Gorzowski szkoleniowiec Paweł Wójcik szybko zakończył karierę piłkarską ze względu na zdrowie. Jego życiem jest piłka, dlatego swoje marzenia realizuje jako trener.
- Od początku mówił pan, że nie było takiej potrzeby, aby pana mocno namawiać do pracy w Stilonie. Co zaważyło na tym, że jest pan obecnie szkoleniowcem tej drużyny?
Przede wszystkim prestiż tego klubu. Nie ma co się oszukiwać, drużyny w klasie okręgowej, jak i w IV lidze nie powalają na łopatki swoimi nazwami. Stilon natomiast jest klubem, który w pewnym etapie kariery każdy młody trener chciałby prowadzić, bez względu na to, w której lidze gra.
- Spodziewał się pan tego, co zastał w Gorzowie?
Na pewno nie do końca mnie to zdziwiło. Kilkukrotnie pojawiałem się tutaj na rozmowach z ludźmi z tego otoczenia. Wsparcie kibiców Stilonu jest naprawdę zaskakujące. Mimo tego, że gramy w IV lidze i w składzie nie mamy zawodników ze znanymi nazwiskami to kibice przychodzą na mecze i głośno dopingują. Teraz zrozumiałem to, że nie ważne jest kto gra na tym boisku, ważniejsze natomiast jest to czy oddaje serce za tę drużynę.
- To chyba trochę dziwne, że zawodnicy garną do klubu, który nie może im zapewnić zbyt dużych pieniędzy. Potrafi pan wytłumaczyć ten swego rodzaju fenomen?
Kilku zawodników, którzy są obecnie w składzie wahało się przy podjęciu decyzji. Podczas rozmów w szatni przed pierwszym meczem wszyscy jednogłośnie powiedzieli, że to była dobra decyzja. Każdy kto był w sobotę na meczu poczuł atmosferę tego klubu.
- Jest pan młodym trenerem, wiąże pan swoją przyszłość z tym klubem?
Jak najbardziej. W moim przypadku jest to idealny moment, żeby w takim klubie być. Tutaj mam rodzinę, tu jest całe moje życie, praca i na razie się stąd nigdzie nie wybieram. Poza tym jestem jeszcze zbyt młody i mało rozpoznawalny, żeby gdziekolwiek się wybierać i otrzymywać dobre oferty.
- Za Stilonem ciężki okres przygotowawczy, czy wierzy pan, że to wystarczy, aby z tych graczy zrobić zespół zdolny do zwycięstw w lidze?
Myślę, że pierwsza odpowiedź padła już w sobotę, po wygranym spotkaniu w lidze. Ten zespół jest dobrze przygotowany motorycznie. Wiadomo, że gdzieś ta technika w piłkarzach musi być, ale uważam, że w tej lidze żeby zespół realizował taktykę musi być przygotowany motorycznie. Właśnie z takiego założenia wychodzę i przede wszystkim nad tym staraliśmy się pracować. Ostatnie dwa tygodnie poświęciliśmy na przygotowanie taktyczne. Chciałem wspomnieć o całym sztabie szkoleniowym, bo wiadomo, że wszystko się tutaj obraca wokół mnie. Razem ze mną pracuje Sebastian Papuga oraz Paweł Cierach, którzy naprawdę mnie wspierają i pomagają. Gdy potrzebny jest jakiś sprzęt do treningu to członkowie zarządu w ciągu kilku dni potrafią taki załatwić. Aż chce się tutaj pracować, bo to jest coś pięknego.
- W kadrze mamy kilku graczy, którzy nigdy nie grali w profesjonalnym klubie. Co jest kluczem do sukcesu, aby ci zawodnicy zrozumieli o co grają? . Kluczem do sukcesu jest dotarcie do głów tych młodych piłkarzy. Oni muszą wiedzieć co się od nich wymaga. Jeśli to zrozumieją, to odwdzięczą się na boisku. Nie rozumiem takich sytuacji gdzie krzyczy się na zawodnika, a on do końca nie wie za co się na niego krzyczy. Myślę, że trzeba postawić na pracę nad psychiką tych młodych ludzi. Wtedy każdy jest w stanie grać na czwartoligowym poziomie. Nie ważne czy ma siedemnaście, dwadzieścia pięć czy dwadzieścia siedem lat. Tutaj też trzeba wspomnieć o szkoleniu, bo ci chłopcy, którzy do nas trafili prezentują bardzo dobre umiejętności techniczne, Trzeba się ukłonić trenerom, którzy trenowali tych młodych piłkarzy od najmłodszych lat.
- Na pewno jako zespół rozmawiacie o celach. Czy w szatni wyznaczyliście sobie plan minimum i maksimum na tę rundę, bądź też cały sezon?
Już na samym początku uciąłem rozmowy tego typu. Nie jest potrzebne zabrudzanie sobie głowy słowami typu awans. Myślę, że jak będziemy się skupiać na każdym następnym przeciwniku to wystaczy i to jest cel. Chłopaki doskonale sobie zdają z tego sprawę. Po co wybiegać w przyszłość, jeżeli nie wiemy co się wydarzy za dwa czy pięć dni.
- W jednym z pierwszych wywiadów powiedział pan, że Stilon w Gorzowie to magia. To dość mocne wyznanie?
Ja tak nie uważam. Jest coś w tym, zawodnicy na początku się z tego śmiali, bo nie rozumieli tego wszystkiego. Na ostatnim treningu przed ligowym meczem pracowaliśmy nad ich psychiką. I wtedy przyznali mi, że te słowa odzwierciedlają to, co faktycznie tutaj jest.
- Sam grał pan w piłkę. Co spowodowało, że przerwał pan swoją karierę na boisku?
Wpłynęło na to wiele czynników. Przede wszystkim jednak to, że chirurg przedstawił mi dwa wyjścia. Albo dalej uprawiam wyczynowy uprawiam sport, co doprowadzi mnie do wózka inwalidzkiego, albo kończę z graniem i szukam sobie innego zajęcia w życiu. Wiadomo, że dla każdego sportowca nie jest to łatwa decyzja, ale w tym momencie trzeba było powiedzieć basta. Nie ukrywam, że teraz ze zdrowiem jest wszystko w porządku. Z chłopakami bardzo lubię pokopać. Sprawia mi to przyjemność.
- A skąd u pana pomysł na zejście z boiska i zajęcia miejsca na ławce trenerskiej?
Już od urodzenia żyłem z piłką za pan brat. Cały czas grałem, a gdy nie mogłem, to stwierdziłem, że spróbuję trenować. Wszystkie mecze, które oglądam w telewizji, staram się analizować w inny sposób. To jest moja pasja i to jest całe moje życie i cieszę się, że mogę teraz być w tym miejscu.