własnego miasta. W każdym z programów jest bowiem zasada dodatkowości. Ten, kto występuje, musi wykazać się wkładem własnym. Chodzi o stworzenie rozwiązań na szczeblu centralnym, w oparciu o projekt, który już powstał. Sami nie damy rady, nie podołamy temu. LRPO to też za mało by pozyskać pieniądze na gruntowną rewitalizację miasta. W Gorzowie 80 proc. zabudowy pochodzi sprzed I wojny światowej. Za chwilę będziemy obchodzić stulecie wielu kamienic. Żeby sobie ze wszystkim poradzić byłoby potrzebne sześć budżetów takich jak obecny przy teraźniejszej sytuacji makroekonomicznej, kryzysie i regułach wydatkowania środków publicznych. Jest konkretna podstawa, projekt sprzed pięciu, sześciu lat, do którego warto powrócić i w oparciu o który warto pracować. Paweł Leszczyński dodaje, że fundusze można też zdobyć z rezerw oszczędności państwa. Jego zdaniem część dochodów z prywatyzacji można by inwestować w specjalnym funduszu, który służyłby tylko na współfinansowanie zadań rewitalizacyjnych.
- Znaleźliśmy się w bardzo skomplikowanej sytuacji finansowej - zauważa Stefan Sejwa. - Potrzeb w mieście jest bardzo dużo, a ich skala zamiast się zmniejszać rośnie. A „kołdra” jest tak krótka, że ciężko ją tak przesunąć, by wszystkich pogodzić. Moim zdaniem miasto się nie sypie, ale musimy bardzo mądrze decydować jako władze miasta żeby do tego sypania się w przyszłości nie doszło. Symptomy tego zjawiska są niestety w naszym zasięgu - kończy radny.
Wnioski nie są więc wesołe, a prognozy optymistyczne. Gruntowne odrestaurowanie Gorzowa to proces wieloletni, który pochłonie ogromne pieniądze. A nie można zapomnieć o rosnącym kredycie, który będziemy musieli sukcesywnie spłacać. Czas więc odpuścić sobie wielkie, huczne inwestycje i skupić się na poprawie jakości infrastruktury, z którą przeciętny mieszkaniec ma styczność na co dzień.