Gdy tylko brakujące wskazówki na katedralnej wieży wirtualnie wskazały północ, stary rok 2023 się spakował. Tyle go w Gorzowie widziano. Powiadano, że zaryzykował i opuścił nasze miasto lubuskim szynobusem. Miał farta. W Sylwestra kolej funkcjonowała całkiem przyzwoicie. Gdzie udał się po zakończeniu kadencji? Nie wiadomo. Jedni powiadają, że do równoległej rzeczywistości, wprost na ulicę Nowogrodzką w Warszawie. Drudzy zaś, że bardziej ambitnie - do krakowskiej Piwnicy pod Baranami.
W tym samym czasie przybył jego następca. Tuż po północy od strony Berlina, 2024 wjechał niemieckim szynobusem. Świeży, pachnący wielkomiejsko Avenue des Champs-Élysées. Prawdziwy Europejczyk. Przywiózł nam „na dobry początek” 5 miliardów Euro z funduszy, które w przepastnych skarbcach Komisji Europejskiej powoli pokrywała pajęczyna. Gdyby te środki spożytkować tylko na Gorzów, można by postawić granitowy sraczyk przy każdej ulicy. O kilometrach betonowych deptaków nie wspomnę. Wystarczyłoby nawet na złote organy w Katedrze.
Nowy Rok witaliśmy, jak na Gorzów przystało. W miejskim ratuszu Sylwestra raczej przespano. Zapewne dlatego przez ostatnie tygodnie wszelkiej maści petardy znikały w osiedlowych marketach jak świeże bułeczki. Na każdej dzielni pierdyliardy fajerwerków poszybowały w niebo. Tylko osiedlowe czworonożne Azorki nie podzielały entuzjazmu imprezowiczów, przemykając w popłochu ciemnymi zaułkami.
Wszyscy zastanawiamy się, co Nowy Rok nam przyniesie. Powiadają, że może być tylko lepiej. Chciałbym podzielać ten entuzjazm w czasie gdy prawdziwe „fajerwerki Putina” śmigają kilkaset kilometrów dalej. Przetrwaliśmy jednak pandemię, maseczkowe szaleństwo oraz populistów. Co nas nie zabije, to nas tylko wzmocni. Może nie będzie tak źle. Odra czterdzieści kilometrów dalej. Coś wykombinujemy gdyby Władimir Władimirowicz niekoniecznie dobrze nam życzył…
Nowy Rok to także samorządowe wybory. Będzie się działo, chociaż wrony na ulicach kraczą, że miłościwie panujący Jacek Wójcicki w Gorzowie nie ma z kim przegrać. Pomimo wiecznego łatania inwestycyjnych fuszerek oraz morza betonu, które zalało centrum jak wszystkie plagi egipskie razem wzięte. Szkoda. Liczyłbym na dobry sparing z kontrkandydatem wagi ciężkiej. Nie na darmo zainwestowałem, za radą marszałka Hołowni, w chipsy oraz popcorn. Tylko kto podejmie wyborczą rękawicę, krzyżując nagie miecze na zabetonowanej ziemi? Surowiec, Bejnar - Bejnarowicz, Bachalski, Synowiec, Marcinkiewicz, Broszko? Kilkoro zacnych kontrkandydatów zapewne by się znalazło. Nic tak nie mobilizuje do twórczego działania jak oddech konkurencji na plecach. W naszym mieście nie zaszkodziłby nawet oddech Smoka Wawelskiego. Byleby uprzednio zażył miętowe Tic-Tac.
Tymczasem dojdźmy do siebie po hucznym powitaniu 2024. Patrzmy mu na ręce, by zbytnio nie nabroił. Dziś z konieczności dajemy mu wotum zaufania. Oby w grudniu dostał także absolutoriom ”na odchodne”…