Wiadomości

Powolna śmierć gorzowskiej deski

8 września 2011, 14:10
(fot. Bartosz Zakrzewski)
Jak wyjaśniają miłośnicy deskorolki, ich pasja to oderwanie od męczącej rzeczywistości. Wie o tym każdy, kto przez jakiś czas próbował swoich sił na poczciwej desce. Nie jest tajemnicą, że skateboarding to sport urazowy i niebezpieczny. Jednak gorzowską scenę dziesiątkuje przede wszystkim brak odpowiednich miejsc do jazdy.

Historia sportów ekstremalnych w Gorzowie sięga lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Niemal na każdym osiedlu działała większa grupa chłopaków zajmujących się agresywną jazdą na rolkach. Na deskach swoich sił próbowało znacznie mniej osób.

- Scena „rolkowa” była dość mocno rozwinięta i część chłopaków naprawdę dawała radę, nawet na tle większych miast, takich jak: Warszawa Poznań, czy Łódź. Mniej więcej w tym samym czasie na moim osiedlu - Manhattanie, wracając wieczorem do domu spotkałem kilku nieznanych mi dotąd starszych chłopaków, którzy jeździli na stojąco na deskorolkach i na dodatek w niepojęty dla mnie w tamtym czasie sposób odrywali deskę od ziemi - wspomina Radosław Kąkolewski, właściciel nieistniejącego już skateshopu 66-400 i skateboarder z ponad dziesięcioletnim doświadczeniem.

Zainspirował Tony Hawk

W tamtym okresie na osiedlowych chodnikach królowały przede wszystkim wąskie plastikowe deski z marketów. Mało kto miał pojęcie o jeździe na stojąco, a co dopiero o wykonywaniu jakichkolwiek trików.

- Wszyscy jeździli na deskach na kolanie lub na siedząco w przypadku zjeżdżania z okolicznych górek. Miejscem idealnym do zjazdów na Manhattanie była górka koło sklepu „Jedynka”, jednak w tamtym okresie deska nie zajmowała istotnego miejsca w życiu żadnego z moich znajomych. Była to taka ciekawostka urozmaicająca raz na jakiś czas osiedlowe życie, które kręciło się wokół grania w piłkę i biegania po okolicznych budowach. Spotkanie „prawdziwych” deskarzy wywarło na mnie ogromne wrażenie, jednak nie był to jeszcze czas, w którym postanowiłem zakupić swoją pierwszą deskę. Momentem przełomowym okazały się wakacje 1999 roku, kiedy obejrzałem scenę ze skaterami z filmu Akademia Policyjna 4. Dodam, iż w tym filmie z 1987 możemy zobaczyć m.in. młodego Steve'a Caballero, Mike'a McGill'a czy też samego Tony Hawk'a. Jeżeli któryś z młodszych czytelników gazety miałby ochotę zobaczyć tę scenę, to z pewnością znajdzie ten fragment filmu na YouTube - mówi Radek.

Pierwszą deską gorzowianina był kompletny zestaw (deska wraz z kółkami i truckami - starzy wyjadacze kompletują swój sprzęt kupując osobno drewno i inne elementy) z hipermarketu HIT. - Tak zacząłem stawiać swoje pierwsze kroki, z czasem poznałem innych chłopaków, którzy także próbowali swych sił na desce. Druga fala skaterów pojawiła się w Gorzowie po roku 2000, kiedy to na konsoli PlayStation pojawiła się gra Tony Hawk's Pro Skater oraz w późniejszym czasie kontynuacja tej gry (THPS2) na komputery stacjonarne - wspomina R. Kąkolewski.

Niezapomniane lato 2002 roku

Od gry Tony Hawk’s Pro Skater 2 rozpoczynał również Tomek. - Zobaczyłem filmiki dołączone do gry i mówię: „Oni naprawdę skaczą na tych deskach”. Tata pierwszy „profesjonalny” model przywiózł mi z Berlina. Prapoczątki to plastikowa deska Euro-Sport. Kiedyś sobie taką wytatuuję na ręce - mówi chłopak. Siedzący obok niego Kwas również wspomina swoje początki: - U mnie na osiedlu był wielki szał na deskę. Zjeżdżaliśmy na dupach z górki. Później kupowaliśmy coraz lepszy sprzęt, z czasem rozwijały się umiejętności. Na początku jeździliśmy w dwudziestoosobowej grupie. Później zostało kilku ludzi. Z czasem jest nas coraz mniej.

Tomek i Kwas są jednymi z ostatnich deskarzy w Gorzowie, którzy swoją pasję realizują od początków XXI wieku. Największy boom na deskorolkę przypadł bowiem na lata 2002-2005. W wakacje 2002 roku miejscem codziennych spotkań lokalnych skaterów był bank naprzeciwko Urzędu Wojewódzkiego. Na tej niezapomnianej miejscówce skateboarderzy spędzali dziesiątki godzin, szlifując umiejętności i doprowadzając do „szewskiej pasji” ochroniarzy i pracowników placówki. Ale codziennością były też spontaniczne wypady na miasto, gdzie z kolei trzeba było zmagać się z funkcjonariuszami policji. W mieście nie było odpowiedniego, wydzielonego miejsca do jazdy (kilka przeszkód i rampa na Zawarciu stanowiły już wówczas ruinę), tak więc nieraz kilkudziesięcioosobowa załoga szukała przeszkód i obiektów umożliwiających wykonanie tricków wśród miejskiej architektury. To spotykało się ze sprzeciwem mundurowych i właścicieli obiektów. Stare hasło „Skateboarding is not a crime” znalazło swoje odniesienie również do gorzowskiej rzeczywistości. Jednak tamte specyficzne wakacje wielu chłopaków do dziś wspomina z nostalgią i nieukrywanym rozrzewnieniem.

Nas nie stać na oszczędzanie

Po 2005 zaczęło dziać się coraz gorzej, nadszedł kryzys, który z biegiem lat się pogłębia. - Dużo osób wyjechało z Gorzowa. Ci, którzy wyjechali pozostali przy desce, bo inne miasta stworzyły możliwości do jazdy. Osoby, które zostały w Gorzowie nie były w stanie pociągnąć tego i przestały jeździć. Ludzi z miasta prezentujących jakiś poziom można policzyć na palcach dwóch rąk. Na miejscu są głównie małolaty, które porządnie jeździć będą za parę lat, o ile się nie złamią - wyjaśnia Tomasz.

- Jeśli nie ma gdzie i na czym jeździć ciężko się rozwijać - mówią wprost gorzowscy skateboarderzy. - Byłem ostatnio w Bielawie na zawodach. Była tam taka skateplaza, prezentowany był tam taki poziom, że złapałem się za głowę. Gdybym miał możliwość, to bym się tam przeprowadził - mówi Tomasz.

O gorzowskiej deskorolce rozmawialiśmy na skateparku znajdującym się za I Liceum Ogólnokształcącym. Chłopaki z braku alternatyw jeżdżą właśnie tu, ale jak zaznaczają, miejscówka pozostawia wiele do życzenia. W dodatku w ostatnim czasie znacznie pogorszył się stan przeszkód. Zdarzają się też akty wandalizmu - półkę do grindowania deskarze musieli pewnego razu wyciągać z pobliskiej rzeczki.

- Taki skatepark jak tu to oszczędzanie. A mnie w szkole nauczyli, że nas nie stać na oszczędzanie. Wybudowali to trzy lata temu, najmniejszymi środkami i teraz się to rozpada. Nie ma dialogu między nami, a osobami, które to budują. To też trochę nasza wina, bo nikt już nie ma siły biegać po urzędach. Ja już się „nalatałem” po różnych tego typu instytucjach. A nie widać młodszych z zapałem - tłumaczy Tomek.

- Próbowaliśmy rozmawiać z dyrektorem, żeby zbudowała tu coś lepsza firma, TechRamps. Mogłoby być to nawet mniejsze, ale lepiej wykonane. Lepiej by się na tym jeździło. Dyrekcja jednak postawiła na ilość. Zresztą nic dziwnego, bo starsze osoby z reguły nie słuchają się młodzieży - dodaje Kwas.

Topienie kasy i sztuka dyplomacji

O „bieganiu po urzędach” najwięcej wie Radosław Kąkolewski, który pierwszy raz podjął się próby kontaktu z urzędnikami w wieku 16 lat. - Podczas pierwszych prób nawiązania kontaktu czułem, że nie jestem traktowany poważnie. Większość osób była przekonana o swoich racjach, co zaowocowało wybudowaniem w 2004 roku atrapy skateparku, mieszczącej się w Parku Kopernika. Pomimo zapewnień prezydenta i urzędników skatepark ten nie został rozbudowany. Pieniądze, które zostały tam utopione wystarczyłyby na wybudowanie znacznie lepszego obiektu - tak jak to miało miejsce np. w pobliskiej Skwierzynie. W późniejszym okresie próbowaliśmy zdziałać coś składając wnioski do budżetu miasta - niestety bezowocnie - mówi jeden z prekursorów deskorolki w Gorzowie.  

Radek ma pomysł na wybudowanie obiektu, gdzie oprócz miłośników sportów ekstremalnych swoje miejsce mogliby znaleźć członkowie lokalnych zespołów muzycznych, osoby zajmujące się street-art'em czy graffiti: - Myślę, że takie miejsce zlokalizowane w np. Parku Górczyńskim przyciągałoby codziennie dziesiątki młodych mieszkańców naszego miasta.

- Czy jest szansa, że w Gorzowie w najbliższych latach powstanie nowy skatepark i zostanie on stworzony po konsultacjach ze skaterami? - pytamy w Urzędzie Miasta.

- Budżet na 2012 rok będzie dopiero konstruowany. Jeszcze nie wiadomo czy to przedsięwzięcie tam się znajdzie, choć sytuacja jest znana urzędnikom, którzy zdają sobie sprawę z potrzeby powstania takiego obiektu. Przypominam o możliwości złożenia wniosku do budżetu przez mieszkańców. Wydział infrastruktury miejskiej jest w kontakcie ze skaterami, więc gdyby inwestycja była realizowana, wtedy takie konsultacje zostaną przeprowadzone. Zależy to oczywiście od możliwości finansowych - odpowiada dyplomatycznie Anna Zaleska, rzecznik prasowy magistratu.

- Ten sport w Gorzowie umiera. Powoli, ale jednak. Jeśli nic się nie zmieni, to będzie niewesoło. W Gorzowie nigdy tak naprawdę nie było silnej sceny. Był moment, kiedy mogło się to należycie rozwinąć. Parę fuszerek spowodowało jednak, że dalej nie było gdzie jeździć - mówi Tomasz. Chłopak wkrótce rozpocznie budowę mini rampy… na ogródku swojego ojca.

Pomimo nieciekawej sytuacji na gorzowskim podwórku skateboarderzy nagrywają właśnie drugi w historii lokalnej sceny film. Pierwszy, zatytułowany Suchar, powstał w 2004 roku. Od tamtej pory nagrywano jedynie krótkie, kilkuminutowe zlepki. - Nasz kolega Siema kupił profesjonalną kamerę i kręci drugi film o nas. Chłopak połamał sobie strasznie rękę, powychodziły mu kości i wziął się bardziej za kręcenie niż jazdę - objaśnia Tomek.

Całe ich życie

Na koniec pytam czym dla chłopaków jest tak naprawdę deskorolka. Po krótkiej chwili zastanowienia Kwas mówi: - Mam czasem ochotę wyjść z domu, oderwać się od tego wszystkiego - studiów, pieniędzy, tego, co mnie przytłacza. Tomasz dorzuca: - Wychodzisz na deskę i jest tylko deskorolka. Nic innego, nawet jakby się dom palił. To oderwanie.

Radka Kąkolewskiego deskorolka nauczyła konsekwencji i indywidualności: - W przeciwieństwie do wszelkiej maści popularnych w naszym kraju sportów drużynowych, w przypadku deskorolki w momencie, w którym nam coś nie wychodzi nie mamy możliwości zrzucenia winy na kogoś innego - wszystko zależy od nas samych. To my podejmujemy decyzję i gdy coś nam nie wychodzi my za nią odpowiadamy... często zdrowiem. Tylko dzięki konsekwentnemu powtarzaniu pewnych schematów dojdziemy do osiągnięcia celu w postaci umiejętności wykonania nowego triku. Deskorolka to dla mnie także styl, design, muzyka, architektura. Środowisko osób zajmujących się skateboardingiem, pomimo tego, iż jest dość hermetyczne, przenika się z kulturą hip-hopową czy też diametralnie różniącym się od niej środowiskiem punk. Czynnikiem łączącym tych wszystkich ludzi jest wspólne zamiłowanie do jazdy na deskorolce. Dzięki kontaktom z osobami o często zupełnie innym podejściu do rzeczywistości możemy dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy, do których w żaden inny sposób raczej byśmy nie dotarli. W późniejszym czasie posiadana wiedza przekłada się na bardziej otwarte podejście do otaczającego nas świata.

Filip Praski

Od lewej: Kwas i Tomasz (fot. Bartosz Zakrzewski)

 


Podziel się

Komentarze

Elvis
Zobacz, jak wygląda Gorzów teraz – kamera na żywo

Imprezy


Pozostałe wiadomości